
Później, wskutek reorganizacji, drużyna jeździła w II lidze (odpowiedniku dzisiejszej I). Co ciekawe - nigdy nie dane było Rosemu jeździć w najwyższej klasie rozgrywkowej, co nie przeszkadzało mu być powoływanym do kadry Polski. Na zapleczu tego, co dziś nazwalibyśmy ekstraligą, wygrywał niemal ze wszystkimi. Najlepiej świadczą o tym uzyskane średnie - ok. 2,9 pkt na bieg w latach 1965-67.

W sezonie 1965 awansował jako rezerwowy do finału Indywidualnych Mistrzostw Świata, który rozgrywany był na słynnym stadionie Wembley. Niestety, nie było dane mu wystartować w tych zawodach.

Za to rok później przyszło apogeum formy Marysia. To właśnie wtedy odniósł swoje największe sukcesy. W finale Drużynowych Mistrzostw Świata we Wrocławiu wywalczył złoty medal, jadąc w zespole z Andrzejem Pogorzelskim, Andrzejem Wyglendą, Antonim Woryną i Edmundem Migosiem. Polacy, którzy zdobyli 41 pkt, roznieśli wręcz rywali. Drugi był Związek Radziecki (25 pkt), trzecia - Szwecja (22), a czwarta Wspólnota Narodów (8). Rose przegrał w pierwszym wyścigu ze Szwedem Bjoernem Knutssonem, trzy pozostałe swoje biegi wygrał. A w turnieju jeździły takie gwiazdy światowego żużla, jak Ivan Mauger, Ove Fundin, Barry Briggs, czy Igor Plechanow!

W tym samym roku Marian Rose został pierwszym w historii Torunia medalistą Indywidualnych Mistrzostw Polski. W finale w Rybniku lepszy był tylko zawodnik miejscowego ROW-u Antoni Woryna. Jak się później okazało, na kolejny medal IMP torunianie musieli czekać okrągłe 20 lat - niemoc przełamał dopiero Wojciech Żabiałowicz, zdobywając również srebro, w finale w Zielonej Górze.