Za Ojczyznę walczył w armii gen. Władysława Andersa. O swoim dzieciństwie i młodości chętnie opowiadał na łamach "Albumu bydgoskiego". Niestety, już więcej nie przeczytamy wspomnień Kaliksta Piechockiego. Przyjaciel "Albumu bydgoskiego" zmarł 1 czerwca br. Miał 84 lata.
Gdy trzy lata temu pan Kalikst nadesłał pierwsze zdjęcie do naszego dodatku, tak się przedstawił: "Pochodzę z rodziny o silnych tradycjach drukarskich. Mój tata Jan przyjechał do Bydgoszczy z Poznania i podjął pracę jako zecer-stereotyper w drukarni Biblioteka Polska, w lutym 1923 roku. Drukował wtedy banknoty - polskie marki o nominałach: 50.00, 100.000, 250.000 i 500.000. Latem 1939 roku zwiedziłem drukarnię, bo wolą ojca było, bym terminował w dziale chemicznym. Niestety, wybuch wojny zniweczył te plany. Drukarzem nie zostałem. Przez całe życie pracowałem jako główny księgowy w "Famorze".
Kompani broni i koledzy ze Szkoły Karpackiej
II wojna światowa szczególnie zapisała się w życiorysie Kaliksta Piechockiego. Udało mu się przedostać do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Przez pół roku walczył w armii gen. Andersa. - Jak się później okazało, byliśmy kompanami broni. Jednak poznaliśmy się dopiero po wojnie, w Szkole Karpackiej we Włoszech, którą do życia powołał generał Anders. Uczyli nas znakomici profesorowie z Uniwersytetu Lwowskiego, Krakowskiego i Poznańskiego. Pamiętam, że raz, po zajęciach, poszliśmy na cmentarz, gdzie spoczywają żołnierze, którzy zginęli w kwietniu 1945 roku w bitwie pod Bolonią. Wówczas życie oddało 1300 żołnierzy. Gdy staliśmy przy grobach, spojrzeliśmy z Kalikstem na siebie, ale żaden z nas nie wypowiedział ani słowa. Jednak obaj myśleliśmy, dlaczego oni polegli, a nam udało się przeżyć. Gdzie jest sprawiedliwość? - opowiada Henryk Skrzypiński.
Zaproszenie do Włoch
Pan Henryk wspomina Kaliksta Piechockiego jako człowieka bardzo pogodnego, życzliwego. Zawsze spieszył innym z pomocą. - Na nic się nie skarżył. Niestety, zmagał się z ciężką chorobą. Był coraz słabszy. Gdy rok temu, z Ministerstwa Obrony Narodowej, obaj otrzymliśmy zaproszenie do Włoch na uroczystości z okazji rocznicy śmierci generała Andersa, Kalikst nie chciał lecieć. Obawiał się, że nie podoła trudom takiej wyprawy.
To zdjęcie otrzymaliśmy od Pana Kaliksta w tym roku. Są na nim uczestnicy zabawy sylwestrowej w 1952 r. Pan Kalikst w kapeluszu, po prawej żona Halina.
(fot. Fot. z archiwum kaliksta piechockiego)
Na szczęście udało mi się go namówić na wyjazd. Byliśmy na Monte Cassino, w polskiej ambasadzie w Rzymie, pomodliliśmy się przy grobie naszego papieża Jana Pawła II w Bazylice Świętego Piotra. Kalikst wrócił do Bydgoszczy bardzo podbudowany, pełen nadziei. Wierzył, że uda mu się pokonać chorobę. Niestety, tak się nie stało - mówi Henryk Skrzypiński.
Kalikst Piechocki - a wiemy to od pana Henryka - uczestniczył w bitwie o Bolonię (9 - 22 kwietnia 1945 roku). - Brał udział w przełamaniu fortyfikacji, które Niemcy urządzili w wałach przeciwpowodziowych. To była niezwykle niebezpieczna i trudna operacja, pierwsza z wielu akcji, jakie zostały przeprowadzone podczas bitwy o Bolonię. Kalikst prowadził jedną z drużyn w V Kresowej Dywizji Piechoty.
Zmarłego przyjaciela "Albumu" wspomina także dr Andrzej Bogucki, honorowy prezes "Polskiego Sokoła", historyk i emerytowany nauczyciel: - Pana Kaliksta znali moi rodzice. To był ich bardzo dobry znajomy. Ja z panem Piechockim współpracowałem ponad 30 lat. To był wspaniały człowiek. Choć nie urodził się w Bydgoszczy, to mogę o Nim powiedzieć, że był bydgoszczaninem. Bardzo interesował się miastem, jego historią. Wiem, że pisał pamięniki. Był jednym ze współzałożycieli Bydgoskiego Towarzystwa Genealogiczno-Heraldycznego, działał w Towarzystwie Inicjatyw Kulturalnych i Związku Żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, współpracował z Pomorskim Muzeum Wojskowym
Kalikst Piechocki aktywnie działał w Towarzystwie Miłośników Miasta Bydgoszczy oraz w Bydgoskim Towarzystwie Wioślarskim.
Jego pogrzeb odbył się w miniony piątek. Został pochowany na Cmentarzu Nowofarnym przy ul. Artyleryjskiej/Zaświat.