Ktoś, kto określił datę tego zdarzenia, wykazał się niezwykłym sprytem i zdolnościami taktycznymi. Ocalił w ten sposób święto, którego losy były niepewne. Wielu Polaków kojarzyło pierwszy dzień maja z komunistyczną przeszłością naszego kraju, od razu przypominali się Bierut, Cyrankiewicz, Gomułka, Gierek i jeszcze paru - wszyscy uśmiechnięci, z twarzą w czerwonym goździku, machający łapką do tłumu niosącego transparent "Niech Żyje!". Co jakiś czas dezaktualizowali się wodzowie, dezaktualizowało się hasło, właściwie wystarczyło usunąć tylko "ch" i nosić transparenty: "I sekretarz PZPR tow. Gomułka Nie Żyje!"
Przez te socjalistyczne pochody mało kto kojarzy to święto z jego początkami - uczczeniem wybuchu protestów amerykańskich robotników z 1 maja 1886.
Tymczasem sprytny zabieg skojarzenia tego dnia z naszym przystąpieniem do UE powoduje, że coraz więcej ludzi może się z nim identyfikować. Teraz spotykając 1 maja jakiś pochód nie wiemy, czy to manifestacja tęskniących za komunizmem, czy zadowolonych Europejczyków (według badań zadowolonych z faktu naszego wejścia w te struktury jest 80% Polaków). I jak krzyczą "Niech Żyje!" to teraz nie wiadomo, czy mają na myśli któregoś z byłych działaczy PZPR, obecnie wracającego do władz pewnej lewicowej partii, czy też miało być "Niech Żyje Jose Manuel Durao Barroso!" Można niby rozpoznawać po flagach. Ale kto może wykluczyć, że czerwień sztandarów to też symbol europejskości, bo zaczerpnięta została z flag: Czech, Francji, Hiszpanii, Holandii, Niemiec, Polski?