Poniekąd frustracja ta wynika ze świadomości, że debata w Świeciu ani wszystkie inne, które w najbliższym czasie odbędą się w kraju, nie uzdrowią sytuacji na rynku trzody i mleka. Przynajmniej nie w tym półroczu.
W roli ekspertów, starających się wypunktować przyczyny fatalnej koniunktury, wystąpili we wtorek Ryszard Kierzek, prezes Kujawsko-Pomorskiej Izby Rolniczej i Tadeusz Zaborowski, dyrektor Oddziału Terenowego Agencji Rynku Rolnego.
Na zlecenie koncernu
Kierzek, będący również hodowcą trzody, mówił o trudnych rozmowach z ministrem rolnictwa Markiem Sawickim, który wydaje się nie do końca dostrzegać czarnych chmur, jakie zebrały się nad polską wsią. W jego ocenie jedną z przyczyn obecnych kłopotów jest produkcja nakładcza. Polega ona ta tym, że zagraniczne koncerny z branży mięsnej podpisują umowy z rolnikami na odchowanie, najczęściej sprowadzanych z Danii, warchlaków. W zamian hodowca otrzymuje gwarancję, że świnie zostaną od niego odebrane. W ten sposób duże niemieckie i amerykańskie koncerny wzmacniają pozycję, stopniowo uzależniając od siebie polskich rolników. - Ten system uderza w hodujących trzodę na własny rachunek - uważa Kierzak.
Przeczytaj też: Zakończył się protest rolników w Żninie. Zjechało 200 ciągników
Czyja to wina?
Ratunkiem ma być organizowanie się w grupy producenckie, które mogłyby prowadzić ubój we własnym zakresie. By jednak stało się to możliwe, potrzeba jest zmiana prawa. Prace nad ustawą ślimaczą się. Marzeniem rolników jest także wprowadzenie wymogu podawania przez producenta kraju pochodzenia mięsa, z którego wyprodukowano wędlinę. Nie jest tajemnicą, że powszechnie dostępne wędliny w znacznej części produkowane są ze sprowadzanego mięsa, co rodzimi producenci skrzętnie ukrywają.
Przeczytaj też: Marek Sawicki nadal namawia rolników do rozmów
W drugiej części debaty mikrofon wędrował między rolnikami. Niektórzy wylewając żale cofali się we wspomnieniach do momentu wejścia Polski do UE. Byli też tacy, którzy w swoich wypowiedziach próbowali ostro atakować Tadeusza Zaborowskiego, będącego przedstawicielem urzędu, który ich zdaniem niedostatecznie chroni rodzimych producentów. Oczywiście pojawił się też wątek rosyjskiego embarga. Zaborowski przekonywał, a przynajmniej się starał, bo nie wszyscy chcieli tego słuchać, że straty hodowców trzody, w porównaniu z tymi poniesionymi przed sadowników, są znikome.
Czytaj e-wydanie »