Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Autor książki "Przygotowani przetrwają. Survival miejski" o wojnie w Ukrainie

Roman Laudański
Roman Laudański
Paweł Frankowski, autor popularnych książek o survivalu oraz bushcrafcie, trener etyki outdooru, instruktor survivalu oraz miłośnik rozwiązań w stylu McGyvera. W drugiej połowie kwietnia 2022 będzie premiera najnowszej książki Pawła Frankowskiego "Przygotowania na trudne czasy. Niezbędnik preppersa" (wydawnictwo Pascal).
Paweł Frankowski, autor popularnych książek o survivalu oraz bushcrafcie, trener etyki outdooru, instruktor survivalu oraz miłośnik rozwiązań w stylu McGyvera. W drugiej połowie kwietnia 2022 będzie premiera najnowszej książki Pawła Frankowskiego "Przygotowania na trudne czasy. Niezbędnik preppersa" (wydawnictwo Pascal). Paweł Frankowski
Rozmowa z Pawłem Frankowskim, autorem książki „Przygotowani przetrwają. Survival miejski”

- Uchodźcy z Ukrainy uciekają spod rosyjskich bomb do Polski. Patrzymy na wojnę z przerażeniem, z niedowierzaniem.
- Celem Stowarzyszenia Polska Szkoła Survivalu jest uświadamianie Polakom ewentualnych zagrożeń w trudnych czasach. Uczymy, jak się zachować w sytuacjach kryzysowych, a tych nam ostatnio nie brakuje. Teraz widzimy fale uchodźców, którzy w pośpiechu ogarniali dzieci, zwierzęta domowe i z małymi plecaczkami uciekają w pośpiechu. To już nie ewakuacja, a po prostu ucieczka. Ludzie ratują to, co najcenniejsze. Nastąpiła zmiana priorytetów.

- Czy w pośpiechu można rozsądnie spakować ten mały plecaczek?
- Wszystko zależy od okoliczności, czy mieliśmy na to kilka minut czy więcej czasu. Ludzie w panice często pakują rzeczy kompletnie niepotrzebne. Bywa, że są to drobiazgi, z którymi jesteśmy związani emocjonalnie Czasem dokonujemy irracjonalnych wyborów. Mózg podpowiada: zabierz ten porcelanowy dzbanuszek, to upychamy go do plecaczka. Podczas szkoleń survivalowych prosimy uczestników, żeby spakowali plecaki na kilkudniową wyprawę do lasu. Czasem może nam się wydawać, że zabrali ze sobą śmieszne, zbędne rzeczy, ale jeśli ktoś uzna, że właśnie to było mu potrzebne, to trudno z nim dyskutować. Uciekający przed wojną Ukraińcy, ci bardziej przewidujący, spakują oprócz rzeczy osobistych także dokumenty poświadczające ich wykształcenie, co może być bardzo potrzebne w Polsce, kiedy będą chcieli podjąć pracę zawodową. Czasem pamiętają o zabraniu cenniejszych rzeczy, które można sprzedać w lombardzie, by mieć pieniądze na przetrwanie.

- Np. biżuterii?
- Nie przyjeżdżają do nas bogaci ludzie, którzy mają pieniądze w bankach. Uciekają z łańcuszkiem, obrączką czy pierścionkiem. To są sytuacje absolutnie wojenne, jak w 1939 roku.

- To przerażające, ale odnosimy się do wojennych czasów.
- Podczas wojny pierścionek, obrączka warte były kubek wody czy kawałek chleba. Odniesień do historii wojennych jest dużo więcej.

- Przypominają mi się ci, którzy przeszli przez wojnę lub zsyłki na Syberię. W późniejszym życiu musieli mieć zapas cukru, mąki lub worek z ususzonym chlebem.
- To tak zwana trauma obozowa. Ci ludzie przeżyli straszny głód. Trudno to sobie w ogóle wyobrazić. Przywołam historię dotyczącą powojennych przesiedleńców na Ziemie Zachodnie. Ktoś miał do wyboru dwa gospodarstwa rolne. Zabudowania jednego rozpadały się, ale znajdowały się w nim zakopcowane ziemniaki, a to drugie było piękne, gotowe od razu do zasiedlenia. Racjonalnie wybralibyśmy to lepsze, ale wtedy liczyło się przetrwanie, jedzenie. Więc przesiedleńcy zajęli dom z kopcami kartofli. Z dzisiejszego punktu widzenia wybór był nieracjonalny, ale wtedy dla tej konkretnej osoby jedzenie gwarantowało przetrwanie. Było najważniejsze.

- Kiedy słychać, że w otoczonych przez rosyjskich żołnierzy i ostrzeliwanych ukraińskich miastach brakuje jedzenia, wody, lekarstw czy ogrzewania, to pojawiają się historyczne kalki z czasów II wojny światowej.

- A ja powracam myślami do powstania warszawskiego, oblężenia Leningradu, a także ostrzeliwanego Sarajewa. Historie się powtarzają. Zmieniali się najeźdźcy, wojny, ale rzeczywistość była za każdym razem równie okrutna. Armia niemiecka, rosyjska stosują te same taktyki oblegania miast. Jak zmusić ludzi do kapitulacji, poddania się? Zasypać ich gradem pocisków. Odciąć od zaopatrzenia. Zagłodzić. A kiedy skończy się im woda i jedzenie, to się poddadzą.

To sposób na złamanie morale obrońców, którzy później nie będą już bronili się w każdym domu czy piwnicy. Łatwiej pokonać takiego przeciwnika niż walczyć z wypoczętym i najedzonym obrońcą. Tak było już podczas oblegania średniowiecznych zamków.

- Kiedyś z przymrużeniem oka patrzono na survivalowców czy preppersów szykujących się do przetrwania w trudnych czasach, a teraz, kiedy wojna toczy się obok nas, te umiejętności okazały się przydatne.
- Większe zainteresowanie sztuką przetrwania zauważyliśmy już podczas pandemii Covid – 19. Preppersi to osoby przygotowujące się na niespodziewane sytuacje kryzysowe. Z naszych obserwacji wynika, że o połowę wzrosło zainteresowanie relacjami w internecie, artykułami i książkami na ten temat. Ci, którzy do tej pory się z tego śmiali, nagle przekonali się, że to nie jest takie głupie.

W pandemii okazało się, że nieoczekiwanie możemy zostać zamknięci w domu na dwutygodniowej kwarantannie. Pytanie, czy zgromadziliśmy zapas jedzenia na ten czas? Codziennych lekarstw? Chyba niewielu z nas było na to przygotowanych. A my uważamy, że zapasy na 10 – 14 dni są niezbędne.

Obrony cywilne niektórych rządów zalecają tygodniowe zapasy, ale moim zdaniem minimum to dwa tygodnie. Są oczywiście preppersi z zapasami na trzy miesiące lub nawet na dłużej.

- Zastanawiam się, gdzie ulokować dwutygodniowe zapasy jedzenia i wody w niewielkim mieszkaniu. Nie mówiąc już o posiadaniu własnego agregatu prądotwórczego czy alternatywnej kuchenki.
- Bardzo wielu z nas mieszka w blokach, gdzie nie ma dużo miejsca, ale w prawie każdym mieszkaniu zalegają rzeczy, po które sięgamy rzadko. Prowadząc szkolenia radzimy, że lepiej pozbyć się niepotrzebnych gratów i zrobić miejsce na zapasy. Nie warto też trzymać wszystkich zapasów w jednym miejscu. Odpukać, gdyby wydarzyło się coś strasznego – przecież widzimy ukraińskie bloki mieszkalne niszczone przez rakiety – to stracilibyśmy nasze dwutygodniowe zapasy. Lepiej je podzielić. Część umieścić np. w garażu. Nie musimy przyjmować 2,5 tys. kalorii dziennie. Można mniej. Bieganie od pustego do pustego sklepu w poszukiwaniu chleba i konserw w sytuacji kryzysowej nie jest najlepsze. W oblężonych ukraińskich miastach cena chleba sięga 40 dolarów! A jeśli chodzi o wodę, to powinniśmy mieć na osobę przynajmniej pięciolitrowy zapas na dzień. Wiem, że zdaniem niektórych będzie to strasznie dużo, ale może znajdzie się miejsce np. pod łóżkiem lub w piwnicy na butelki z wodą?

- Znajoma mieszkająca pod ukraińską granicą żałuje, że w jej domu nie ma piwnicy, w której mogłaby się schronić. Zapewne część z polskich preppersów, mieszkających poza miastami, zadbało – wzorem ich amerykańskich odpowiedników – o bezpieczne schronienie.
- Amerykanie mają dłuższą tradycję budowania przydomowych schronów. Trzeba pamiętać o latach zimnej wojny, zagrożeniu nuklearnym ze strony ZSRR. Wtedy zwykli Amerykanie na prywatny użytek budowali podziemne schrony. Później bezpieczne schronienia pojawiały się w tzw. alei tornad, by tam ukrywać się przed żywiołem. Bogatych Amerykanów stać nawet na kilka schronów w różnych lokalizacjach. Przemieszczamy się na co dzień. Ktoś, kto pracuje w Nowym Jorku, a prywatny schron ma w Teksasie, wie, że nie zdąży dotrzeć do tego drugiego miejsca. Może mieć coś jeszcze bliżej miejsca pracy. W Polsce przysłowiowego Kowalskiego nie stać na budowę schronu. Mieszka w bloku, gdzie go wybuduje? Na działce, skwerze w parku? Podczas szkoleń radzę, by zawczasu przemyśleć, gdzie się udać w przypadku zbombardowania mojego domu. Czy w pobliżu są podziemne garaże? Może inne miejsce z grubymi murami? Nawet jeśli będziemy mieli do pokonania kilometr, półtora kilometra, to nie jest tak daleko. Każdy z nas z dzieckiem na ręku może to przejść, by znaleźć bezpieczne schronienie. Oprócz tego warto mieć plecak z niezbędnymi zasobami, po który sięgniemy uciekając z domu w środku nocy. Czy bylibyśmy w stanie spakować się szybko po ogłoszeniu alarmu o trzeciej nad ranem? Wyrwani z głębokiego snu nie będziemy myśleć racjonalnie. Zatroszczymy się o dzieci, o domowego zwierzaka. Będziemy uciekać w piżamie, na którą coś narzucimy. Gdybyśmy nie mogli wrócić do domu, to profesjonalnie spakowany plecak z wodą, jedzeniem, cieplejszym okryciem umożliwi nam swobodę działań przez 72 godziny.

- Tylko czy my, zwykli zjadacze chleba, mamy być do tego przygotowani, czy też oczekujemy, że zrobi to za nas wojsko, ochrona cywilna, zarządzanie kryzysowe?
- Powiem może brutalnie, ale każdy powinien liczyć na siebie. Nikt z nas nie jest ważnym politykiem, VIP-em, o którego zatroszczą się inni. W sytuacji kryzysowej pomoc profesjonalnych służb nie przyjdzie do nas za godzinę lub dwie. Strażacy, policjanci, inne służby będą rozdarci między obowiązkiem, a troską o swoich bliskich. Kryzys wielkoskalowy, jak wrocławska powódź, huragan Katrina niszczący Nowy Orlean, dowodzi, że żadne państwo nie jest w stanie zapewnić swoim obywatelom pomocy w ciągu pierwszej czy drugiej doby. Nawet gdyby katastrofa dotyczyła tylko jednego województwa, miasta, to posiłki będą ściągane z innych regionów. One również muszą się przemieścić w rejon katastrofy.

Powtarzam uczestnikom kursów, że w ciągu pierwszych 24 – 48 godzin każdy powinien myśleć tak, jak gdyby pozostał sam na świecie. Jakbyśmy mogli liczyć tylko na siebie.

- Czy można zaplanować w miarę bezpieczną ucieczkę? W pierwszych dniach wojny w relacjach z Ukrainy widzieliśmy zakorkowane ulice, drogi, przepełnione dworce i pociągi.
- Przy tak dużej liczbie osób chcących nagle uciekać nie ma czasu na bezpieczną ewakuację. Służby żadnego państwa nie byłyby w stanie rozładować takiego ruchu. Dworce, pociągi, przepustowość dróg przygotowane są na normalny ruch, a nie na sytuacje nadzwyczajne, kiedy cała infrastruktura trzeszczy w szwach. Może niektórzy w Ukrainie czekali, aż wszystko za dzień, za dwa, trzy się uspokoi. Ale przyszła wojna i musieli nagle uciekać. Z każdym dniem malał ich komfort podróży – o ile w takiej sytuacji można mówić o komforcie. Nie mieli pewności, że dojadą do Polski. Pociąg mógł zostać zbombardowany, tory wysadzone. W 1939 roku niemieckie samoloty ostrzeliwały kolumny uciekających cywili. Może i między nimi zdarzały się kolumny wojskowe, ale cywile byli dla nich celem, jak każdy inny.

- Patrząc na wojnę w Ukrainie wielu z nas boi się, że mogłaby ona przenieść się również na teren Polski.
- Przecież tylko głupiec się nie boi, to naturalne. Strach przed wojną, przed klęską żywiołową powinien wyzwolić w nas kreatywne myślenie. Pomyślmy zawczasu: gdybym musiał opuścić swój dom, miasto, to gdzie i do kogo mogę się udać? Do rodziny sto kilometrów w lewo lub w prawo? Czy znam na tyle teren, że mógłbym się gdzieś tymczasowo ukryć, przeczekać najgorszą falę, a później wrócić? Dopóki walczą Ukraińcy Polacy mają jeszcze czas na takie myślenie. Walka Ukraińców daje nam bezcenne dni, godziny. Każdy z nas powinien zrobić rachunek sumienia i przemyśleć plan awaryjny na sytuację: „co będzie, gdy…?” Na wszystko mamy jeszcze czas. Nawet jeśli nigdy nie będziemy musieli z tego skorzystać, to lepiej być przygotowanym. Ważne jest również, by nie robił tego tylko mężczyzna za całą rodzinę. Trzeba usiąść razem, zbudować rodzinny plan awaryjny. Co każdy z nas zrobi, kiedy wydarzy się sytuacja „A”, a co, gdy ja będę w pracy, a ty w szkole? Gdzie się spotkamy? Wrócimy do domu? A może gdzieś się spotkamy? Teraz warto o tym pomyśleć.

- Do podstawowego zestawu „ucieczkowego” zaliczyć trzeba telefon, ładowarkę i powerbank?
- Tylko pamiętajmy, że jeśli w nagłej sytuacji dzwoni wielu abonentów, to prawdopodobieństwo połączenia będzie bliskie zeru. Lepszym rozwiązaniem będzie wysłanie esemesa lub wcześniejsze ustalenia, co zrobimy, kiedy nie uda się nam do siebie dodzwonić. Taką wiedzą powinny dysponować także dzieci w wieku od szkoły podstawowej po studia. W sytuacji survivalowej esemesy mają większą szansę dotarcia do adresata, nawet z opóźnieniem, niż próby dodzwonienia się.

- Ta wojna zmieni coś w naszym postępowaniu?
- W Stowarzyszeniu mamy byłych wojskowych, którzy szkolą w obsłudze broni i w strzelaniu. Proszę mi wierzyć, mają maksymalne obłożenie. Jeden z kolegów powiedział mi, że gdyby nie to, że jest zmęczony po dwunastogodzinnej zmianie, to mógłby to robić przez 24 godziny. Zgłosiło się aż tylu chętnych.

Jedni chcą się nauczyć strzelać, bo może będzie potrzeba skorzystania z takich umiejętności, a drudzy – młodzi Ukraińcy i Polacy – chcą dołączyć do międzynarodowego legionu, chcą walczyć za Ukrainę.

Dużym zainteresowaniem cieszą się również artykuły opisujące korzystanie z improwizowanej broni, jak np. koktajli Mołotowa, czy skuteczności broni czarnoprochowej. Jeśli kiedyś taki artykuł czytało góra sto osób, to dziś tysiąc. Te informacje są dziś na topie.

- Wojna wybudziła nas z bezpiecznego snu.
- Najgorsza jest bezsilność. Jeśli w razie kryzysu, wojny, ktoś staje bezradnie, nie wie, co ma zrobić, a poza tym właśnie do ciebie strzelają, to już tragedia, bo nie ma się czym bronić. O bezsilności wspominali również powstańcy warszawscy, dla których brakowało broni, a chcieli walczyć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska