https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Adres: Aleje Mickiewicza 9

Gizela Chmielewska
Władysław Lindner z żoną i synami na ulicy Gdańskiej. W latach 30. XX w. państwo Lindner mieszkali w kamienicy przy Alejach Mickiewicza 9.
Władysław Lindner z żoną i synami na ulicy Gdańskiej. W latach 30. XX w. państwo Lindner mieszkali w kamienicy przy Alejach Mickiewicza 9. Fot. z archiwum dr. jacka lindnera
Tu mieszkał Wielicz, zaglądał "Zegarmistrz światła", a dr Jonscher leczył dzieci

Na tle większości, raczej mocno zaniedbanych, bydgoskich kamienic ta - pieczołowicie odnowiona - robi imponujące wrażenie. Nic więc dziwnego, że bydgoszczanie, chcący swoim gościom zaprezentować miasto od najlepszej strony, z dumą pokazują im ten dom. My zaś chcemy przedstawić jego lokatorów.

Historia kamienicy przy Alejach Mickiewicza 9, jak większości domów w tej dzielnicy, sięga początków XX wieku.

Komfortowe konserwatorium

W tej części miasta zaczęły wówczas powstawać okazałe domy i eleganckie wille, z przestronnymi salonami, pokojami dla służby, kuchennymi schodami, często już z centralnym ogrzewaniem. Nie zapomniano również o wyższych celach. Na parceli - wówczas przy ulicy Büllowstrasse 6, powstał budynek z przeznaczeniem na prywatną szkołę muzyczną. Na pewno uznano, że skoro po drugiej stronie ulicy znajduje się letni teatr "Elisium", będzie to idealne sąsiedztwo. A może pomyślano raczej o tym, aby dzieci z tej bogatej dzielnicy, zamiast wędrować aż na ul. Danzigerstrasse 158, gdzie od 1904 roku działało konserwatorium prowadzone przez dyrektora Arnolda Schattschneidera, mogły swe zdolności muzyczne rozwijać bliżej domu, w bardziej komfortowych warunkach... Dwa lata później nastąpiła przeprowadzka.

Budynek stanął przy dwupasmowej jezdni, pośrodku której posadzono wiązy, połączone winobluszczem. Na zachowanych starych fotografiach i pocztówkach wygląda to przewspaniale.

Uczeń Dworzaka

Autorzy Studium Historyczno-Konserwatorskiego Śródmieście cz. 5, pod redakcją Emanuela Okonia - opracowanego przez Bognę Derkowską-Kostkowska i Iwonę Gołembiowską (kwerenda archiwalna mgr Jan Buda i dr Marek Romaniuk) w Karcie Obiektu nr 91 przygotowanej w 1997 r. dla Miejskiego Konserwatora Zabytków, informując o budynku, napisali: "Czas powstania: lata 1905-1906. Wzniesiony wg projektu architekta Rudolfa Kerna jako siedziba Bydgoskiego Konserwatorium Muzycznego".

W kamienicy znalazło się miejsce na sale lekcyjne, salę popisową i bibliotekę. Od 1912 roku dyrektorem Konserwatorium został uczący w tej placówce od początku jej istnienia Wilhelm von Winterfeld, wychowanek znanego czeskiego kompozytora Antoniego Dworzaka. Budynek jednak nadal pozostał własnością Arnolda Schattschneidera i jego żony Elizabet.

Zainteresował się nią doktor Biziel

Do zakończenia I wojny światowej większość kamienic w tym rejonie miasta należało do niemieckich właścicieli. Gdy na mocy traktatu wersalskiego Bydgoszcz przeszła w ręce Polaków, Niemcy, którzy zdecydowali się stąd wyjechać na Zachód, zaczęli sprzedawać domy.

Kamienicą przy Alejach Mickiewicza 6 - ulicy już o polskiej nazwie, ale jeszcze starej numeracji - w 1919 roku zainteresowała doktora Jana Biziela. Załatwił on nawet z Arnoldem Schattschneiderem wstępne formalności, ale ostatecznie do transakcji nie doszło.

Hrabia kupuje kamienicę

W marcu 1920 roku budynek kupił Erazm hrabia Krasicki, bogaty ziemianin. Być może też właśnie on wynajął mieszkanie w kamienicy swoim znajomym z Kresów Wschodnich - rodzinie Zaleskich, która uciekając od bolszewików zostawiła rodowy majątek Raczkiewicze. Bronisław Zaleski wspólnie z sąsiadami ufundował w Słucku szkołę handlową dla synów ziemiańskich, jego siostra Emilia, prowadziła dla nich stancję. W Bydgoszczy, mimo że mieszkało tu wielu Kresowiaków, bardzo tęsknili za swoimi stronami. Zaleski szybko wrócił bliżej wschodniej granicy, jako administrator majątków należących do Jeleńskich, m.in. na Wileńszczyźnie.
Synowie Janiny i Bronisława Zaleskich, Wacław oraz Bogusław, absolwenci słuckiej szkoły, już w Bydgoszczy skończyli Akademię Rolniczą. Ten ostatni po wojnie, na krótko, znowu wrócił do Bydgoszczy jako dyrektor przedsiębiorstwa "Zgorol". W pozostawionych przez siebie wspomnieniach, w maszynopisie, zdeponowanych w Bibliotece Narodowej, wspomina chwile spędzone w naszym mieście.

Z Mandżurii na Mickiewicza

Hrabia Krasicki po dwóch latach zdecydował się sprzedać dom. Nowym właścicielem został dr Tadeusz Nowkuński i jego małżonka Helena. Do Bydgoszczy przyjechali koleją - aż z Harbina w Mandżurii, gdzie pan Tadeusz, absolwent studiów medycznych w Kijowie i Berlinie, był lekarzem w szpitalu rosyjskim. Do 1920 roku w Harbinie mieszkało ponad 7 tysięcy Polaków.

Podobno państwo Nowkuńscy zawsze żartowali, że dom kupili przez przypadek, zauważyli go podczas wizyty w Bydgoszczy u znajomych. A na wyposażenie kamienicy wydali tyle samo pieniędzy, ile na jej kupno. Nie dlatego, że wybierali bardzo drogie sprzęty, tylko ze względu na szalejącą wówczas inflację.
Razem z rodziną pana Tadeusza zamieszkał tutaj jego brat, inż. Józef Nowkuński, który - jak przypominają w internecie miłośnicy kolei - w carskiej Rosji zaprojektował 2200 km linii kolejowej. W Polsce był naczelnym kierownikiem budowy magistrali Nowe Herby-Bydgoszcz- Gdynia oraz dyrektorem kolei francusko-polskiej.

Na pierwszy, większy remont domu jego właściciele zdecydowali się w latach 30. Jak zaznaczono w konserwatorskiej Karcie Obiektu: "W 1934 roku pod kierunkiem Franciszka Jarockiego dokonano przebudowy budynku, salę koncertową przekształcono w mieszkania". Rok wcześniej, ze względu na reformę numeracji ulic zmienił się adres - teraz dom stał przy Alejach Mickiewicza 9. I tak jest do dziś.

Sąsiad Raszewski

W latach 30. ubiegłego wieku do kamienicy przy Alejach Mickiewicza 9 na prywatne lekcje muzyki przychodził Zbigniew Raszewski, wówczas rezolutny nastolatek, po wojnie profesor teatrologii i autor książki poświęconej Bydgoszczy p.t. "Pamiętnik gapia". Nie miał daleko, mieszkał z rodzicami w domu obok - przy ul. 20 Stycznia 17. Jego nauczycielem był sam pan Winterfeld. Po latach jego uczeń wspominał:

"Należał do profesorów, którzy śpiewając prowadzili ucznia przy drugim fortepianie. Pogodny, bardzo muzykalny, nie był zupełnie poważny, ale sympatyczny".

Rodzina kapitana Lindnera

I Raszewski, a tym bardziej profesor Winterfeld musieli spotykać mieszkających wówczas w tej kamienicy Weronikę i Władysława Lindnerów oraz ich synów - Mariana i Leszka. Pan Władysław - kapitan 62. pułku piechoty - był synem jednego z budowniczych kolei warszawsko-wiedeńskiej. Jego żona - córka budowniczego organów z Chełmna, dawała lekcje gry na fortepianie. To chyba jej znajomości i zainteresowania sprawiły, iż wynajęła mieszkanie w domu, którego historia była związana ze sztuką. We wrześniu 1939 roku kapitan Lindner bronił Warszawy, potem trafił do obozu jenieckiego w Woldenbergu. Żonę z dziećmi wysiedlono na ulicę Lipową. Gdy kapitan szczęśliwe wrócił do Bydgoszczy, rodzina znalazła mieszkanie na tej samej co przed wojną ulicy, ale już w sąsiedniej kamienicy.

Patron Konieczka

Powojenny okres w historii kamienicy to głównie jej związki z Teatrem Polskim, który w 1949 roku stanął po drugiej stronie ulicy, na miejscu niemieckiego "Elisium". W dawnym Konserwatorium, zamiast właścicieli, zaczął rządzić "kwaterunek". Poszczególne lokale przydzielono m.in. pracownikom teatru. Dwa pokoje na parterze, od frontu, zajął Mieczysław Wielicz. Na pierwszym piętrze mieszkała Zofia Modrzewska, reżyser - żona Leona Schillera. Potem Piotr Rzepecki, kierownik techniczny teatru, piętro wyżej - Alojzy Makowiecki. Działała tu teatralna pracownia krawiecka. Na trzecim piętrze też mieszkali aktorzy, w tym Hieronim Konieczka.

Gniazdo artystów i...

Przez krótki czas mieszkał tu nawet Leon Niemczyk, później gwiazda polskiego filmu, z ostatnim w jego życiu włącznie obrazem czyli serialem "Ranczo". Na liście lokatorów figurowało nazwisko Andrzeja Strzeleckiego, Jana Tomaszewskiego - obecnie dyrektora teatru gorzowskiego. Zaglądał tu Tadeusz Woźniak, którego rozsławiła piosenka "Zegarmistrz światła". U Mieczysława Wielicza bywał pisarz
Adam Grzymała-Siedlecki.

W kamienicy znalazł miejsce na swój gabinet lekarski doktor Józef Jonscher, zaprzyjaźniony z właścicielami domu. Tu mieszkała jego siostra - pani Moniuszko. I tu na pewno bywała ekscentryczna żona pana Józefa, sławna na całą Bydgoszcz malarka - pani Joanna Witt-Jonscher, miłośniczka pudelków, niebanalnych strojów i teatru.

Kwitło życie towarzyskie

- Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, mieszkałem w tym domu na trzecim piętrze - mówi Bogdan Grzelak. - Prowadziliśmy tu próby, przygotowywano chałtury, kwitło życie towarzyskie. Chętnie bywali u nas dziennikarze, głównie z radia. W tym czasie żył jeszcze Mieczysław Wielicz - legenda bydgoskiego teatru. Czasami zapraszał do siebie gości na kolacje, a właściwie na wystawne przyjęcia, które wyczarowywała jego gospodyni, pani Genia. Miałem przyjemność w nich uczestniczyć. Przy stole prowadzono rozmowy, oczywiście głównie o teatrze. Z wielką kulturą i elegancją, bo przy panu Wieliczu nie uchodziło inaczej. Pamiętam jak wspominano, iż jego żona, Helena, dbała, aby po premierach nie otwierano w domu okien. Mieszkali na wysokim parterze. Nastolatki urzeczone grą mistrza wrzucały bukiety przez okna do mieszkania. A to się pani Wieliczowej stanowczo nie podobało.

Aż dwóch lokatorów kamienicy z Alei Mickiewicza 9 zostało szczególnie wyróżnionych przez bydgoszczan. Mieczysław Wielicz jest patronem jednej z ulic na fordońskim osiedlu, a Hieronim Konieczka - patronem Teatru Polskiego. Chociażby z tego tytułu w Bydgoszczy nie ma drugiego takiego domu.

Powrót do świetności

Kamienica przy Alejach Mickiewicza 9 do dzisiaj pozostaje w rękach potomków Heleny i Tadeusza Nowkuńskich.

- Szczęśliwie zachowały się dokumenty, stare zdjęcia. Dzięki nim przeprowadziliśmy remont pod nadzorem konserwatora, udało się odtworzyć detale architektoniczne skute przez nadgorliwych budowlańców w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych - mówi Małgorzata, prawnuczka państwa Nowkuńskich. - Czasami widzę, jak na placu przed teatrem stoją ludzie i podziwiają nasz dom. Nie kryję, że taka reakcja bardzo nas cieszy. To znaczy, że udało się nam przywrócić kamienicy jej dawny blask. Niestety, przed domem nie ma już rzędów wiązów - dziadkowie wspominali, że były one połączone girlandami róż, nie mówiło się u nas o girlandach z winobluszczu. Pod tym względem Aleje Mickiewicza bardzo się zmieniły. Szkoda.

Redakcja dziękuje pani Agnieszce Hanyżewskiej z Teatru Polskiego w Bydgoszczy za udostępnienie zdjęcia Hieronima Konieczki.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska