Zagadka kulinarna
Myśliwi często robią żur na narogach. Co to są owe narogi?
Odpowiedź proszę przesłać na adres: [email protected]
Kto pierwszy udzieli właściwej odpowiedzi wygrywa obiad dla dwóch osób w restauracji "Chata Myśliwska".
Przepis Szefa Kuchni

Szef kuchni Artur Kaliszewski
(fot. Bożenna Szymańska)
Przepis Szefa Kuchni
Sarnina z grilla
Składniki:
2 sznycle z sarny
pieprz, sól
tymianek, zielona pietruszka
2 pomidory
oliwa w oliwek
Sznycle lekko zbić tłuczkiem, posypać tymiankiem, doprawić pieprzem. Posmarować z obu stron oliwą. Niech poleżą w chłodzie kilka godzin.
Rozgrzać dobrze grilla. Pomidory posmarować oliwą i ułożyć na ruszcie razem ze sznyclami. Piec po trzy minuty z każdej strony, często obracając. Na talerzu posypać zieloną pietruszką i odrobiną soli.
Toteż na pewno z uznaniem by patrzył na moją wyprawę do restauracji "Chata Myśliwska" w Osielsku. Lokal ten obchodzi 6 maja swoje 12 urodziny, a ja pamiętam, że byłam tam po raz pierwszy, gdy było to jeszcze skromne miejsce z pysznymi daniami z grilla!
Dziś jest to elegancka restauracja, która ma swoich oddanych fanów. Specjalizuje się w daniach z dziczyzny, więc można tu zjeść kiełbasę z dzika, tatar z żubra czy kotlet z sarny. No i ten słynny rosół z bażanta. To tutaj zachwycają kwiaty na talerzach zrobione z warzyw i owoców, to tutaj Artur Kaliszewski, cudowny szef kuchni z uśmiechem wita gości i przyrządza swoje najlepsze potrawy.
Usiadłam więc skromnie, aby w spokoju przestudiować kartę dań. Lubię sezonowe niespodzianki, więc uradowała mnie zapowiedź chłodnika i botwinki, szparagów i młodej, zasmażanej kapustki. Do tych cudnych dań musiałam dobrać potrawy z leśnych ostępów.
Mogłam skusić się na "patelnię obfitości" czy "dziki talerz", na których królowały klopsiki, golonka czy żeberka z dzika, kotlet z żubra czy comber z sarny z dodatkiem różnistych warzywek. Jednak zwyciężył filet z jelenia w sosie myśliwskim na placku ziemniaczanym i polędwiczki z sarny z pomarańczami. Do tego zielone pure czyli tłuczone ziemniaczki ze szpinakiem i zielone szparagi pod beszamelem.
No i na początek sałatka z łososiem, a na koniec lody leśniczanki.
Przyznam się, że czytając kartę dań, już smakowałam w myślach te dania, w moja szalona wyobraźnia budziła do życia niesforne ślinianki.
Karta dań jest idealnym czytadłem. Zapewne taki był słuszny zamysł właścicieli - rodziny Migałów - tego sympatycznego lokalu. Czytałam więc nie tylko składniki dań, ale także wiersze myśliwskie i wyjątki z Pana Tadeusza w stylu: "natenczas Wojski chwycił, na taśmie przypięty, swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty...". Wyimki o jedzeniu z mickiewiczowskiej epopei to najlepszy sposób na pobudzenie ślinianek...

Sałatka z grillowanym łososiem
(fot. Bożenna Szymańska)
Sałatka złożona z różnej maści sałat, pomarańczy, ananasów i kawałków grillowanego łososia, doprawiona rewelacyjny sosem vinegrete była pyszna. Ale nie ugasiła apetytu, toteż z lubością nurzałam łyżkę w cudnym chłodniku pachnącym koperkiem, a potem w gorącej botwince.
I wreszcie mogłam spróbować wykwintnych dań z dziczyzny. Dobrze doprawione, znakomicie zamarynowane, delikatne i rozpływające się na języku były te mięsiwa z lasu.
Bardzo lubię kuchnię Artura Kaliszewskiego, który i tym razem mnie zaskoczył i uradował. Słów brakuje na wyrażenie smaku i zapachu owych potraw.

Polędwiczki z sarny z pomarańczami na plackach ziemniaczanych
(fot. Bożenna Szymańska)
Recenzja "Słownika Języka Łowieckiego" napisana przez Wisławę Szyborską
Myślistwo, które nie wynika z konieczności życiowych to przyjemność wstydliwa i z roku na rok coraz wstydliwsza. Nieprzyzwoitość seksu jest na wymarciu. Wszyscy rozprawiają o nim publicznie z pedanterią stosowną chyba dla przepisów kulinarnych. "Słownik języka łowieckiego" czytam z podejrzaną dla mnie samej emocją. Terminologia myśliwska jest lubieżna. W tej dziedzinie polszczyzna zachowała całą swoją dosadność i zmysłowość. Aż wibruje od owych cmokań, cirkań, rechotań, czuszykań, kwokań, kokcieleń... Coś tam w niej ciągle brocha, przydyndowuje i przenoża...
A te orgiastyczne pohukiwania myśliwych! Hejże go ha! Heco! Heco! Heć! Heć! Pyf?!... Zapewnia nas o nobliwym znaczeniu pęcy, szastki, stypuły, wypluwki, odprzudki i odtylcówki, ale odczucie dwuznaczności nas nie opuszcza. Jeleń się czemcha, łania łyżki wystawia, pies paraduje z obwisłymi fąflami. Rozpustnicy wszystko to sobie wymyślili, tyle, że nie w łożu markotnej małżonki, ale w chaszczach przy bigosie. Nie dość zresztą rozwiązłości jawnej to jeszcze tajna, pod słowami zgoła niewinnymi: Fiołek to wcale nie fiołek, róża to nie tylko róża. Leżak, organista, polano, tabakierka, ekspres - druga treść się pod tym wszystkim dla wtajemniczonych kryje. Trzecią treść można wyczytać z cytatów, jakimi ten bogaty i świetnie opracowany słownik ozdabia niektóre hasła.
Na przykład pod hasłem "przestrzał": "Stanąłem nagle w młodniku wobec zawieszonych na drobnych gałązkach smerkowych włóknistych pasm świeżego tłuszczu otartych przez uchodzącego niedźwiedzia". Pod hasłem "Trafić": "kura trafiona śmiertelnie - koziołkuje i spada. Rażona w cieki - opuszcza je bezwładnie. Ugodzona w płuca - robi świecę." Pod hasłem "strzał komorowy": "strzały przeszyły komorę, a mimo tych celnych strzałów schodził dzik jeszcze trzy godziny..." Trzy godziny. To bardzo długo.
Wisława Szymborska
"Lektury nadobowiązkowe"