Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

12 godzin w pogotowiu, bez przerwy. Czasami pacjenci bywają agresywni [zobacz wideo]

Joanna Pluta
Radek Borowski (z lewej) i Tomasz Chmielewski jeżdżą w zespole P1 Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy: - Ludzie wzywają nas, bo wiedzą, że zawsze przyjedziemy - mówią.
Radek Borowski (z lewej) i Tomasz Chmielewski jeżdżą w zespole P1 Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy: - Ludzie wzywają nas, bo wiedzą, że zawsze przyjedziemy - mówią. Dariusz Bloch
Sekundę później dwóch ratowników medycznych jest już w karetce. I ruszają. W nocy z piątku na sobotę jeździłam z nimi po Bydgoszczy. Tomasz Chmielewski i Radek Borowski - pierwszy ma 28-letni staż jako ratownik medyczny, drugi jeździ karetką dwa i pół roku.

- Nie ma reguły, czasem jesteśmy wzywani co chwilę - do pobitych, pijanych, agresywnych. Czasem na mieście jest spokój, ale za to uaktywniają się starsi ludzie - z dusznościami, bólami w klatce - mówi Chmielewski. - Sporo dzwoni starszych samotnych osób. Ich czasem wystarczy potrzymać za rękę, uspokoić. Jesteśmy zespołem ratownictwa - mamy jeździć do osób, których życie jest zagrożone. Ludzie o tym zapominają. Wzywają do wszystkiego - do zranionego palca, obfitej miesiączki, czasem traktują nas jak taksówkę, czasem dzwonią, bo coś zobaczą. Na przykład kogoś, kto z zamkniętymi oczami siedzi za kierownicą auta.

- Jedziemy, a okazuje się, że ktoś sobie drzemał. I jeszcze nam się obrywa za to, że mu przeszkadzamy - mówią. - Bardzo często też po prostu wypełniamy lukę niewydolności podstawowej opieki zdrowotnej. Pacjenci nie mają zielonego pojęcia dokąd zgłosić się z dolegliwościami w weekendy, w nocy i w święta. Więc wolą zadzwonić do nas, bo my zawsze przyjedziemy.

Przeczytaj również: Halo, 112? Dzwonię, by wykręcić głupi numer

Czasami pacjenci bywają agresywni. Co robią wówczas? - Uspokajamy, rozmawiamy. Nie dajemy się sprowokować. Najważniejsza zasada ratownika medycznego to bezpieczeństwo. Gdy go nie ma, wycofujemy się i czekamy na policję. Nam nie może się nic stać, bo jesteśmy tam po to, żeby kogoś uratować, a nie żeby to nas trzeba było ratować - podkreślają.

Mamy wezwanie. Starsza kobieta pobita przez syna. Na miejscu jest już policja, nie ma za to syna, który kryminalnym jest dobrze znany. Kobieta ma kilka sporych siniaków, jest schorowana, roztrzęsiona. Płacze. Ale do szpitala nie chce jechać. Wie, że na SOR-ze spędziłaby pół nocy. Bo nie jest pilnym przypadkiem.
Jak często jeżdżą w ciągu dyżuru? Różnie to bywa, ale jeśli jest dziesięć wezwań w ciągu dwunastu godzin, to jest naprawdę dużo. Czy są noce, gdy mogą się przespać? - Przespać się to mocno powiedziane - śmieje się Chmielewski. - Bardziej możemy mówić o kilkuminutowych drzemkach.

Kolejne wezwanie. Jedziemy do mężczyzny, który ma objawy odstawienia alkoholu. Żadna patologia, porządne osiedle, ładne mieszkanie. Mężczyzna pił trzy dni, od dwóch już nie pije. Ma duszności, nie może oddychać, nie może jeść, wymiotuje. Żona z dzieckiem na rękach jest przerażona, nie wie, co robić. Jak się okazuje, kilka dni temu mężczyzna uderzył się w głowę i zemdlał. Od tej pory ma zawroty głowy. Nie ma wyboru - musi trafić do szpitala. Jedziemy na SOR do szpitala Jurasza.

Nowe wezwanie. Tym razem trafia się nam pijany z urazem głowy. Jest pijany tak bardzo, że nie wie, skąd ma ranę na potylicy i dlaczego zgubił but. - Pijani to prawdziwa plaga. Nie wiadomo, co z nimi robić, bo szpital to przecież nie miejsce dla nich - mówi Chmielewski. - Ale jeśli delikwent ma ponad trzy promile, to musi trafić do szpitala, bo kwalifikuje się jako zatrucie. Rekord? Ponad osiem promili. - Niektórych pijanych zgarniamy kilka razy na dobę. Tacy nasi stali klienci - żartują.

Przeczytaj również: "Halo, komenda? Kolega zaginął w nocnym klubie" czyli z jakimi "problemami" ludzie dzwonią na policję

Co ich najbardziej obciąża? Wezwania do dzieci i młodych osób, które giną w głupi sposób. Wtedy te obrazy zostają w głowie. Na długo. - Nigdy nie zapomnę twarzy topielca, to było na samym początku mojej pracy w pogotowiu. Śnił mi się później kilka nocy z rzędu. Zdarzają się też bardzo drastyczne obrazy, szczególnie po wypadkach - mówi Radek.

Jak odreagowują? Sport i tylko sport. Pływanie, bieganie, jazda na rowerze, koszykówka, piłka nożna, ekstremalne sporty też. - Jak schodzimy rano czy wieczorem z dyżuru, musimy wszystko zostawić za sobą. Nie zawsze się da. Ale trzeba się postarać jak najwięcej sytuacji wyrzucić z pamięci. Inaczej nie dalibyśmy rady - mówią.

Partnerem akcji "Oni ratują życie, ty też ratuj" jest Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska