
Sam zaś oskarżony na rozprawie 4 kwietnia tego roku powie:
- Nie pozwolę, by prokurator Bednarczyk decydował o moim życiu.
Tomasz Gąsiorek dopiero od niedawna zgadza się na publikowanie jego pełnego nazwiska i wizerunku. Widać, że zmienił strategię, dzięki której zamierza dowieść przed sądem swojej niewinności. Gdy w styczniu tego roku odbyło się posiedzenie organizacyjne przed trzecim jego procesem w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy, na salę rozpraw przyszedł podpierając się kulą.
- Mam nawrót cukrzycy - tłumaczył. - To przez leki, które mi podawano w areszcie.

A jeszcze niedawno, przed wyrokiem skazującym go na 25 lat więzienia, który zapadł w grudniu 2014 roku, uprawiał sport, startował w maratonach i organizował coroczne biegi w Brzozie pod Bydgoszczą, gdzie mieszka. W areszcie przesiedział rok. Wyszedł za kaucją - 5 mln zł, kiedy Sąd Apelacyjny w Gdańsku uchylił mu wyrok i skierował sprawę do kolejnego, trzeciego już procesu w Bydgoszczy. Łącznie od 2004 roku, kiedy został po raz pierwszy oskarżony o zlecenie zabójstwa Karpowicza, przesiedział za kratami ponad cztery lata.

- Kiedy w 1991 roku otworzyłem stację obsługi Mercedesa, byłem jednym z trzydziestu dilerów w Polsce - mówił Gąsiorek na ostatniej rozprawie 4 kwietnia tego roku. - Byłem bardzo szczęśliwy, bo to był mój wielki sukces. Ale też największa porażka życiowa - tłumaczył. - W 1992 roku przyjechały do mnie do Brzozy dwa autobusy policjantów z wydziału zwalczania przestępczości gospodarczej pod kierownictwem pana Z. Szukali skradzionych samochodów. Wszystkie nowe auta w salonie stały jako towar handlowy, własność pana (Sobiesława - red.) Zasady. Samochody, które sprawdzali policjanci, zostały rozebrane, zeszlifowano im numery nadwozia. Nie znaleźli żadnego kradzionego auta. Kolejny „wjazd” policji nastąpił w 1995 roku. Wtedy szukano innego skradzionego samochodu.

Po tej wizycie Gąsiorek został zawieziony do prokuratury w Toruniu. Sąd nie wyraził zgody na jego aresztowanie. - Potem pan Z., prowadząc mnie demonstracyjnie przez Stare Miasto, powiedział do mnie, że to jeszcze nie koniec - mówi oskarżony i przekonuje: - Intrygę przeciw mnie przygotowali policjanci z Bydgoszczy.
- W jakim celu? - pytała sędzia Anna Warakomska.
- Celem było zniszczenie Gąsiorka - odpalił oskarżony rozkładając przy tym ręce. - I w tę intrygę dał się wciągnąć prokurator Robert Bednarczyk.
Ten śledczy Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie jest autorem pierwszego aktu oskarżenia w sprawie zabójstwa Piotra Karpowicza, dyrektora Centrum Likwidacji Szkód i Oceny Ryzyka PZU w Bydgoszczy. Według oskarżyciela Gąsiorek „w nieustalonym czasie od grudnia 1998 do stycznia 1999 roku” zlecił zabójstwo ubezpieczyciela. Miał to być odwet za uniemożliwianie dilerowi wyłudzania odszkodowań na sfingowane kradzieże aut.