Ola miała zaledwie cztery latka. Na jej nerce pojawił się złośliwy guz Wilmsa. Pękł trzy dni po tym, jak dziewczynka trafiła do szpitala. Przeszła ponad 30 chemioterapii i 14 naświetlań. Częściej przebywała w szpitalu niż w domu.
Przeczytaj też: Mogilno. Jedzie za ocean do Disney'a. Spełnia się marzenie Oli!
Doda jest wspaniała
- Ola od zawsze kochała Dodę. Mając trzy latka śpiewała jej piosenki. Potem tańczyła przy jej hitach na szpitalnym łóżku. Marzyła o tym, by się z nią spotkać - wspomina pani Agnieszka. Postanowiła, że spełni to marzenie przy pomocy fundacji, która tym właśnie się trudni. Dostali odpowiedź, gdy wraz z córką jechali na kolejną chemioterapię. "Ola nie kwalifikuje się do spełnienia marzenia, bo statystycznie ta choroba daje dobre rokowania" - usłyszała przez telefon pani Agnieszka. Była w szoku. - Krótko mówiąc, marzenie Oli zostałoby spełnione, gdyby było większe prawdopodobieństwo, że umrze - wyznaje z przerażeniem.
Zdenerwowała się. W internecie znalazła numer telefonu do menadżerki Dody. Miesiąc później marzenie Oli się spełniło. Dziewczynka spędziła godzinę z największą gwiazdą muzyki pop w Polsce. Rozmawiały, śmiały się. Ola wróciła do domu obdarowana ciuchami i gadżetami Dody.
- Mówi się, że jest kapryśną gwiazdą. To jest mit. Jest bardzo miłą, serdeczną i ciepłą osobą. Zupełnie inaczej przedstawia się ją w mediach - opowiada. Kilka miesięcy temu Ola spotkała się z Dodą po raz kolejny. Tym razem podczas koncertu. Ola tańczyła tuż przed sceną. A potem długo rozmawiała z Dodą w garderobie. Ma jej numer telefonu. Niewykluczone, że jeszcze kiedyś się spotkają.
Tydzień w świecie Disneya
Ola miała jeszcze jedno marzenie. Jest zagorzałą fanką bohaterów filmów Disneya. Zawsze chciała się z nimi spotkać. Napisała o tym w swoim liście, tym razem do Fundacji "Dziecięce Fantazje". Ta organizacja nie sprawdzała statystyk dotyczących śmiertelności dzieci żyjących z guzem Wilmsa. Niespodziewanie zaprosiła Olę i jej mamę na tydzień do Disneylandu na Florydzie.
- Czuliśmy się tam jak w bajce. Wszystko to, o czym dzieci zwykle marzą, tam było na wyciągnięcie ręki - opowiada pani Agnieszka po powrocie ze Stanów Zjednoczonych. Były place zabaw, restauracje, baseny, spotkania z Myszką Miki i kaczorem Donaldem, wizyta w pałacu Disneya, fajerwerki, karuzele, rollercoastery, safari. Nawet delfiny jadły Oli z ręki.
Statystyczna wyleczalność
Ola zakończyła już leczenie. Chodzi do przedszkola. - Nikt nam nie da stuprocentowej pewności, że choroba nie wróci - wyznaje pani Agnieszka. Gdy jej córka trafiła do szpitala, guz Wilmsa miały cztery dziewczynki. Dwie zmarły, dwie żyją do dziś. - Choroba Oli daje statystycznie dobrą wyleczalność - wspomina słowa pracowniczki fundacji. Zdradza, że mama jednej ze zmarłych dziewczynek usłyszała te same słowa.
Pani Agnieszka cieszy się, że spełniła marzenia swojej córki. Teraz pragnie tylko jednego: by Ola była zdrowa.
Za naszym pośrednictwem dziękuje Fundacji "Dziecięce Fantazje" za szczęście, jakie otrzymała jej córka. Zachęca naszych czytelników do przekazania 1 procenta swoich dochodów właśnie tej fundacji.
Udostępnij