Tablicę wmurowano pięć lat temu w ścianę Dworca Głównego PKP w Bydgoszczy.
Po uroczystej mszy św. w kościele na pl. Piastowskim, przy niej właśnie, w 40 rocznicę tragedii, spotkali się podróżni feralnego pociągu i rodziny ofiar. Dla nich to, co wydarzyło się pod Minikowem 3 czerwca 1972 roku nie jest czymś odległym.
Dziecko bardzo jęczało
- To był straszny widok. Wciąż słyszę jęki 12-letniej dziewczynki, która znalazła się pod zniszczonym wagonem. Nie można było jej wyciągnąć. Jęczała około pół godziny, nim umarła - wspomina jeden z mężczyzn. W feralnym dniu jechał do domu na przepustkę, bo służył w Pile w wojsku. Wojskowych było w pociągu więcej. To było szczęście dla ofiar, bo wielu z nich pospieszyło z pomocą rannym.
- Najgorsze było czekanie na karetki i pociąg sanitarny, który ostatecznie się nie pojawił - podkreślają uczestnicy katastrofy. - Pierwsza przyjechała nyska, po 35 minutach. Dopiero kilka minut po niej zjechało 10 karetek.
Koledzy kusili, ale...
- Uczyłem się w Technikum Kolejowym w Bydgoszczy i bylem w Nakle na praktykach razem z trzema kolegami. Prosili, bym nie jechał tym pociągiem, namawiali na piwo. A ja się uparłem, bo następnego dnia ojciec miał imieniny i chciałem kupić mu prezent - wspomina Andrzej Skibicki, fundator tablicy na dworcu.
Przeczytaj także: Wypadki drogowe kosztują Polskę 30 mld zł rocznie. Winna prędkość
Pamięta, że koledzy wsadzili go wtedy do przedostatniego wagonu. Ale wolne miejsca były w ostatnim. I ładne dziewczyny. Więc przeniósł się. Ofiary katastrofy jechały właśnie ostatnim wagonem...
- Kiedy się ocknąłem zobaczyłem, że nie mam nogi. Wisiały tylko strzępy spodni. Moja ucięta noga osłoniła głowę jednego z podróżnych. Inaczej by nią uderzył w szybę. On stracił w katastrofie rękę - opowiada pan Andrzej.
Stopa nad głową
- Do dziś mam przed oczami żyłki i ścięgna stopy Wandzi. Ta stopa wisiała nade mną - mówi Andrzej Skibicki, ociera łzy wzruszenia i ściska rękę kobiecie stojącej obok.
A ta, z trudem opowada. - Dojeżdżałam do technikum w Bydgoszczy, byłam w trzeciej klasie. To były już ostatnie dni roku szkolnego. Jechałam z koleżankami. Danusia zginęła. Ewa z Białośliwia wyszła prawie bez szwanku. Nic się nie stało także Grażynce z Nakła. Ja straciłam rękę i nogę...
Przy tablicy na dworcu hołd ofiarom katastrofy kolejowej oddało po latach około 40 osób.
Czytaj e-wydanie »