
- Z tego, co wiemy wstępnie, kiedy na miejsce zdarzenia przyjechało pogotowie, to mężczyzna już nie dawał oznak życia.
Jak ustalili policjanci zmarłym był 40-latek, mieszkaniec pow. świeckiego.
Tyle oficjalnie. Dużo więcej usłyszeliśmy nieoficjalnie, na miejscu.
- Bartek miał na imię i tylko brata jako rodzinę - mówi kobieta, którą spotkaliśmy przy pustostanie przy Wojska Polskiego. - Tak przynajmniej mówił. Miał może czterdziestkę. Wysoki, z dwa metry miał chłopina. Wiem, bo jeszcze jakiś czas temu przychodził na dworzec regularnie żebrać, a ja tam pracuję.

Okoliczni mieszkańcy też go kojarzą, jako wysokiego człowieka. Chodził ponoć w takich masywnych wojskowych kamaszach i może dlatego niektórzy mówią, że „podobno był emerytowanym wojskowym”.
- No można się było bać, taki był duży - opowiada kobieta pracująca na dworcu.
Ale nawet jeśli się bała, to pomagała. - Jakiś miesiąc, może półtora miesiąca temu przestał przychodzić na dworzec. A ja wiedziałam, że oni sypiają tu przy tej kamieniczce na Wojska Polskiego, bo mam ją po drodze do domu. No to czasami tam do nich zaglądałam, czasami jakąś drożdżówkę przyniosłam, czasami jakąś wodę i im mówiłam, żeby się ogarnęli, żeby poszli na obiad do pomocy społecznej, żeby zadbali o siebie - opowiada. - Bo wie pani, jak to jest, pija, piją, ale żeby coś zjeść, to już nie pomyślą.
A zmarły wczoraj mężczyzna chyba też nie myślał poważnie o swoim zdrowiu. Przynajmniej tak wynika z relacji kobiety. - Coś miał z jedną nogą. Mówił, że to od butów, co po kimś dostał. Wysyłałam go do lekarza, że z tym coś trzeba zrobić. A on, że pójdzie. Ale nie szedł. Jak usłyszałam od kogoś, że mu już z tych nóg to mady wychodzą, to poszłam go pogonić. Przyniosłam mu wodę i powiedział, że „jutro pójdę do lekarza”. No ale jutro to już dzisiaj i nie zdążył. To chyba gangrena była.

- Dlaczego nie rozbiorą tego budynku? - pytają spotkani na miejscu mieszkańcy. Schodzą się tutaj, piją. Ciągle interwencje.
Budynek ma kilku właścicieli i nie potrafią się dogadać, co z nim zrobić.
Nie dalej, jak w styczniu w kamienicy zmarł mężczyzna, którego jeszcze, bezskutecznie niestety, reanimowało pogotowie. Potem był pożar. Teraz...

No właśnie. Mężczyzny nie znaleziono w kamienicy, wejścia do której kilka miesięcy temu zamurowano. Grupa mężczyzn zamieszkuje nadal szopkę na podwórzu za wspomnianym pustostanem, choć, jak przyznają, wiedzą, jak dostać się do budynku głównego.
Jeden z nich mówi: - Był spod Nowego - tyle wiem. Inny dodaje: - Byłem w pracy. Przychodzę tutaj i widzę policję. Bartek, tak, Bartek miał na imię - opowiada, ale więcej nie pamiętają.
I jeszcze oficjalnie, mł. asp. Tarkowska: - Lekarz wykluczył udział osób trzecich. Będzie śledztwo. Prokurator może, ale nie musi zarządzić sekcję zwłok.