https://pomorska.pl
reklama

Adres: Jagiellońska 2

(Gizela Chmielewska)
Po raz pierwszy w swej historii kamienica przy ul. Jagiellońskiej 2 "patrzy" na zabytkowe ruiny kościoła karmelitów, odkryte przy okazji modernizacji ulicy Focha
Po raz pierwszy w swej historii kamienica przy ul. Jagiellońskiej 2 "patrzy" na zabytkowe ruiny kościoła karmelitów, odkryte przy okazji modernizacji ulicy Focha Fot. Wojciech Wieszok
Dla ludzi zafascynowanych bydgoską architekturą - kamienica Otto Pfefferkorna, właściciela fabryki mebli. Dla młodszej generacji, która nie wgłębia się w historię miasta - przede wszystkim "Savoy".
Portret Bieruta w siedzibie SD sąsiadował ze świętymi obrazami za ścianą w prywatnym mieszkaniu.
Portret Bieruta w siedzibie SD sąsiadował ze świętymi obrazami za ścianą w prywatnym mieszkaniu. Fot. ze zbiorów rodzinnych

Portret Bieruta w siedzibie SD sąsiadował ze świętymi obrazami za ścianą w prywatnym mieszkaniu.
(fot. Fot. ze zbiorów rodzinnych)

Dla nielicznej gromadki bydgoszczan Jagiellońska 2 to rodzinny dom - z radościami i smutkami wpisanymi we wspomnienia.

Od prawie stu lat okazała kamienica u zbiegu pl. Teatralnego i Jagiellońskiej stanowi niekwestionowaną ozdobę centrum miasta. Zafundował ją Bydgoszczy bogaty fabrykant mebli i kolekcjoner.

Na meblach się dorobił
Jak zapisano w "Studium Historyczno-Konserwatorskim", przygotowanym przez Pracownię Dokumentacji i Popularyzacji Zabytków Wojewódzkiego Ośrodka Kultury (Karta Obiektu nr 5), dom przy ul. Jagiellońskiej 2 powstał w "1912 r. wg proj. arch. Henry Grossa z Berlina dla właściciela fabryki mebli Otto Pfefferkorna. Kierownikiem prac budowlanych był znany bydgoski architekt Rudolf Kern".

W czasach, gdy kamienica zaczęła cieszyć oczy bydgoszczan, ci spacerowali nie po ul. Jagiellońskiej, a po Wilhelmstrasse. Do fabrykanta należało już wtedy kilka innych okazałych budynków w centrum miasta - przy ul. Danzingstrasse (Gdańskiej 23), Gdańskiej 86 oraz przy ul. Bahnhofstrasse (Dworcowej 12). W tym ostatnim domu, wybudowanym na jego zlecenie w 1909 r. według projektu Fritza Weidnera - Otto Pfefferkorn mieszkał.

- Majątek zrobił na produkcji mebli, skrzynek do odbiorników radiowych i opakowań dla cygar - mówi Zdzisław Hojka, kurator muzealny, kierownik Działu Historii Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy. - Był też znanym kolekcjonerem. Wiele eksponatów ze swoich zbiorów przekazał jako depozyt Muzeum Okręgowemu na wystawę w 1923 roku. Do dziś możemy podziwiać stare sekretery, porcelanę, tkaniny i wiele innych rzeczy. Tyle że nie na ekspozycji, lecz na zdjęciach w okolicznościowym albumie, jaki zachował się w muzeum.

Armia z siekierą
W kamienicy przy ul. Wilhelmstrasse mieszkali głównie bogaci ludzie, których było stać na utrzymanie eleganckich mieszkań, z centralnym ogrzewaniem i wyrafinowanymi ozdobami oraz z liczną służbą. Spory zysk właścicielowi przynosiły lokale użytkowe, w tym sławna Palace Cafe. Po przejęciu miasta przez Polaków w styczniu 1920 r. w zasadzie niewiele się zmieniło - nadal właścicielem domu był Pfefferkorn, nadal mogli tu wynajmować mieszkania dobrze sytuowani ludzie.

W Księdze Adresowej z 1923 r. na liście lokatorów figurują m.in.: Kalkstein - kupiec, Koniecki - właściciel kawiarni, Worledge - pilot wojskowy. A do tego "cały legion" służby. Zmieniła się tylko nazwa ulicy - na Jagiellońską. I nazwa kawiarni - na "Wielkopolankę".

Tu w sklepie na parterze można było kupić buty ze znanej firmy "Bata", a kilka kroków dalej - książki w Księgarni Bydgoskiej Narcyza Gieryna. Historię tej ostatniej przypomniał w najnowszym "Kalendarzu Bydgoskim" Janusz Umiński. W latach 20. urodą domu zachwycił się sam Jan Bułhak, mistrz fotografii z Wilna.

II wojna światowa przyniosła kolejne zmiany w nazwie ulicy - na Goeringstrasse i w nazwiskach lokatorów. W 1940 r. przyziemie domu przebudowano, tworząc arkady. Właściciel kamienicy pozostał ten sam - do 1945 r. I od tego roku zaczęła się nowa historia kamienicy - znowu przy ul. Jagiellońskiej. Ale zanim do tego doszło, przez jakiś czas kwaterowała tu Armia Czerwona. Zostały po niej ślady, w postaci zniszczonych kafelków w spiżarni, gdzie dzielni bojcy rąbali siekierą mięso na podłodze. No i zamiast ulicy Jagiellońskiej była ulica Generalissimusa Stalina. Tabliczka z taką nazwą kuła w oczy patrzących na ścianę kościoła klarysek - do 1953 r.

Mahonie i kryształy
W kamienicy, kiedyś słynącej z luksusowych, wielkich mieszkań, zapanowały nowe porządki. Część pomieszczeń zajęło Stronnictwo Demokratyczne. A część - osławiony później Rejonowy Sąd Wojskowy.

- Z naszej kuchni widać było okno, przy którym stawali adwokaci z rodzinami sądzonych ludzi. Po gestach i podniesionych głosach wnosić można było, że toczyły się nieraz dramatyczne rozmowy - wspomina Janusz Borowy, właściciel zakładu elektromechanicznego i muzyk w jednej osobie. Dziś o haniebnej działalności tego sądu przypomina tablica umieszczona na ścianie domu. Z kolei kilkanaście metrów dalej, od strony pl. Teatralnego, wisi tablica, poświęcona zasłużonemu numizmatykowi - Stanisławowi Niewiteckiemu.

- Czasami bawiłam się z synem pana Stanisława - Wojtkiem, ale bałam się jego ojca, bo był to dla mnie srogi starzec. Pamiętam, że ich mieszkanie przypominało lamus - wspomina Reginka z Kozincewów Kowalczyk. Zbiory pana Niewiteckiego tak zawładnęły wyobraźnią dzieci z kamienicy, że pewnego dnia wybrały się do piwnicy, bo były przekonane, że sąsiad chowa tam swoje skarby. Wyprawa oczywiście skończyła się totalną klapą.

- Za czasów naszego dzieciństwa podwórko było czyste, z kwiatami, mimo że w kamienicy funkcjonował bar "Mir". O porządek dbał dozorca - pan Szczypior. Drzwi wejściowe o godzinie 21 były zamykane na klucz. Porządek rzucał się w oczy w całym domu. Piękna klatka schodowa lśniła czystością . Korzystaliśmy z przepięknej windy z mahoniowego drewna, z kryształowymi lustrami i z kryształowym oknem w drzwiach. Witraże w oknach klatki schodowej zawsze mnie fascynowały - wspomina Hanna Solinski, siostra pani Reginy, od lat mieszkająca w Niemczech.

Taida i Eugeniusz Kozincewowie, rodem z Wilna, rodzice Hani i Reginki pracowali w biurze projektowym, które miało siedzibę w dzisiejszym "Savoyu". Obecny gmach ZUS-u przy ul. Św.Trójcy to dzieło pana Eugeniusza, który był autorem projektu.

Lokatorzy zdecydowali się walczyć o porządek w kamienicy razem. Na zdjęciu - czwarty od prawej - Janusz Borowy
Lokatorzy zdecydowali się walczyć o porządek w kamienicy razem. Na zdjęciu - czwarty od prawej - Janusz Borowy Fot. ze zbiorów rodzinnych

Lokatorzy zdecydowali się walczyć o porządek w kamienicy razem. Na zdjęciu - czwarty od prawej - Janusz Borowy
(fot. Fot. ze zbiorów rodzinnych)

Hula-hop od prezesa
Dzieciarnia z kamienicy - dziś poważni biznesmeni, profesorowie, muzycy - z łezką w oku wspomina kinderbale urządzane u pani Neli Czechowiczowej, Czeszki z pochodzenia - osoby o wielkiej kulturze osobistej i poczuciu humoru, zapalonej brydżystki. Do Bydgoszczy trafiła z rodziną po piekle Powstania Warszawskiego i krótkim epizodzie na Śląsku, gdzie mąż był dyrektorem kopalni. Dzieci z kamienicy ją uwielbiały. I to nie tylko dlatego, że częstowała je pysznymi czekoladkami przywożonymi z Czech. Mąż pani Neli, Eugeniusz, na początku lat 50. pewnego dnia wyszedł po papierosy. I słuch po nim na długo zaginął. Okazało się, - jak to bywało w tamtych czasach - że miał w tym udział Urząd Bezpieczeństwa. Wszystko szczęśliwie się skończyło, po 1956 r. pan Eugeniusz został posłem na Sejm. Przez wiele lat był prezesem spółdzielni "Precyzja". Ale o kilku tygodniach życia w niepewności jego rodzina nigdy nie mogła zapomnieć. Dorosła dziś dzieciarnia z kamienicy przy ul. Jagiellońskiej z wdzięcznością wspomina, jak to dzięki panu Czechowiczowi mogła brać udział w szaleństwie hula-hop. To on w czasach, gdy o kupnie "wirujących obręczy" nie można było nawet marzyć, zrobił je w swojej spółdzielni.

Lata płynęły, zaczęły się inne zabawy... - Założyłem się, że wjadę swoją zastawą w wąski korytarz na podwórko. I wjechałem. Jakim cudem - nie wiem, od ściany dzieliły mnie chyba milimetry - wspomina ten wyczyn Janusz Borowy. Kto zna ten wąski korytarz, ten wie, że słowa o cudzie nie są przesadzone. Inni lokatorzy ze śmiechem wspominają, że nie przeszkadzała im muzyka dochodząca z dancingu, nie irytowali się, gdy ich sąsiad, Andrzej Przybielski, znany jazzowy muzyk, grał na trąbce. Ale odgłosy pochodzące z kuchni "Savoyu", np. gdy tłuczono kotlety zatruwały im wieczory i noce. Trudno też było zachować dobry nastrój, gdy musiano brodzić w śmieciach po cuchnącej klatce schodowej, gdy jakiś fachowiec od siedmiu boleści z ADM-u zamiast toczonych drewnianych szczebelków, wmontował w balustradę ordynarne metalowe rurki, gdy klatka schodowa zaczęła przypominać slumsy itd., itp. Indywidualne prośby i skargi nie skutkowały. - W latach 90. powołaliśmy specjalny komitet do walki o porządek w naszym domu, bo mieliśmy dość mieszkania - w centrum miasta - jak na wysypisku. Trochę udało się nam wywalczyć. Ja wkrótce potem się wyprowadziłem - przyznaje Janusz Borowy. W ślady pana Janusza poszło kilku innych lokatorów.

Kamienica przy ul. Jagiellońskiej 2 ma za sobą tę wielką historię, którą zapoczątkował Otto Pfefferkorn, i tę małą - tworzoną przez kolejnych lokatorów. Pierwszą możemy odnaleźć w książkach, drugą w albumach rodzinnych oraz we wspomnieniach. Obydwie składają się na obraz Bydgoszczy i jej mieszkańców.

Wybrane dla Ciebie

Raz w miesiącu podsypuję tym zamiolkukasa. W mig wypuszcza nowe liście

Raz w miesiącu podsypuję tym zamiolkukasa. W mig wypuszcza nowe liście

Dodatkowe 2150 złotych dla osób powyżej 75. roku życia. Jak dostać bon senioralny?

Dodatkowe 2150 złotych dla osób powyżej 75. roku życia. Jak dostać bon senioralny?

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska