Na pomoc pasażerowi ruszyła załoga Ryanair’a, pilot podjął decyzję o awaryjnym lądowaniu.
– Stewardessa pytała, czy jest na pokładzie lekarz lub pielęgniarka i zgłosiła się jedna z pasażerek. Wtedy położono nieprzytomnego pana na podłodze między siedzeniami - relacjonuje tragiczne zdarzenie pani Agata, jedna z pasażerek.
Gdy samolot wylądował, podjechały służby lotniskowe z ratownikiem i wynieśli pasażera z samolotu, gdzie kontynuowano akcję reanimacyjną.Niestety była ona nieskuteczna. Mężczyzna nie przeżył.
Na miejsce została wezwana policja. Po tym jednak, jak lekarz stwierdził, że przyczyna zgonu jest naturalna, funkcjonariusze sporządzili notatkę i odjechali. Nie było potrzeby wzywania prokuratora.
– Siedzieliśmy w samolocie dwie godziny! – denerwuje się pani Agata. – Dopiero po naszych prośbach podstawiono autokary, które zawiozły nas do Łodzi.
Dlaczego nie zrobił tego samolot?
– Ponieważ skończył się czas pracy pilotów – mówi rzeczniczka prasowa Portu Lotniczego im. Władysława Reymonta w Łodzi.
Z powodu lądowania awaryjnego lot z Łodzi do Anglii, który miał się odbyć we wtorek o godz. 22.15, został przesunięty na środę na godz. 12.
A co z pasażerami samolotu do East Midlands?
- 45 ze 189 pasażerów spędziło noc w hotelu na koszt przewoźnika, pozostali prawdopodobnie wrócili do domów (przy czym 5 osób pojechało do Radomska) - mówi Wioletta Gnacikowska, rzeczniczka prasowa Portu Lotniczego im. Władysława Reymonta w Łodzi.
Samolot ostatecznie wystartował o godz. 12.20.