Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znienawidzona i uwielbiana

Piotr K. Piotrowski
Dokument "Damsko - męskie sprawy" Ewy Borzęckiej otrzymał certyfikat i status finalisty Międzynarodowego Nowojorskiego Festiwalu Filmowego.

     Jest to kolejne ważne wyróżnienie dla autorki głośnych, aczkolwiek kontrowersyjnych filmów, takich jak: "Arizona", "Oni" czy "Trzynastka".
     Prestiżowy Międzynarodowy Nowojorski Festiwal Filmowy trwa sześć miesięcy. W tym czasie jurorzy z 23 krajów świata oglądają zgłoszone do konkursu produkcje. W kolejnych etapach wyłaniane są najlepsze filmy. Certyfikaty i status finalisty otrzymują najciekawsi twórcy na świecie w danym roku. Film Borzęckiej został nagrodzony w kategorii "Relacje międzyludzkie".
     "Damsko męskie - sprawy" opowiadają o romansach i miłosnych uniesieniach osób w wieku emerytalnym. O rozpaczliwym poszukiwaniu bliskości. Ewa Borzęcka ukazuje w swoim filmie, jak ludzie starsi walczą z samotnością, bawią się na wieczorkach tanecznych, rozmawiają o seksie i wyznają sobie miłość. Najstarszy bohater tego dokumentu ma 92 lata.
     Pomysł filmu zrodził się przez przypadek. Pewnego dnia Ewa Borzęcka spotkała w barze starszych ludzi, którzy zapisywali się na potańcówkę. Natychmiast stwierdziła, że to dobry temat na dokument. Prywatnie uważa, że znalezienie bliskiej osoby nawet w jesieni życia jest dla człowieka wielkim darem. Okazuje się zresztą, że na miłość nigdy nie jest za późno. Niektórzy największe uniesienia miłosne przeżywają - mimo przeszkód ze strony otoczenia (w tym dorosłych dzieci przeciwnych nowym związkom rodziców) - właśnie w późnym wieku.
     Jak każdy film tej reżyserki, również i "Damsko męskie - sprawy" wywoływały sprzeczne emocje - od śmiechu, po zarzuty, że autorka kpi ze swoich bohaterów. Dla Ewy Borzęckiej to nie nowość. Wytrzymywała już nie takie ataki. Po pokazach słynnej "Arizony", w której mieszkańcy byłego PGR-u we wsi Zagórki w Słupskiem upijają się winem o tej dźwięcznej nazwie, pomawiano Borzęcką, że reżyserowała sytuacje i finansowała swoim bohaterom pijackie orgie. Reżyserka zaprzeczała, twierdząc wręcz, że nie wszystko znalazło się na taśmie filmowej:
     - Widz nie zobaczył pijanych, leżących w błocie kobiet, które ciągnęły za sobą sześcioletnie dzieci - _powiedziała.
     A co do pieniędzy, wyjaśniała w jednym z wywiadów:
     - _To nie jest tajemnica. Zawsze z bohaterami moich filmów podpisuję umowę i wypłacam pieniądze. Grosze, dziesięć złotych. Za to ludzie kupowali chleb, a niektórzy Arizonę.

     Kolejną burzę wywołał film "Trzynastka" o matce samotnie wychowującej w Bieszczadach trzynaścioro dzieci. Mimo skrajnego ubóstwa Halina nie chce oddać żadnego z nich do domu dziecka. Jej mąż umarł, a ona radzi sobie, jak tylko może i potrafi. Po telewizyjnej projekcji na bohaterkę posypały się prawdziwe gromy ze strony urzędników lokalnych, polityków z AWS - u, a nawet hierarchii kościelnej. Matce, która wychowywała tak liczne potomstwo za pięćset złotych miesięcznie, grożono odebraniem dzieci, jeśli nie powie publicznie, że większość scen w filmie Ewy Borzęckiej była inscenizowana.
     Święte oburzenie wywołała przed wszystkim scena, w której bohaterka "Trzynastki" przeklina jak szewc i pije bimber z zaprzyjaźnionym mężczyzną. Do tego jeszcze całuje go przed kamerą.
     - _Halina pokazała się w takiej sytuacji, w jakiej każdy normalny człowiek może się znaleźć. Może nie w takim otoczeniu, może nie pijąc bimber, tylko koniak - _odpierała zarzuty Borzęcka.
     W sumie Ewa Borzęcka jest autorką ponad 20 filmów. Studiowała pedagogikę specjalną i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Jest etatowym pracownikiem TVP. Współpracowała z BBC i japońską telewizją HBC. Twierdzi, że wrażliwości na ludzką biedę i cierpienie nauczył ją ojciec, który był lekarzem w Ostrołęce.
     To właśnie ojcu zadedykowała film "Oni" - nieupiększony wizerunek warszawskich bezdomnych. Zdjęcia do niego powstawały w kanałach, noclegowniach i na dworcach.
     Autorka za każdym razem długo oswaja bohaterów z kamerą i swoją obecnością. Czasem trwa to nawet rok. Siłą rzeczy zaprzyjaźnia się z ludźmi, o których opowiada. Jej kontakty z bohaterami filmów nie kończą się po zamknięciu produkcji. Ludzie, których filmowała, odwiedzają ją w domu, telefonują do niej, piszą listy, proszą o pomoc. Jej adres i numer telefonu nie są dla nich tajemnicą.
     Po co to wszystko robi?
     - _Ja nie po to robię filmy, żeby komukolwiek pomagać - od_powiada Borzęcka. - Ale po to, by zwrócić uwagę tych, którzy są do tego zobowiązani. Szukam ludzi i sytuacji, które - moim zdaniem - są warte poznania, opowiedzenia, zrozumienia. Najpierw przeze mnie, a potem przez moich widzów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska