Szokujące ustalenia reporterów RMF FM. Kierowca autobusu, który miał wypadek na moście w Warszawie w czwartek (25 czerwca) prawdopodobnie był pod wpływem amfetaminy. Dwudziestokilkuletni kierowca przebywa w szpitalu.
Jak podaje RMF FM, obecność amfetaminy stwierdzono po badaniach moczu i krwi kierowcy autobusu, który runął z mostu Grota-Roweckiego w Warszawie.
Autobus był "stosunkowo nowy", a pracownik, który siedział za kierownicą pojazdu, miał być doświadczonym kierowcą. W spółce Arriva, do której należał miejski autobus, dwudziestokilkulatek miał pracować jako kierowca od roku.
W wypadku zginęła 70-letnia kobieta. Poszkodowane zostały 23 osoby. Do szpitali trafiło 17 osób, 5 nich jest w stanie ciężkim. Wśród rannych jest dziecko, które zostało przetransportowane z miejsca wypadku helikopterem.
Podczas oględzin wraku autobusu policja znalazła w pulpicie przed kierowcą woreczek z proszkiem - jak ustalono, to była również amfetamina donosi RMF FM.
- Kierowca był spóźniony, jechał szybko, około 80 km/h. Chyba zasłabł. - relacjonował członek rodziny jednej z osób poszkodowanych w wypadku w rozmowie z TVN 24. Według pierwszych wstępnych informacji, kierowca autobusu miał bardzo wysoką gorączkę - ponad 39 stopni. Wskazano też, że kierowca nie przekroczył on ośmiogodzinnego czasu pracy - zaczął zmianę o godzinie 5:25, a do tragicznego wypadku doszło przed godziną 13.
Przypomnijmy, w czwartek 25 czerwca w Warszawie miejski autobus linii 186 uderzył w barierkę na trasie S8. Pojazd rozerwał się na pół i spadł z wiaduktu. W środku autobusu byli pasażerowie. W wypadku zginęła 70-letnia kobieta.
