MKTG SR - pasek na kartach artykułów

14 miliardów euro na czysto! Z naszej Unii!

Rozmawiał Jacek Deptuła
Fot. Tytus Żmijewski
Rozmowa z Mikołajem Dowgielewiczem, szefem Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej.

- Prawo i Sprawiedliwość twierdzi, że jesteśmy szóstą potęgą w Unii Europejskiej, ale nie wykorzystujemy swej siły. Ponoć dajemy sobą pomiatać np. przez Niemców i uprawiamy tylko politykę uśmiechów. Z drugiej strony Donald Tusk przekonuje, że mamy bardzo poważne osiągnięcia i z nami bardzo się liczą. Jaka jest prawdziwa pozycja Polski we wspólnocie? Przecież w sferze poziomu życia wleczemy się w ognie 27 krajów Europy?

- Jeśli chcemy opisać pozycję Polski w Unii Europejskiej musimy wziąć pod uwagę trzy obszary. Pierwszy to sfera polityczna - Polska rzeczywiście jest uznawana za jednego z najważniejszych graczy UE. Kilka miesięcy temu poważna firma lobbingowa przeprowadziła w Brukseli analizę wpływu poszczególnych krajów na decyzje Unii. Zostaliśmy uznani za najbardziej wpływowy kraj spośród nowych państw Wspólnoty. A jesteśmy na wznoszącej fali. Było kilka spraw w których pokazaliśmy, że mamy rację. Myślę np. o polityce energetycznej, polityce wschodniej, szczególnie wobec Ukrainy i Rosji, czy o polityce klimatycznej. W tych dziedzinach graliśmy niezwykle skutecznie. Druga sfera to sposób, w jaki Polacy znaleźli się w unijnych realiach. Dane statystyczne pokazują, że jako naród jesteśmy niezwykle mobilni, poruszamy się po Europie bez kompleksów, odnosimy sukcesy. A sposób, w jaki nasi przedsiębiorcy wykorzystują szanse europejskie i wzrost naszego eksportu są imponujące. Także rolnicy zyskali, ich dochody w porównaniu z 2000 rokiem wzrosły o 90 procent.

- Nasi czytelnicy ze wsi zaprotestują twierdząc, że to nieprawda...

- Mówię o sumach makroekonomicznych, a nie sytuacjach indywidualnych. Polska wieś bez wątpienia zyskała na przystąpieniu do Unii. I wreszcie trzecia sprawa: to, co nas czeka. Największym wyzwaniem jest polska prezydencja w 2011 roku. Będzie to prawdziwy test sprawności Polski, naszych polityków i skuteczności administracji rządowej. Stoimy przed ogromną szansą wypromowania Polski na gracza - mówiąc językiem bokserskim - wagi ciężkiej

- A nie boksujemy przypadkiem w wadze koguciej?

- Nie możemy spocząć na laurach. Kolejne wielkie wyzwanie to skuteczniejsze promowanie naszej kadry tak, by zajmowała więcej stanowisk w unijnej administracji - szczególnie średniego szczebla. Z tym mamy bowiem problem.

- Wybory parlamentarne w 2011 roku prawdopodobnie zakonserwują podział władzy między Platformą i PiS. Nie potrafię sobie wyobrazić polskiej prezydencji w kraju, w którym dwie największe partie zajmują się głównie podkładaniem sobie nogi, by nie powiedzieć dosłowniej.

- Prezydencja musi być projektem ponadpartyjnym! To ogromna szansa dla kraju - polityczna i promocyjna. Ale polityka rzeczywiście może wiele zepsuć, jak np. w Czechach. Takich błędów musimy uniknąć. Mam nadzieję, że PiS nie zrobi z polskiej prezydencji kaczki na strzelnicy, do którego się wali na oślep.

- Pomówmy o pieniądzach. Jak to jest z realnym wykorzystaniem funduszy europejskich? Co rząd - to inna wersja. PiS twierdzi, że szklanka jest dramatycznie pusta, PO - że do połowy pełna. Ile z przyznanych nam miliardów realnie wykorzystaliśmy?

- Dane statystyczne od 2004 do wiosny 2009 r. są precyzyjne. W tym czasie otrzymaliśmy na czysto - odliczając nasze składki - 14 mld euro. Te pieniądze już wykorzystaliśmy. Polska dostała 26,5 mld euro, a wpłaciła 12, 5 mld.

Wykorzystaliśmy 100 procent funduszy za ten okres! Z drugiej strony - musimy znacznie przyspieszyć wykorzystywanie tych pieniędzy mimo problemów z kryzysem, kursem euro czy posiadaniem własnego wkładu. Nie ukrywam, że czasami to wykorzystanie się "zatyka". Ale pamiętajmy, że np. Hiszpanie czy Portugalczycy przez pierwsze 4 lata członkostwa w UE więcej wpłacali do kasy unijnej, niż otrzymywali - nie byli w stanie wykorzystać tych pieniędzy. My jesteśmy lepsi.

- Czy traktat lizboński nie spowoduje, że będzie się liczyło czterech wielkich graczy: Niemcy, Wielka Brytania, Francja i Włochy? Mamy powody bać się traktatu?

- Jeśli chcemy być chronieni przed pokusami protekcjonizmu i dogadywania się ponad naszymi głowami, to potrzebujemy silnych instytucji w Brukseli. Traktat z Lizbony wzmacnia je tak, że nawet najmniejsze kraje nie zostaną zepchnięte na margines. To nie jest projekt federalistyczny - to raczej skrzynka z narzędziami, dzięki którym można skuteczniej działać. W sprawie tworzenia wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa traktat jest również bardzo dla nas korzystny. Jeśli spojrzymy na kryzysy - od Ukrainy po Gruzję, na kryzys gazowy, widać wyraźnie, że kiedy Unia jako całość działa wspólnie - wygrywa. Mamy też kryzys gospodarczy, który dotknął wielkie kraje i rzeczywiście jest bardzo wiele pokus do uprawiania różnych egoizmów narodowych czy protekcjonizmu. Są też ciągoty, by dogadywać się w mniejszych gronach. Ale pamiętajmy, że Polska jest szóstym krajem unijnym pod względem wielkości i siódmym co do potencjału gospodarczego. Niedawno pod względem wartości PKB wyprzedziliśmy Belgię i Szweję...

- Ale nie na głowę mieszkańca...

- Oczywiście, lecz to też oznacza dużą siłę Polski.

- Mówi pan o protekcjonizmie gospodarczym. Trzy miesiące temu Niemcy stworzyły fundację ratowania własnej gospodarki. Ma ona do dyspozycji 115 mld euro, większość to gwarancje bankowe. Do tej pory zgłosiło się ponad tysiąc chętnych firm proszących ok. 5 mld euro. Fundacja zamierza pomagać m.in. bałtyckim stoczniom w Niemczech. To nie jest protekcjonizm? My przegraliśmy sromotnie bitwę o stocznie.

- Nasz rząd w ubiegłym tygodniu podjął podobne decyzje o funduszu poręczeniowym. Kilka dni temu przyjęliśmy też program dla zbrojeniówki i części sektora motoryzacyjnego, są też gwarancje finansowe Banku Gospodarstwa Krajowego do walki z kryzysem. Mamy również ok. 700 mln euro z funduszy unijnych, które są przeznaczone iść na pomoc walki z kryzysem.

- Kilka miesięcy temu szef Komisji Europejskiej Manuel Barroso tłumaczył premierowi Tukowi i wskazywał - słusznie - że kwestia naszych stoczni to bardziej problem polskich rządów, aniżeli unijny. Czy stocznie były do uratowania?

- Tak, gdyby rząd w 2003 r. i 2004 był bardziej energiczny - nie byłoby problemu. Uważam to za jedno największych zaniedbań, gdy wchodziliśmy Unii. Dziś Chorwaci negocjują z UE, by uratować swoje stocznie, Oni mają taki problem, jak my. Stocznie są nienowoczesne i nie specjalizują się w budowie konkretnych typów statków. Bruksela - po nauczce polskiej - mówi: musicie ten problem załatwić przed wejściem do UE. I nie zapominajmy, że w tej chwili Szczecin Nowa i Gdynia zostały kupione przez inwestora, który chce produkować statki. A w tym tygodniu udało nam się ocalić Gdańsk.

- Ale Gdynię sprzedano za 300 mln złotych! Tam teren jest chyba więcej wart?

- Nie mam danych, by to oceniać, wiem tylko, że towar jest wart tyle, ile chcą za niego zapłacić. A w czasach kryzysu znalezienie inwestora jest dwakroć trudniejsze. Po drugie - rządowi chodzi przede wszystkim o ratowanie miejsc pracy.

- Dwa tygodnie temu niemieccy chadecy z CDU/CSU wydały odezwę o potępieniu tzw. powojennych wypędzeń Niemców. Minister Sikorski mówi, że to nasza partyjna rąbanka. Może i tak, lecz to niebezpiecznie wpływa na postrzeganie Niemców przez Polaków. Skoro jesteśmy w wadze półciężkiej, powinniśmy chyba napiąć muskuły?

- Ta odezwa jest zupełnie niepotrzebna, nie buduje lepszych stosunków polsko-niemieckich. Jeśli spojrzymy na fakty to sytuacja jest jasna: orzeczenie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu jednoznacznie ucina wszystkie spekulacje dotyczące problemów ewentualnych roszczeń majątkowych wobec Polski. Nie ma więc powodu, byśmy bali się, że przyjdą Niemcy i zabiorą...

- Ale czy to potępienie nie jest otwarciem politycznego projektu stawiającego Niemców w sytuacji ofiar?

- Nikt w UE nie może kwestionować i nie kwestionuje powojennego ładu w Europie.

- Na ile jakość naszych kandydatów może mieć wpływ na siłę Polski w Parlamencie Europejskim?

- Po 5 latach w UE widać, że musimy do Strasburga wysyłać ludzi kompetentnych i doświadczonych, którzy potrafią być adwokatami regionu i kraju. Czytajmy na kogo głosujemy. Mam nadzieję, że frekwencja w waszym regionie będzie wysoka i zdobędziecie dwa mandaty. Dyskusja o polskim udziale we frakcjach parlamentu to jest ważna sprawa. PiS oskarża PO, ze nie powinna być w największej frakcji w Europie - Grupie Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów. Natomiast PiS jest we frakcji, w której są marginalne partie. Wszyscy wiedzą, że realny wpływ ma EPL, socjaliści i liberałowie. Gdyby partia prezesa Kaczyńskiego zechciała przystąpić do EPL, to mielibyśmy więcej głosów niż CDU/CSU razem wzięte.

- A dlaczego przeciętny człowiek ma glosować? Co powiedzieć Kowalskiemu z naszego regionu, by go przekonać?

- Po pierwsze - jeśli w województwie zlekceważycie wybory, nie będzie mieli przedstawicieli w - najszerzej mówiąc - Europie. A Parlament Europejski decyduje o najważniejszych sprawach - prawie pracy, prawach człowieka, cenach energii, aż po decyzje o odszkodowaniach od niesolidnych przewoźników. Po trzecie - Polacy wiedzą, iż wiele zawdzięczają Unii. Nie tylko jesteśmy zadowoleni, ale widzimy coraz więcej korzyści. Skoro tak, to nie odwracajmy się plecami do Unii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska