Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

31.03.2009 wtorek

Redakcja
Vancouver bienvenu!

No jesteśmy w Vancouver. Oczywiście bez przygód się nie obyło i to nawet takich, które podniosły nam ciśnienie dość poważnie.
No ale po kolei. Jest 4:30 rano, spakowani wyjeżdżamy samochodem z Bydgoszczy do Warszawy. Dobrym zwyczajem dotykamy się w paszporty no i okazuje się, że Piotr (perkusista) ma stary paszport, co oznacza, że potrzebuje wizę do Kanady! Tylko posiadacze paszportów biometrycznych są zwolnieni z tego obowiazku.
Jest przed piątą rano, siedzimy w samochodzie, do Warszawy mamy przynajmniej 4 godziny drogi, ambasadę otwierają o 8 rano, a samolot wylatuje o 12. Sytuacja wydaje się prawie bez wyjścia ale nie odpuszczamy i podejmujemy misterny pklan zorganizowania wizy. Wiadomo już, że trzeba złożyć wniosek wizowy, do którego potrzebne są dwie fotografie, których oczywiście nie mamy. W związku z tym, że z Ciechocinka odbieramy Piotra (basistę) prosimy go żeby zorganizował fotografa. O 6 rano odbywa się sesja fotograficzna w Ciechocinku. Nie ma szans na wydrukowanie tych zdjęć, bo drukarka potrzebuje min. godzinny na nagrzanie się. Maciej wysyła te zdjęcia, do Michała Hajduka w Warszawie i jemu udaje się je wydrukować, i nawet tak się składa, że ma w domu wniosek wizowy.
W Warszawie potworne korki co nie poprawia nam nastroju. Udaje nam się dojechać do ambasady kanadyjskiej chwile po 10. Piotr poszedł rozmawiać z konsulem, a my czekamy. Robi się na tyle późno, że musimy już jechać na lotnisko, bo za chwilę może się okazać, że nie zdążymy na samolot. W najgorszym przypadku postanawiamy przebookować Piotra bilet na kolejny dzień. Ale tak naprawdę nie opuszcza nas wiara w to, że wszystko się uda i wylecimy w komplecie.
Podczas, odprawy bagażu dostajemy telefon, że wiza jest i Piotr jedzie taksówką na lotnisko. No i dojechał, lecimy w komplecie!!!
Dzięki dla Michała Hajduka, który poraz kolejny okazał się bardzo pomocny.
Nadmienię tylko, że Michał dołącza do nas w Kandzie następnego dnia.
Lot jak lot, nic nadzwyczajnego się nie wydażylo. Znieczuliliśmy się odpowiednio czerwonym winem i dotrwaliśmy spokojnie do końca podróży.
To był jeden z dłuższych dni w naszym życiu. Wylecieliśmy z Amsterdamu o 15:40 a Vancouver byliśmy o 16:20, tego samego dnia. Czyli dzień wydłużył nam się o jakieś 9 godzin.
Na lotnisku czekał na nas Tom i Rob z Nomeansno. Po przedłużającej się rozmowie Sławka i Piotra (tym razem basisty) ze służbami celnymi, które na wszystkie sposoby szukały powodu, żeby chłopaków nie wpuścić do Kanady, udaliśmy sie do domu kolejnego Roba, u którego część z nas bedzie mieszkać przez najbliższe kilka dni.
Czekając na chłopaków wspomnieliśmy przypadek naszego rodaka Dziekańskiego, który próbę przekroczenia granicy kanadyjskiej przypłacił życiem, właśnie na lotnisku w Vancouver. Mamy nadzieję, że żaden z nas nie podzieli jego losu.
Wieczorem kolacja we włoskiej knajpce, szbkie wiskey u Toma w domu i idziemy spać. Nie mamy już specjalnie sił na cokolwiek. Ostatni toast, za pomyślność wyprawy... I tu film sie urywa …

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska