
Patrik Misak (Bruk-Bet Termalica Nieciecza)
Nie zawinił przy żadnej z jedenastek co w kontekście całego starcia z Lechem wydaje się być jakimś osiągnięciem. To jest jakaś zasługa, lecz to wciąż za mało, jak na ekstraklasowy poziom. Od niego wymaga się więcej, zwłaszcza że zimową przerwę spędził na zgrupowaniu reprezentacji Słowacji. W starciu z Kolejorzem zdarzały mu się błędy, a futbolówka po jego zagraniach lądowała pod nogami przeciwników.

Giorgi Merebashvili (Wisła Płock)
Kto jak kto, ale on daje to coś polskim rozgrywkom. Mecze płocczan nie należą do najciekawszych, ale Gruzin potrafi zapewnić trochę rozrywki. Sprawia, że warto włączyć telewizor nawet na najnudniej zapowiadający się hit Wisły. Zapewnia nieprzewidywalność – z jednej strony potrafi nieszablonowym zagraniem zaskoczyć rywali i stworzyć stuprocentową szansę, z drugiej – efektownie ją zmarnować. Tak właśnie było w starciu ze Śląskiem.

Wojciech Kędziora (Bruk-Bet Termalica Nieciecza)
Wchodząc na boisko miał odmienić losy meczu i na dobrą sprawę to zrobił. Zagranie ręką we własnym polu karnym sprawiło, że Słoniki właściwie mogły porzucić nadzieję o wywiezieniu z Bułgarskiej choć punktu. W ataku niewiele zdziałał. Matus Putnocky nie był zmuszony przez niego do wielu interwencji.

Seiya Kitano (Pogoń Szczecin)
Gdyby nie on to Portowcy mogliby cieszyć się z prowadzenia już na początku drugiej połowy. Japończyk jednak zapewnił kibicom i kolegom emocje do samego końca. Nawet już po tym, jak opuścił murawę. Wcześniej bowiem zmarnował dwie praktycznie stuprocentowe okazje. Dwukrotnie znalazł się w sytuacji sam na sam z Jakubem Szmatułą i ani razu nie zdołał wyjść z tego pojedynku zwycięsko. Poza tymi szansami do przerwy raczej niewidoczny.