Cisza wyborcza rozpoczęła się dziś (24 maja) o północy i potrwa do jutra do godziny 23. Za jej złamanie można trafić do sądu i zapłacić nawet milion zł kary. I co z tego? Nic, skoro i tak od lat w tym "zakazanym" czasie w internecie aż huczy od prezentowanych sondaży wyborczych, bieżących opinii, przewidywanych wyników głosowania.
Jak to możliwe? Co do sposobu, w jaki obejść ciszę wyborczą, nasza wyobraźnia nie zna granic. Dość przywołać przykład z ostatnich wyborów parlamentarnych, kiedy sieć obiegła informacja iście "kulinarna". A był nią przepis na... sałatkę warzywną. Nie trzeba było narażać się na dotkliwe kary, procesy w sądach, internauci publikowali zakamuflowane sondaże wyborcze nie podając nazwisk polityków ani ugrupowań. A i tak każdy wiedział, co oznacza, na przykład "47 proc. ziemniaków" i nieco mniej marchewki.
Dla odmiany w czasie ostatniego referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy internauci nie czytali już o jarzynach. Zamiast tego pojawiła się informacja o "grzybobraniu" w podwarszawskich lasach. Oczywiście, chodziło o podawanie danych na temat frekwencji w referendum. Czy cisza wyborcza w ogóle ma sens w dobie internetu?
- Uważam, że mimo wszystko zakaz agitowania w czasie wyborów powinien zostać utrzymany - mówi politolog Wojciech Peszyński.
Zobacz także: Ojciec i syn potrąceni w centrum Torunia [wideo od Czytelnika]
Miliona nikt nie zapłacił
Za złamanie ciszy podczas wyborów zostało skazanych dwóch mieszkańców Kujawsko-Pomorskiego. Usłyszeli wyroki w zawieszeniu. Obu mieszkańców naszego regionu sądy skazały za agitowanie podczas głosowania. Obu w tym samym 2009 roku i obu - oprócz warunkowo zawieszonej kary pół roku więzienia - zasądzono do zapłaty grzywnę. Kara była, jak informuje Ministerstwo Sprawiedliwości, stosunkowo niewielka, bo mieszcząca się w przedziale od 301 do 500 zł.
Wygląda na to, że pod względem przestrzegania reguł prawa wyborczego jesteśmy regionem wyjątkowo szanującym przepisy. Z danych MS wynika bowiem, że w latach 2011-2012 w całej Polsce zostało skazanych aż 167 osób, które złamały ciszę wyborczą. Dane za ubiegły rok są dopiero w opracowaniu.
Nie wiadomo jednak, ile z tych osób naruszyło ciszę w internecie, a ile "tradycyjnymi" sposobami.
- Nie prowadzimy odrębnych statystyk na temat tego łamania prawa wyborczego w sieci, albo poza nią - słyszymy od funkcjonariusza Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. - Bywają różne sytuacje. Czasem przyjdzie zgłoszenie o tym, że w dzień wyborów ktoś rozsypał w klatce schodowej ulotki wyborcze jakiegoś kandydata, a gdy na miejsce docierają policjanci, sąsiedzi mówią, że ulotki leżą tu już od tygodnia.
Warto zaznaczyć, że nikt spośród skazanych 167 osób nie usłyszał w sądzie nakazu zapłaty aż 1 mln zł. Choć tyle kodeks karny przewiduje za publikowanie podczas wyborów sondaży wyników głosowania.
Czy taka kara może grozić tym, którzy publikują w sieci "przepisy na sałatkę" wyborczą? To zresztą niejedyny taki pomysł. W latach ubiegłych pojawiły się w sieci sondaże, które autor umiejętnie ukrył w formie relacji na żywo z... meczu żużlowego. Dwóch kandydatów (wyborcy doskonale wiedzieli, o kogo chodzi) nie było przedstawianych swoimi nazwiskami. Zamiast tego internauci czytali o tym, jak na torze ścigają się Jarosław Hampel i Tomasz Gollob.
Więcej w dzisiejszym (24 maja) papierowym wydaniu Gazety Pomorskiej lub w e-wydaniu.
Czytaj e-wydanie »