GUS opublikował wstępne dane za I półrocze, dotyczące sytuacji społeczno-gospodarczej w I półroczu br.
Wynika z nich, że urodziło się mniej dzieci w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku, co nie jest dobrą wiadomością. Zarejestrowano ok. 182 tys. urodzeń żywych, czyli 11 tys. mniej niż przed rokiem (wtedy 193,4 tys.). W całym 2018 urodziło się 388,2 tys. dzieci.
Spadła też liczba zgonów, co akurat cieszy, bo w ubiegłym roku mieliśmy największą ich liczbę od zakończenia wojny. Zmarło 210 tys. mieszkańców kraju. W minionym półroczu różnica między liczbą zgonów a urodzeń wyniosła ok. 28 tys., a rok temu było to 22 tys. Ten obraz uzupełniają migracje zagraniczne. W pierwszym półroczu więcej osób przyjechało niż wyjechało. Bilans jest na plus 3,6 tys. mieszkańców. Uwzględniając to wszystko przez pierwsze sześć miesięcy liczba mieszkańców Polski zmalała o 25 tys. w porównaniu z końcem 2018 roku.
Związek małżeński zawarło 66,5 tys. par (czyli o ponad 4 tys. mniej). Liczba rozwodów i separacji nie zmieniła się: sądy rozwiodły 34 tys. par, a dla 700 orzekły separację.
500 plus zadziałało raz
Apogeum liczby ludności w kraju mieliśmy w 2010 roku - 38,5 mln. Od tej chwili jest już tylko gorzej. Wzrost liczby urodzeń wiązany z wprowadzeniem 500 zł na dziecko był krótki - w 2016 rok i 2017 roku. Małe są widoki by się powtórzył.
Już w 2018 roku demografowie uprzedzali, że nie będzie to efekt stały. Mieli rację. W poprzednich latach mówiło się, że do posiadania dzieci zachęcają nie tylko dodatki pieniężne. Dzieci przybywało wtedy, gdy poprawiała się sytuacja ekonomiczna, zwłaszcza malało bezrobocie.

Okiem Kielara odc. 14
Od kilku lat bezrobocie w Polsce jest rekordowo niskie, rosną płace, przybywa żłobków, więcej jest pieniędzy na różne formy opieki. Mimo to urodzeń jest mniej, po jednorazowym boomie z 2017 roku. Dlaczego?
- To nie był żaden boom - podkreśla prof. Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego. - Część z tych urodzeń to dzieci drugie i trzecie, które prawdopodobnie i tak by się urodziły, choć może nieco później. Te kobiety wcześniej zrealizowały swoje plany prokreacyjne.
Profesor, od lat zajmujący się problemami demograficznymi, wskazuje, że w długim okresie jesteśmy skazani na zmniejszanie się liczby urodzeń. Począwszy od 1983 roku, gdy urodziło się 723 tys. dzieci, w każdym następnym (do 2002) liczba urodzeń była coraz niższa. - W wiek 25-33 lata, najlepszego do rodzenia, wchodzą coraz mniej liczne roczniki - wyjaśnia profesor.
Pułapka niskiej dzietności
Dlaczego jednak pary nie decydują się na dzieci w sprzyjających - wydawałoby się - warunkach?
- Może wpadliśmy już w pułapkę niskiej dzietności? - zastanawia się prof. Szukalski. - Ci którzy dziś mogliby mieć więcej dzieci za normalną uznają sytuację zapamiętaną z dzieciństwa: jedno - dwoje dzieci w rodzinie, były pary bezdzietne. Był kryzys, wysokie bezrobocie i rodziny nie decydowały się na więcej. Niska dzietność rodziców wynikała z niemożności zrealizowania swoich planów prokreacyjnych. Ale młode pokolenie dziś traktuje tę niska dzietność jako normę.
W tym roku - według szacunków prof. Szukalskiego na podstawie dotychczasowych danych - może urodzić się ok. 370-375 tys. dzieci.
Dla porównania - w 2015 roku urodziło się 369,3 tys. maluszków, rok później - 382 tys. Mowa o urodzeniach żywych.

Piłkarskie Orły. Ilja Szkurin znów zaczął strzelać. Wygrał l...
Zobacz wideo: 500 plus dla niepełnosprawnych