26-letni mężczyzna wezwał karetkę, bo miał 37 stopni gorączki. A tego dnia przynajmniej trzy razy ratowano życie w więcborskim szpitalu. Nieuzasadnione wezwania karetki - podobnie jak fałszywe alarmy dla strażaków - są zmorą służb ratunkowych.
W środę w Szpitalu Powiatowym w Więcborku ratownikom z powodu ludzkiej bezmyślności cisnęły się na usta przekleństwa i opadały ręce. - Ktoś się pociął nożem i musieliśmy go szyć, żeby przewieźć do szpitala w Bydgoszczy - wyjaśnia Stanisław Plewako, prezes spółki "Novum-Med" prowadzącej więcborską lecznicę. - Były jakieś wypadki, a w tym samym czasie - jakby tego było mało - chłopak spadł z roweru i uszkodził sobie śledzionę. Mogło dojść do tragedii, bo nasza karetka pojechała na wezwanie, a na miejscu okazało się, że rzekomo ciężko chory 26-latek miał 37 stopni i lekkie przeziębienie.
Niby każdy wie, że pogotowie to nie taksówka i jeździ tylko do stanów zagrożenia zdrowia i życia, a nie do biegunek, przeziębień i drobnych urazów. Wciąż jednak zdarzają się nieuzasadnione wezwania.
Szpital mógłby obciążać za niepotrzebny kurs. - Kasy Chorych to kiedyś robiły i wezwania spadły o jedną trzecią - przyznaje Plewako. - My jeszcze nie zaczęliśmy, ale cierpliwość się kończy. W pogotowiu mają dość awantur z matkami, które kategorycznie żądają przyjazdu karetki do syna ze złamaną ręką, bo ona nie ma zamiaru płacić za taksówkę.