- Różni się kadra od środka w stosunku do twoich wyobrażeń?
- Właściwie nie. Trenuje się podobnie. Wszystko zorganizowane jest perfekcyjnie szczególnie w Polsce. O nic nie musimy się martwić. Tylko dawać z siebie wszystko na treningach i na meczach.
- Tak jak w klubie?
- Z tą różnicą, że jak wyjechaliśmy na mecze do Francji, to do domów wrócimy dopiero po meczach z Bułgarią albo dopiero po turnieju finałowym w Argentynie. Cały czas wierzymy, że uda się wywalczyć awans. Trochę więcej kibiców przychodzi na mecze i jest trochę więcej zamieszania.
- A same treningi?
- Są cięższe niż w klubie. Skupiamy się na pracy zespołowej. W pierwszym okresie pracowaliśmy naprawdę ciężko. Szlifowaliśmy poszczególne elementy bardzo mocno, choćby współpracę rozgrywającego ze środkowym i granie dalej od siatki. Czyli to co z Michałem Masnym przez trzy lata graliśmy w Delekcie. Trener Anastasi ciągle tłumaczy nam, żeby nie zamykać sobie gry środkiem, nawet jak jest piłka obroniona i wystawiona z 3 metra czy nawet dalej.
- Chrzest w kadrze był ?
- Nie, ale trzeba było się wkupić do drużyny. Wiem, że Dawid Konarski po debiucie w zeszłym roku musiał się wkupić. Ze mną było podobnie. Po meczu, razem z Wojtkiem Włodarczykiem zaprosiliśmy zespół na kolację.
Przeczytaj także: Polska - Argentyna online. Liga Światowa w Bydgoszczy!
- Nawet w najszczerszych marzeniach nie mogłeś sobie wymarzyć debiutu w kadrze w rodzinnym mieście. Miałeś tremę?
- Musiałbym być jakimś robotem, by nie odczuwać emocji i nie mieć tremy.
- Na dodatek pewnie rodzina i znajomi byli na trybunach?
- No tak. Musiałem załatwić odpowiednią pulę biletów (śmiech). To było niesamowite przeżycie. Mecz z Brazylią na Torwarze w Warszawie. Nic lepszego nie mogłem sobie wymarzyć. Szczerze mówiąc, nie liczyłem, że zagram, ale trener dał mi pograć przez półtora seta. Trema była duża i wielkie emocje, szczególnie gdy grano Mazurka Dąbrowskiego. Potem w trakcie meczu już się nie denerwowałem.
- A kolejnych meczach już nie odczuwałeś takich emocji?
- Podczas hymnu zawsze. Jeśli chodzi o grę, to już nie tak bardzo. Od trzech sezonów gram w podstawowym składzie w klubie, zdążyłem się oswoić z atmosferą.
- Jednak twoja gra w reprezentacji nie idzie w parze z wygranymi.
- Widocznie trener Anastasi w to nie wierzy, bo znowu wpisał mnie do dwunastki meczowej (śmiech). Mówiąc żartobliwie jeszcze meczu w kadrze nie wygrałem. Kiedy wygraliśmy z Serbią, to nie byłem w kadrze meczowej. Potem już byłem w składzie, ale przegrywaliśmy. Tak więc mogę tylko przeprosić za swoją postawę (śmiech).
- A może Bydgoszcz, która jest ważna w twoim siatkarskim życiu, przyniesie przełamanie i w końcu wygracie?
- Liczę na to bardzo i cieszę się na ten mecz. To spotkanie będzie równie wyjątkowe, jak to w Warszawie. Tutaj czuję się tak jak w domu. Fajnie jest wrócić do Łuczniczki i zagrać mecz w Lidze Światowej.
- Teraz wypada wam tylko życzyć byście w końcu zaczęli wygrywać i walczyć o awans do turnieju finałowego.
- Widać poprawę w naszej grze. Przegraliśmy trzy mecze po tie-breakach czyli bardzo minimalnie. Mecze z Francją były naprawdę dobre, zresztą podkreślał to trener Anastasi. Sami wiemy, że forma rośnie. Liczymy, że z Argentyną będzie przełamanie.