https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

150 lat w Zalesiu

Tekst I Fot. Marietta Chojnacka
Wspólna fotka rodu Kloskowskich w rodowym  gnieździe w Zalesiu
Wspólna fotka rodu Kloskowskich w rodowym gnieździe w Zalesiu
Irena Sikorska z Chojnic i Bernard Kloskowski z Tucholi ustalili potomków swoich pradziadków Franciszka i Katarzyny Kloskowskich.

W sobotę ponad 120 osób spotkało się w Zalesiu pod Brusami na rodzinnym zjeździe. - To tylko kilka gałęzi, bo to liczne rodziny - mówią. - My zaczęliśmy, może młodsze pokolenie przejmie pałeczkę i będzie drugi zjazd.

- Dotarliśmy do dokumentów z XIX wieku - mówi Bernard Kloskowski. - Nasi pradziadowie Franciszek i Katarzyna zaczęli gospodarować w Zalesiu w latach siedemdziesiątych XIX wieku. Od tego czasu gospodarstwo jest w rękach naszej rodziny z krótką przerwą. W 1944 roku gospodarstwo zostało zajęte przez III Rzeszę na bazę poligonową dla SS. Zostaliśmy wywiezieni do Niemiec na roboty przymusowe. Po wyzwoleniu mój ojciec Wincenty przejął zrujnowaną ojcowiznę jako przydział z gminy. Potem gospodarował tu mój brat Henryk, a teraz jego syn Błażej.

A może by w Zalesiu?

Prapradziadowie Franciszek i Katarzyna mieli siedmioro dzieci - Jana, Józefa, Elżbietę, Ignacego, Anielę, Aleksandra i Mariannę. Jan odziedziczył gospodarstwo, potem jego syn Wincenty. Ta gałąź rodziny Kloskowskich była najliczniej reprezentowana na zjeździe.

A zjazd był nietypowy. Inicjatywa wyszła od dzieci Wincentego. Początkowo komitet organizacyjny, w którym poza Ireną Sikorską i Bernardem Kloskowskim znaleźli się Helena Orzłowska i Henryk Kloskowski, zamierzał zorganizować go w Widnie albo restauracji. Niespodziewanie Urszula i Henryk Kloskowscy zaproponowali, aby zjazd odbył się u nich w rodzinnym gospodarstwie w Zalesiu. Ten wariant wymagał większego zaangażowania. Jedni szykowali drzewko genealogiczne i spisywali historię, inni zajęli się aprowizacją, a jeszcze inni szykowaniem miejsca dla gości.

Od mszy do tańców

Na zaproszenie odpowiedziało ponad 120 osób z Gdańska, Gdyni, Tucholi, Słupska, Bytowa, Chojnic, Nieżywięcia i Charzyków, ale też rodziny z Niemiec i Szwecji. - Pracę trzeba było podzielić, bo chcieliśmy, aby było dobrze i tanio - mówi Irena Sikorska. - Ci, którzy byli najbliżej Zalesia, gotowali bigos, smażyli udka, piekli chleb i szykowali smalec. Roboty było sporo, ale na szczęście wszystko się udało. Było nawet wspólne grillowanie.

Po mszy w bruskim kościele złożono kwiaty i zapalono znicze na grobach rodzinnych w Chojnicach i Brusach. A potem wszyscy zjechali do Zalesia na biesiadę, rozmowy, spisywanie historii, wspólne zdjęcia i tańce. - Byliśmy tu po wielu, wielu latach - mówią Małgorzata Wilkin i Genowefa Machnikowska z Gdańska. - To wielkie przeżycie. Tu wychował się nasz ojciec, bywaliśmy tu jako dzieci, ale potem nie było okazji zajechać do Zalesia.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska