Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Grabowski gra Ferdynanda Kiepskiego już 21 lat. Ze znanym serialem jeszcze się nie żegnamy

OPRAC.:
Joanna Maciejewska
Joanna Maciejewska
- Co jest w puszkach z fullem? - pytali uczestnicy forum. - Woda, szanowni państwo - odpowiedział aktor Andrzej Grabowski.
- Co jest w puszkach z fullem? - pytali uczestnicy forum. - Woda, szanowni państwo - odpowiedział aktor Andrzej Grabowski. Bartosz Sadowski
Pierwszego dnia Forum Seniora nie brakowało pytań do Andrzeja Grabowskiego. Uczestnicy pytali nie tylko o sprawy związane z aktorstwem i serialem „Kiepscy”.

Panie Ferdku... Wiem, że jest pan inteligentnym człowiekiem. Nie denerwują pana porównania do tej roli? Pewnie niektórzy mocno identyfikują pana z tą rolą.
No właśnie już na samym początku zostałem zdenerwowany przez panią, ponieważ zwróciła się do mnie pani panie Ferdku. Gdyby to było w realu, to bym w ogóle nie odpowiadał na takie pytanie, ponieważ ja się nazywam Andrzej Grabowski, a nie Ferdek. Porównania do roli? Przecież to jest tylko moja rola. To jest tak, jakby kowalowi powiedzieć: panie kowalu, pan produkuje np. siekiery, a przecież to może być narzędzie zbrodni. Ja gram różne role, kilka razy księdza grałem - bardzo bogobojnego, wspaniałego. Kilka razy grałem bandytę, kilka razy grałem policjanta. Ferdka gram kilkaset razy jeżeli się liczy odcinki. I to nieprawda, że kończymy Kiepskich. Jakaś plotka poszła po internecie, że Kiepscy skończeni. Wiecie państwo, zła wiadomość jest dobrą wiadomością, kilku redaktorów zarobiło na tej wiadomości, że Kiepskich już nie ma. Ja sam kiedyś kilka razy dowiedziałem się o sobie, że zginąłem w wypadku samochodowym, umarłem itd. Ludzie klikają, a tam są reklamy. Fantastyczna wiadomość, prawda? Nie, nieprawda, Kiepskich będziemy kręcić. Od stycznia będziemy kręcić następne odcinki, a teraz pójdą premierowe odcinki od września, które jeszcze w telewizji Polsat nie poszły.

Uspokoił pan tych, którzy się już przestraszyli tymi złymi informacjami, które od kilku dni pojawiały się w internecie.
Nie wiem, czy one były złe czy dobre, bo ja już się tak od dawna się zastanawiam... w końcu kiedyś trzeba to skończyć. Tylko, że zawsze jest pytanie dlaczego dzisiaj, dlaczego teraz, dlaczego w tym miesiącu, dlaczego w tym roku? Przecież to może być za dwa lata, albo w przyszłym roku. I tak z roku na rok przesuwamy tę granicę kiedy powinniśmy powiedzieć dość. Nie da się tego ciągnąć przez całe życie, tym bardziej że już tylu aktorów nie ma. Nie ma Krysi Feldman, czyli babki. Krystyna Feldman też nie znosiła jak się do niej „babka” mówiło. Bo aktorzy zwykle nie lubią jak są utożsamiani z postaciami, które grają. Nie ma Edzia listonosza, czyli Smolenia Bohdana. Nie ma Boryska, który był w kilkunastu odcinkach. Nie ma bardzo wielu aktorów, którzy tam grali: nie ma Leona Niemczyka, Marka Walczewskiego. Ja już nie wyglądam tak, jak wyglądałem. Rysiek Kotys, grający Paździocha, jest już bardzo starszym panem - 88 lat to już wiek naprawdę matuzalemowy. Niektórzy dobrze się czują i oby się dobrze czuli ludzie w tym wieku. On nie jest może w najlepszej formie, ale jeszcze przecież się pokazuje, na planie bywa, jeszcze z nami gra. Wiem, że to już nie są ci sami Kiepscy, ale Państwo też nie jesteście ci sami. Państwo już też naoglądaliście się w tym czasie „big brother’ów”, nie „big brother’ów”, „dwa światy”, nie „dwa światy”, pandemia na nas spadła. My się zmieniamy cały czas, inaczej odbieramy. Kiedyś to skończymy, ale jeszcze nie kończymy.

Czy ma pan problem z przemijaniem?
Oczywiście, a kto nie ma? Może są ludzie, którzy nie mają, ale ja w to nie wierzę. Myślę sobie, że oni owszem powiedzą, że nie mają problemu. Ja też mogę powiedzieć, że nie mam problemu z przemijaniem, a przecież mam. Oczywiście, że mam. Przepraszam, powiem taki głupawy dowcip: do lekarza przyszedł pewien starszy mocno pan i mówi: panie doktorze, bo już nie mogę tych rzeczy robić... A ile ma pan lat? No 80. To co pan się dziwi? Przecież to już jest wiek. Ale ja mam kolegę, który ma 90 lat i mówi, że jeszcze może. Na co lekarz mówi: to też niech pan mówi, że może...
No więc ja też mogę mówić, że nie mam problemu z przemijaniem. A mam problem z przemijaniem, każdy prawdopodobnie ma. A z wiekiem to narasta, bo odchodzą przyjaciele, odchodzą znajomi, odchodzą wielcy tego świata z którymi czasem miałem coś do czynienia, których znałem, albo nie znałem. Już nie ma tylu wspaniałych ludzi, których podziwiałem. Nie ma Andrzeja Wajdy, Piotra Skrzyneckiego, Wojtka Młynarskiego, Janusza Głowackiego, Gruza odszedł jakiś czas temu, mój przyjaciel Jurek Pilch niedawno odszedł.

Film czy teatr? Gdyby mógł pan wybrać tylko jedną z tych aktywności aktorskich, to która z nich by to była i dlaczego właśnie ta?
To ja bym może grał w teatrze, a potem kręcił filmy. Trudno jest powiedzieć. To są dwie różne dziedziny sztuki - bo na pewno inaczej gra się w teatrze, inaczej w filmie - wyrastające z jednego pnia. Przecież ja wychodząc na estradę, też jestem aktorem, ale to jest zupełnie inny rodzaj występowania, niż w teatrze. Wychodząc w teatrze jestem przed wszystkim aktorem, ale to zupełnie inne aktorstwo, niż jak staję przed kamerą i zaczynam grać. Kamera mnie zbliży, oddali, ja się usunę. W teatrze jest cały czas tak zwany ogólny plan. Zbliżenie w teatrze polega zwykle na tym, że aktor mocniej coś powie, bo chce zwrócić na siebie uwagę; w filmie robi się zwykle zbliżenie, nie widać innych bohaterów, którzy nie muszą w tym czasie grać, bo gra tylko jeden aktor. Jednak to też jest fascynujące i ciekawe. Pamiętam jak grałem w serialu „Pitbull”, jaka to jest różnica grania. W tym samym czasie zdarzało mi się, że wieczorem kończyłem „Pitbulla” i jechałem do Wrocławia, tam zakładali mi perukę i przyklejali wąsy i grałem Ferdka. To serial i to serial, a jakie to są dwa różne grania. Ten sitcom, gdzie wszystko trzeba wyrazić miną, gestem i odwrotnie - gdy gram Gebelsa w „Pitbulu”. Uwielbiam robić i jedno, i drugie.

Jak się panu występuje w wersji online, kiedy nie widzi pan widowni i nie ma reakcji bezpośredniej?
Nie najlepiej, ale i tak myślałem, że będzie gorzej. Przyznam szczerze, że denerwowałem się przed tym, bo myślałem: co ja będę mówił, jak będę mówił? Przecież ja zwykle z publicznością rozmawiam. Szczególnie mi brakuje widoku ludzi. Nie wiem czy wy się uśmiechacie, śmiejecie, czy wam się podoba. Stojąc na estradzie potrafię wyczuć czy jest ok, czy jest nie ok. Wtedy mam bezpośredni kontakt z publicznością. Stoję przy mikrofonie i widzę ludzi, słyszę tych ludzi, wiedzę ich reakcje. Więc jeśli oni reagują, to zdejmuję nogę z gazu, bo to zwykle trzeba zdjąć nogę z gazu. Jeśli nie reagują, to dodaję troszeczkę gazu. Jednak ja tę widownię czuję, bo na tym to polega. To jest bardzo żywy kontakt, żywy dialog. Ale daliśmy radę on line, prawda?

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska