- Jak co roku obchodzimy Dzień Babci i Dziadka. Z perspektywy babci czyją funkcję w rodzinie, domu, ocenia pani jako ważniejszą?
- Uważam, że obie funkcje i osoby w rodzinie są jednakowo ważne. Przynajmniej u nas tak jest. Choć wiem, że tak bywa kiedy to chłopcy większą rolę przypisują dziadkowi, a dziewczynki babci. U nas jednak takiego rozgraniczenia nie ma. Ja sama także nie robię różnic pomiędzy naszymi wnukami. Wszystkich, młodszych czy starszych traktuję tak samo i tak samo też ich kocham.
- Ile wnucząt jest w pani rodzinie?
- Mamy cztery córki i czternaścioro wnucząt. Najmłodsze ma pięć lat, najstarsze dwadzieścia pięć lat. W tej kochanej, licznej gromadce mamy cztery wnuczki i dziesięciu wnuków. Wszyscy mieszkamy po części w Górznie, ale także obok siebie, w najbliższym sąsiedztwie.
- Ma pani cztery córki. Przeżywała pani narodziny pierwszego ich dziecka?
- Oczywiście, bardzo się cieszyłam, ale zarówno ja jak i mój mąż mówiliśmy, że nieważne kto pierwszy przyjdzie na świat - chłopiec czy dziewczynka. Najważniejsze, żeby było zdrowe. Z radością witaliśmy narodziny każdego kolejnego potomka naszych córek i ich mężów.
- Jesteście dość rzadkim już wzorem rodziny wielopokoleniowej, która mieszka prawie razem choć nie w jednym domu.
- Mieszkamy w samym centrum Górzna, w kilku sąsiadujących ze sobą domach. Jestem z tej sytuacji niezmiernie zadowolona. Żyjemy od lat ze sobą bardzo zgodnie i spokojnie. Wszyscy się kochamy, szanujemy i zawsze kiedy trzeba pomagamy sobie. Jedni na drugich zawsze w każdej sytuacji mogą liczyć. Jak rodzice idą do pracy, to ja i mąż chętnie pomagamy w doglądaniu ich dzieci, a naszych wnuków. Teraz pracy przy nich już tak wiele nie ma. Ale kiedy były małe trzeba było poświęcić im więcej czasu.
- Kiedy nadchodzą święta czy jakieś uroczystości rodzinne, jak państwo je obchodzicie, przeżywacie?
- Zawsze wszyscy razem! Innej sytuacji sobie nie wyobrażam. Wcześniej wyznaczamy sobie kiedy i u kogo będziemy spędzać święto. Obowiązuje uprzednio wyznaczona kolejność, ale tak, żeby każdemu to pasowało. Jako mama i babcia jestem z tego zadowolona i nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Chyba jakoś pomaga nam w tym to, że mamy wspólne podwórko.
- Niektórzy twierdzą, że kiedyś dzieci były wychowywane w większym drylu, posłuszeństwie i mniej się zdarzało różnych przykrych zdarzeń jak obecnie.
- Chyba to prawda. Teraz dzieciom więcej wolno, nawet w szkole mają swoje prawa, ale niektórym rodzicom nawet się to podoba. Kiedyś dzieci musiały więcej w domu pracować, a i dostatku takiego jak teraz nie miały i wyrastały na dobrych ludzi.
- Ma pani osobisty przepis na to, jak być dobrą i kochaną przez wnuki babcią?
- Przepisu nie mam. Myślę, że po prostu trzeba lubić i kochać dzieci. U nas nigdy nie było z tym problemu. Potrafimy zgadzać się nie tylko w najbliższej rodzinie, ale także wśród sąsiadów. Zawsze mówię, że żyjemy tak jak w wielkiej rodzinie. Czasami żal mi tych ludzi z wielkich miast, co to mieszkają całymi latami w blokach. Żyją tak blisko, obok siebie i wcale się nie znają! To jest smutne. W małych miasteczkach jest pod tym względem lepiej.
- Co pani najczęściej dostaje od wnucząt w prezencie na Dzień Babci?
- Rozmaicie. Laurki z wypisanymi na nich wierszykami, pięknie wymalowane. Niektóre mają wykrojone serduszka od których odchodzą kolorowe promienie - chyba jak ta miłość do dziadków. Są też papierowe kwiaty na patykach. Własnoręcznie robione prezenty cieszą najbardziej. Widać włożoną w nie pracę, energię i uczucia najmłodszych do tych najstarszych. Ach, miło być babcią!