
BYD160924FK-24.jpg
Publiczną komunikację po wojnie udało się w Bydgoszczy uruchomić dość szybko, bo już 3 kwietnia 1945 roku. - Nie było to łatwe, bo Rosjanie wjeżdżali do miasta z lufami czołgów skierowanymi w górę, zrywając przy tym trakcje. Początkowo komunikacja funkcjonowała tylko po północnej stronie rzeki.

Od 1966 roku po naszym mieście kursowały, kultowe już „ogórki”, czyli Jelcze 272 MEX. Początek lat 80-tych to z kolei czas Ikarusów, cenionych ze względu na pojemność, ale i one miały swoją wytrzymałość. W 2008 roku z bydgoskich ulic wycofano ostatniego Ikarusa.
Lata 1998-2001 to kolejna epoka w komunikacji, bo do naszego miasta dociera 90 autobusów volvo.

W 1947 roku przez 2 miesiące nie kursowały w Bydgoszczy autobusy. Powód? Zabrakło opon. W 1950 roku zepsuł się z kolei transformator. Przez 3 dni w mieście nie kursowały tramwaje. Szukano go w całym kraju, a w poszukiwania zaangażowano nawet partyjnych działaczy.
Od 1962 roku w bydgoskiej komunikacji publicznej zakazane było palenie. Od końca lat 60-tych XX wieku z autobusów i tramwajów stopniowo wycofywano konduktorów, zastępując je kasownikami

Pytam Dariusza Falkowskiego o, jego zdaniem, najbardziej przełomowe okresy, w historii bydgoskiej komunikacji publicznej. - Na pewno lata 50-te ubiegłego wieku. Podwojenie liczby torów, skomunikowanie z resztą miasta Kapuścisk, Glinek czy Łęgnowa. Warto też pamiętać o ogromnej modernizacji torowisk w latach 70-tych XX wieku, tory zostały wtedy wzmocnione i poszerzone - wyjaśnia Falkowski.
Znaczące, chociaż akurat w tym złym znaczeniu, były z kolei lata 90-te. - To czas ogromnego zastoju, likwidacji niektórych linii. Proszę sobie wyobrazić, że przez 18 lat nie kupiliśmy w Bydgoszczy ani jednego tramwaju.