
Płonące spichrze przy ul. Grodzkiej 7-15, widziane od strony ul. Jatki. Dwóch budynków nie udało się uratować.
(fot. Jadwiga Sampławska)
5 lutego 1960 roku przypadło w piątek. Wieczorem, po godz. 20.00 patrol Milicji Obywatelskiej spostrzegł, że pali się spichrz. Zawiadomił straż pożarną - relacjonowały nazajutrz bydgoskie gazety.
Redakcje miały nie lada problem. Władysław Gomułka (I sekretarz KC PZPR) obchodził 55. urodziny. I ten fakt musiał gościć na czołówkach. Trzeba go było jednak pogodzić z wiadomością o pożarze, której nie można było schować na dalszych stronach.
Ogień wybuchł w spichrzu drugim, licząc od Rybiego Rynku. Gdy o 20.27 na miejscu byli strażacy, budynek stał już w płomieniach. Krótko po godzinie 22.00 zapadł się dach.
Od niego zajął się sąsiedni spichrz - przy Rybim Rynku. Do akcji skierowano nie tylko niemal całą załogę bydgoskiej straży pożarnej. Pomagali strażacy z Zakładów Chemicznych, jednostki z Solca Kujawskiego, Koronowa, Nakła, Inowrocławia, Torunia. No i wojsko.
- Był wtedy ogromny mróz, a jednocześnie czuliśmy żar, który bił od pożaru, choć staliśmy na drugim brzegu Brdy - wspomina Andrzej Bogucki. Miał wtedy 9 lat.
Na ówczesnym placu Zjednoczenia (Teatralny), ulicy Marchlewskiego (Stary Port), stały tłumy mieszkańców.
Na Brdzie pospiesznie odholowywano zacumowane barki. Z drugiej strony, od ulicy Grodzkiej, zagrożony był budynek mieszkalny. Lokatorów przygotowywano do ewakuacji.
Krótko po tym, gdy runął dach pierwszego spichrza, to samo stało się z sąsiednim. Strażacy walczyli, by płomienie nie objęły kolejnego magazynu. Ucierpiał, ale udało się go ocalić. Około północy pożar został zlokalizowany.
W pierwszym spichrzu, który się zapalił, Arged i Przedsiębiorstwo Radiowo-Telewizyjne magazynowało radioodbiorniki, telewizory, płyty gramofonowe. W drugim przechowywano łatwopalne materiały, m.in. terpentynę, lakiery nitro, papę, smołę itp.
Straty oszacowano wstępnie na około 7 mln zł.
Dla Bydgoszczy pożar XVIII-wiecznych spichrzów to strata niepowetowana. Kilka dni wcześniej, 25 stycznia, konserwator wojewódzki uznał je za zabytek plastyczny i krajobrazowy.
Następnego dnia po pożarze Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej podjęło decyzję o odbudowie zniszczonych zabytków - informował IKP. Ale "Dziennik Wieczorny" pisał, że decyzja ma zapaść "w najbliższym czasie". Bo według prowizorycznych obliczeń koszt to 10 mln zł.
Natychmiast jednak załoga Wojewódzkiego Zjednoczenia Przemysłu Mięsnego wezwała zakłady pracy w województwie, by dobrowolnie opodatkować się na odbudowę spichrzów. Pracownicy zadeklarowali na ten cel pół procent wynagrodzenia miesięcznego przez rok.
Nie wiadomo, czy na apel odpowiedziano. Spichrzów nie odbudowano. W pozostałych zlikwidowano jedynie magazyny i przeznaczono je dla instytucji kulturalnych. W latach 60. oddano je m.in. muzeum oraz Kujawsko-Pomorskiemu Towarzystwu Kulturalnemu.
Czytaj e-wydanie »