Wróciłem w miejskie krajobrazy – a tam, wiadomo, wysoka kultura z niską trawką. Glanc koszenie, regips trawnikowy z zawartością wody zbliżoną do tynku. Prawdziwe stepy akermańskie „kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła”. Wystarczy wyprowadzić dziatwę ze szkoły, kazać im zdjąć buty (byleby w kupę nie wleźli) i od razu poczują co poeta chciał powiedzieć.
Zastanawiam się jaka to korba uruchamia ten mechanizm decyzyjny, który skutkuje kosiarzem o 7.00 rano przed blokiem. I oczyma wyobraźni widzę mędrców o siwych brodach, którzy po długim marszczeniu czoła dochodzą zgodnie do wniosku: Kosimy, bracia! Dziady nasze kosili, więc i my kosić będziem. Potem żegnają kosiarzy i ich żyłki słowami: „Gdybyście w koszeniu padli, wiedzcie że słodko jest usychać za przedsiębiorstwo zieleni”.
No, chyba tak to jakoś wygląda, bo nie sądzę, żeby za regipsowaniem zieleni stały niskie pobudki.
Ale skoro już o wodzie, to zabrakło ostatnio wody w gminie Lubicz. I nie ma że boli! Więcej wody nie będzie, więc ci, którzy zastygli pod prysznicem muszą wykazać solidarność ze zraszaczami.
Na szczęście rozpalone głowy z ministerialnych gabinetów ruszyły nam w tym roku z pomocą – poszerzając podatek od deszczu. Myślicie sobie pewnie, że chciałbym ten podatek utopić w łyżce wody? Bynajmniej! Tak jak rzeczywistości podatkowej w Polsce nienawidzę nienawiścią szczerą, to akurat w tym podatku jest logika. Bo w rzeczywistości jest to podatek od betonu – ile zabetonujesz, ile możliwości oddychania odbierzesz gruntowi – tyle zapłać. Jest tylko jedno „ale” - że egzamin z retencji przygotowano dla maluczkich. A ci, co beton leją na rynki i skwery, co meliorują wodę ciurkiem z pól i lasów – ci go zainkasują! Ponoć jeśli coś jest głupie, a działa, znaczy, że nie jest głupie. A co z tym, co jest mądre, a nie działa?
