Źródła całego zamieszania trzeba szukać w lipcu ubiegłego roku. Wtedy z warsztatu Krzysztofa Lewandowskiego zniknęły trzy silniki, ramy i narzędzia. Straty oszacowano na około 100 tysięcy złotych. Sprawa została zgłoszona na policję i okazało się, że stał za tym były sponsor, z którym żużlowiec burzliwie się rozstał. On sam złożył obszerne wyjaśnienia. Tłumaczył, że pomagał Lewandowskiemu, gdy ten zaczynał karierę. W zamian zawodnik miał się dzielić dochodami za punkty w ekstralidze i z owej umowy się nie wywiązuje.
Wśród zagarniętych silników jeden był własnością toruńskiego klubu, który Apator użyczył młodemu zawodnikowi. I ten właśnie sprzęt pojawił się teraz w boksie Patryka Dudka. W jaki sposób? Silnik został zabezpieczony przez policję, trwa wyjaśnianie, jaką drogą znowu pojawił się na Motoarenie. Jak informuje toruńska komenda, wkrótce zostaną postawione zarzuty jednej osobie.
- Ten sprzęt został nam użyczony na kilka meczów, a my nie wiedzieliśmy, skąd pochodzi. Silnik oddaliśmy policji i na tym kończy się nasz udział w tej sprawie - tłumaczy Sławomir Dudek na portalu Sportowe Fakty.
Najbardziej poszkodowany w tym wszystkim wydaje się Dudek, który na owym sprzęcie zaliczył najlepsze wyniki w sezonie: podium w Grand Prix Szwecji, bardzo dobre mecze z Motorem Lublin i Betardem Wrocław. Już bez tego wsparcia jeden z liderów "Aniołów" zawiódł w pierwszym meczu półfinałowym z Betardem Wrocław.
W Apatorze zapowiadają, że chcieliby odzyskać feralny silnik, ale raczej mało prawdopodobne, aby to stało się przed końcem sezonu.
