Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alfred Tasarek - skrzypek, który został fryzjerem

Jolanta Zielazna
Jolanta Zielazna
Alfred Tasarek grał na skrzypcach. Ale został fryzjerem
Alfred Tasarek grał na skrzypcach. Ale został fryzjerem Zbiory rodziny Tasarek
Muzyka otaczała go od dzieciństwa. Alfred Tasarek chciał zostać skrzypkiem. Ale musiał wybrać bardziej praktyczny zawód. Został fryzjerem.

Alfred Tasarek kochał skrzypce i muzykę, ale bycie muzykiem nie zapewniało pewnego kawałka chleba. Musiał wybrać bardziej praktyczny zawód. Jednak zamiłowanie do muzyki nie odeszło w kąt. Przeciwnie. Muzyka wypełniała rodzinny dom, gdy Alfred był mały, ale i później, gdy założył już własną rodzinę.

Alfred Tasarek, bydgoski fryzjer, kilka przedwojennych lat pracował w znanym w Bydgoszczy zakładzie fryzjerskim**Bruno Sikorsky'ego przy ul. Gdańskiej 31**. Salon istnieje do dziś, nazywa się Kosmyk. Niestety, wkrótce kończy działalność. Właśnie w tym salonie Alfred Tasarek poznał Alfredę Myśliwiec, która później została jego żoną.

>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<

Skrzypek to nie zawód

Alfred, tak samo jak Alfreda, urodził się na terenie Niemiec. Jego rodzice (Andrzej i Augustyna) wyemigrowali z okolic Ostrowa Wielkopolskiego. Osiedli w Essen, tam w 1910 roku urodził się Alfred. Później urodziła się jeszcze córka.

W 1918 roku rodzina przyjechała do Bydgoszczy. Zamieszkali na Bielawach, Andrzej był kolejarzem. Jego dzieci uczyły się więc już w Bydgoszczy, w szkołach, które po 1920 roku były już polskie. Alfred na pewno uczył się w Szkole Przemysłowej przy ul. św. Trójcy, sam o tym opowiadał.

W domu zostało kilka szkolnych zdjęć, które dziś są unikalnymi pamiątkami.

- W tym domu zawsze się muzykowało - wspomina dziadków Andrzej, syn Alfreda. Imię dostał po dziadku-kolejarzu. - Babcia grała na basie i perkusji, dziadek na klarnecie. Wszystkie rodzinne imprezy miały muzyczna oprawę.

Nic dziwnego, że Alfred też sięgnął po instrument. Jego syn wspomina, że ojciec był skrzypkiem, dobrym skrzypkiem. Grał także na pianinie. Pamięta, że ojciec opowiadał, iż gry na instrumentach uczył się prywatnie, w szkole Jaworskiego.
W tym czasie prywatną szkołę muzyczną miał Leon Jaworski. Mieściła się przy ul. Śniadeckich.

Tyle, że granie na skrzypcach nie było uważane za zawód, który może zapewnić życie na jako takim poziomie. Chłopak uczył się więc fryzjerstwa. Miał 15 lat, gdy chodził do zakładu Woźniaka na ul. Sienkiewicza.
Musiał być zdolnym fryzjerem, jeśli dostał się do pracy u Sikorsky'ego, bo zakład miał w mieście renomę.

Konkurencja dla szefa

Alfred chciał jednak pracować na swoim. Na początku 1938 roku, wspólnie z kolegą Stanisławem Matuszewskim, otworzyli zakład przy ul. Śniadeckich. To następna kamienica za obecnym sklepem muzycznym.

Właścicielka domu była Niemką. W zakładzie stanęła min. suszarka - pierwsza wyprodukowana w Polsce. - Była pokazywana na targach w Poznaniu jako eksponat. Ojciec specjalnie pojechał i kupił ją właśnie do swojego zakładu - opowiada Andrzej Tasarek.
Sęk w tym, że otwierając własny zakład Alfred zabrał z sobą najlepszy personel z salonu na Gdańskiej. - Ojciec wcześniej uprzedził Sikorsky’ego, że odchodzi, ale ten chyba nie spodziewał się, że straci tylu pracowników.

Gorzej, że wraz z pracownikami odeszli ich klienci, a często była to klientela z tzw. wyższej półki. - U ojca, gdy pracował na Gdańskiej, strzygli się np. Alvenslebenowie, właściciele Ostromecka. Wiem też, że często przysyłali po ojca samochód i jeździł tam, do Ostromecka, strzyc.

I ci klienci poszli za swoim fryzjerem.
Salon Sikorsky’ego niewątpliwie na tym stracił.

Zobacz także:Alfreda Tasarek, fryzjerka ze znanego zakładu przy ul. Gdańskiej w Bydgoszczy [zdjęcia]

Ocalała suszarka

O tym, co stało się we wrześniu 1939 r. Alfred Tasarek nigdy nie chciał opowiadać. W każdym razie Sikorsky szybko ściągnął swoich fryzjerów z zakładu przy Śniadeckich z powrotem na Gdańską.

Do Tasarka weszli Niemcy i zabrali wszystko, łącznie ze skrzypcami.
Jakimś cudem ocalała suszarka do włosów i radio, które niemiecka właścicielka domu schowała w piwnicy pod węglem. I radio, i suszarka istnieją do dziś.

Nie wiadomo, czy Alfred został aresztowany przez gestapo, nie wiadomo jak, ale znalazł się na stadionie Polonii wśród mieszkańców przeznaczonych na rozstrzelanie. Grupa Niemców dokonywała selekcji.

Ponieważ Tasarek miał bardzo wielu znajomych i przyjaciół nie tylko wśród Polaków, ale i Niemców, któryś z nich wyciągnął go stamtąd.

Okupacyjne losy Alfreda dokładnie nie są znane. Wiadomo, że trochę się ukrywał, podobno nawet u zaprzyjaźnionego Niemca. Jakiś czas przymusowo pracował w koszarach przy ul. Gdańskiej.

Tupetu, a może młodzieńczej brawury, mu nie brakowało. Korzystał z tego, że znakomicie mówił po niemiecku, jak zresztą wielu polskich mieszkańców Bydgoszczy, jak osoby, które przyjechały tu z niemieckiej emigracji.
-Ojciec potrafił być dość bezczelny - śmieje się jego syn Andrzej. - Niemcy zabrali mu aparat fotograficzny. Proszę sobie wyobrazić, że poszedł do gestapo na Poniatowskiego poskarżyć się. I oddali mu aparat! - wspomina rodzinne opowieści.

Jeszcze raz na swoje

W styczniu 1945 r., gdy Bruno Sikorsky chyłkiem opuścił swój dom i zakład, nie kto inny, a właśnie Alfred Tasarek i jego przyjaciel Stanisław Matuszewski zostali zarządcami komisarycznymi salonu fryzjerskiego, należącego do dawnego pryncypała. W tym samym roku w lipcu Alfred zdał fryzjerski egzamin mistrzowski. Przewodniczącym komisji był Sylwester Ronowicz.

Szybko jednak znowu chciał mieć własny zakład. Zaczynał od zera, bo przedwojenne wyposażenie zabrali mu przecież Niemcy.
W 1948 roku, wspólnie z Matuszewskim otworzyli zakład przy ul. Parkowej. Mieścił się w przerobionej bramie wjazdowej.
U męża na Parkowej pracowała także Alfreda Myśliwiec, teraz już Tasarek. Pobrali się tuż po zakończeniu wojny. Przedwojennym wzorem tam także były urządzone kabiny oddzielone kotarami.

Do spółdzielni - nigdy!

Historia zatoczyła koło, bo i tym razem Alfred długo się własną firmą nie nacieszył.
Najprawdopodobniej w 1950 roku władza zakład mu zamknęła. Dostał ultimatum: albo przystąpi do spółdzielni, albo będzie uczył w szkole. Powiedział, że nigdy, do żadnej spółdzielni!

- Błąd ojca polegał na tym, że ponieważ wcześniej pracował w śródmieściu, także i tym razem zakład otworzył w śródmieściu - sądzi Andrzej Tasarek. - Jego koledzy mieli zakłady na przedmieściach i te przetrwały jako prywatne. Nikomu nie przeszkadzały.

Pomieszczenie zostało zabite dechami i stało puste. Stało tak 10 albo i 15 lat, póki nie połączono sąsiednich lokali i nie otwarto baru.

Alfred zaś już od 1 lutego 1951 r. został kontraktowym nauczycielem zawodu w Państwowej Średniej Szkole Zawodowej nr 1.
Sam też się dokształcał, bo w 1953 roku dostał dyplom nauczyciela zawodu, uprawniający do praktycznego nauczania fryzjerstwa w szkołach zawodowych.

Uczył i pracował

Tym razem jednak fryzjer nie stracił wyposażenia i urządzeń, które miał na Parkowej.
Wszystko, łącznie z piecykami gazowymi, przekazał szkole zawodowej przy Konarskiego. Ta dzięki temu urządziła szkoleniowy zakład fryzjerski. Mieścił się przy Dworcowej, Alfred tam pracował, uczył fachu, a kilka dni w tygodniu miał zajęcia w szkole.

W latach 60. dostał propozycję nauczania zawodu w zakładzie poprawczym dla dziewcząt w Koronowie. Dojeżdżał tam codziennie, do końca 1969 roku. Później zdrowie już mu nie pozwalało.
Warunki pracy nie były łatwe. Ale Tasarek był tam bardzo lubiany. - Ojca później przez wiele lat zapraszano tam na różne uroczystości.

Fryzjer był nie tylko skrzypkiem. Także zapalonym piechurem, turystą.
Alfred Tasarek zmarł w 1992 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska