Prace nad bonem na wakacje trwają już od jakiegoś czasu. Pojawiają się informacje, że są już na zaawansowanym etapie. Z pierwszych doniesień wynikało, że wartość bonu będzie wynosiła 1000 złotych, z czego 90% pokryje państwo a 10% pracodawca. Bon mielibyśmy dostać w formie karty przedpłatowej na konkretną osobę, nie byłoby możliwości, aby taki bon przekazać. Pieniądze z niego można byłoby wydać tylko w Polsce, między innymi na hotel, atrakcje turystyczne (zoo, muzeum), a na jego realizację mielibyśmy 2 lata. Pomysłodawcy zapowiadali, że byłoby to wsparcie przyznawane co roku, ale w kolejnych latach wkład państwa malałby, a rósł wkład pracodawcy.
Mówiło się, że program miałby być ważnym punktem kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy. Jednak od kilku dni pojawiają się informacje ze strony rządu, które poddają w wątpliwość realizację bonu 1000 plus na wakacje.
Jak informuje "Dziennik Gazeta Prawna", nawet jeśli tzw. 1000 plus zostanie zrealizowane, to najwcześniej za kilka miesięcy, ponieważ przepisy muszą mieć notyfikację Komisji Europejskiej, bo wsparcie można uznać za pomoc publiczną dla branży turystycznej.
Pomysł był bardzo pozytywnie odbierany przez pracowników, którzy mieli szanse go otrzymać, czyli zatrudnionych na umowę o prace zarabiających mniej niż średnia krajowa (czyli ponad 5 tys. złotych brutto).
Przedstawiciele rządu oznajmili, że wprowadzenie bonu turystycznego, który miał być przyznany osobom na umowę o pracę zarabiającym do 5,2 tys. złotych, może okazać się niemożliwe. Koszt 1000 plus to rocznie około 7 mld zł.
Rząd przekonuje, że nie rezygnuje z pomysłu, ale trwają jeszcze analizy. - W tej chwili trwają ostatnie analizy dotyczące sposobu pomocy dla sektora turystycznego - przyznał w radiowej Jedynce rzecznik rządu Piotr Müller.
