[polecany]13636534[/polecany]
- To był jakiś koszmar - mówi Waldemar Anatowicz. Od kilku dni razem z żoną i 13-miesięczną córeczką Klaudią wynajmują mieszkanie w domu przy ulicy Osada 30. - Wparowało tu chyba z pięćdziesięciu policjantów. Kominiarki, kamizelki kuloodporne; uzbrojeni po zęby... Wzięli nas za bandziorów.
Akcja miała miejsce w piątek, krótko po godzinie 17. Jak twierdzi Anatowicz policjanci strzelali do otwartych drzwi. - Cudem uniknąłem kuli w głowie - wspomina mężczyzna. - Nawet nie sprawdzili, czy drzwi wejściowe są zamknięte. Przestrzelili zamek. Padłem na podłogę - Ana-towicz wskazuje na posadzkę. - I wczołgałem się do pokoju.
Antyterroryści stracili pracę przez Paris Hilton
Mężczyzna zaznacza, że w pierwszej chwili nie wiedział, co się dzieje. - Akurat stroiłem radio w pokoju, była ze mną żona i córka. Na początku myśleliśmy, że ktoś kopie w drzwi. Wszedłem do przedpokoju i już wiedziałem, że to strzały.
- Przecież to małe dziecko - Karolina Gellert ściska w ramionach córeczkę Klaudię. - A jakby ona pobiegła w tym czasie do korytarza? Przecież mogła zginąć...
- I co? Nic nie znaleźli - mówi Dariusz Schuschke, właściciel domu. Mieszka na piętrze. - Przetrzepali całe mieszkanie. Sprawdzili samochody. Na sam koniec wmawiali, że znaleźli woreczek z suszem roślinnym - mężczyzna odwraca głowę w kierunku srebrnego mercedesa przed domem. - Nie wiem, jak to się tam znalazło. Tego dnia auto było odkurzane.
Według świadków akcja policyjna trwała około sześć godzin. - Przez większość tego czasu byłem skuty - zaznacza Schuschke.
Schuschke miał już styczność z prawem. W 2009 roku siedział sześć miesięcy w areszcie za to, że znaleziono u niego w domu między innymi broń z XVIII wieku. - Stary pisolet - tłumaczy właściciel posesji. - Gdyby był 20 lat starszy, to nie byłoby mowy o areszcie. A i tak zostałem później oczyszczony z zarzutów.
Policjanci zapowiadają, że okoliczności interwencji będą wyjaśnione.
Więcej w czwartkowym, papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej."
Wiadomości z Bydgoszczy
Czytaj e-wydanie »
- To był jakiś koszmar - mówi Waldemar Anatowicz. Od kilku dni razem z żoną i 13-miesięczną córeczką Klaudią wynajmują mieszkanie w domu przy ulicy Osada 30. - Wparowało tu chyba z pięćdziesięciu policjantów. Kominiarki, kamizelki kuloodporne; uzbrojeni po zęby... Wzięli nas za bandziorów.
Akcja miała miejsce w piątek, krótko po godzinie 17. Jak twierdzi Anatowicz policjanci strzelali do otwartych drzwi. - Cudem uniknąłem kuli w głowie - wspomina mężczyzna. - Nawet nie sprawdzili, czy drzwi wejściowe są zamknięte. Przestrzelili zamek. Padłem na podłogę - Ana-towicz wskazuje na posadzkę. - I wczołgałem się do pokoju.
Antyterroryści stracili pracę przez Paris Hilton
Mężczyzna zaznacza, że w pierwszej chwili nie wiedział, co się dzieje. - Akurat stroiłem radio w pokoju, była ze mną żona i córka. Na początku myśleliśmy, że ktoś kopie w drzwi. Wszedłem do przedpokoju i już wiedziałem, że to strzały.
- Przecież to małe dziecko - Karolina Gellert ściska w ramionach córeczkę Klaudię. - A jakby ona pobiegła w tym czasie do korytarza? Przecież mogła zginąć...
- I co? Nic nie znaleźli - mówi Dariusz Schuschke, właściciel domu. Mieszka na piętrze. - Przetrzepali całe mieszkanie. Sprawdzili samochody. Na sam koniec wmawiali, że znaleźli woreczek z suszem roślinnym - mężczyzna odwraca głowę w kierunku srebrnego mercedesa przed domem. - Nie wiem, jak to się tam znalazło. Tego dnia auto było odkurzane.
Według świadków akcja policyjna trwała około sześć godzin. - Przez większość tego czasu byłem skuty - zaznacza Schuschke.
Schuschke miał już styczność z prawem. W 2009 roku siedział sześć miesięcy w areszcie za to, że znaleziono u niego w domu między innymi broń z XVIII wieku. - Stary pisolet - tłumaczy właściciel posesji. - Gdyby był 20 lat starszy, to nie byłoby mowy o areszcie. A i tak zostałem później oczyszczony z zarzutów.
Policjanci zapowiadają, że okoliczności interwencji będą wyjaśnione.
Więcej w czwartkowym, papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej."
Wiadomości z Bydgoszczy
Czytaj e-wydanie »