Przekonała się o tym pani Renata, mieszkanka Rojewa pod Inowrocławiem.
Karta do obiadu
- Gotowałam obiad, gdy ktoś zapukał do drzwi - wspomina. - Przedstawił się, że jest pracownikiem Getin Banku. Zaproponował mi kartę kredytową z limitem na 2 tys. zł. Mówił tak pięknie - prawie wszystko na jednym oddechu - że zawsze, gdy tylko zabraknie mi gotówki, mogę poratować się pieniędzmi z karty. Nie zraziła go nawet wysokość mojej emerytury, niecałe 800 zł. Przekonywał, że zaciągnięty dług będę mogła spłacić w dowolnym terminie. Podpisałam umowę.
Dopiero sąsiadka, która odesłała pracownika Getin Banku z kwitkiem, wytłumaczyła pani Renacie, co to w ogóle jest karta kredytowa. Wtedy pocięła kartę i odesłała do banku. Napisała, że jej nie potrzebuje. - Wkrótce przyszła z banku pierwsza faktura do zapłacenia: 20 zł, wkrótce następna: na 50 zł. Nie wiem, za co mam płacić, przecież ani razu nie wybrałam pieniędzy - żali się "Pomorskiej" pani Renata.
Mieszkanka Rojewa miała szczęście. Pomogliśmy jej "wykręcić" się z umowy kredytowej. - Wpłynęła do nas rezygnacja z karty. Całość zadłużenia zostanie z rachunku umorzona, kwota wpłat zwrócona. O tej decyzji klient zostanie poinformowany pisemnie - tłumaczy Krzysztof Małecki, rzecznik prasowy Getin Banku. Podkreśla jednak, że każdy klient powinien przeczytać umowę, pod którą się podpisuje.
A to szczególnie dlatego, że sprzedawcy kart kredytowych często nie mówią całej prawdy (przyp. aut.). - Banki nie są instytucjami charytatywnymi. Muszą zarabiać. Dorzucają więc karty do kredytów hipotecznych, gotówkowych, a nawet do rat na meble i także coraz częściej dostarczają je do naszych domów - komentuje Paweł Majtkowski, doradca finansowy w firmie Expander. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę z konsekwencji ich używania.
Przede wszystkim z tego, że to zupełnie co innego niż karta debetowa, a spłacić dług bez karnych odsetek potrafią tylko nieliczni.
Diabeł tkwi w szczegółach
Karta kredytowa umożliwia natychmiastowy dostęp do pieniędzy i pozwala korzystać z tzw. okresu bezodsetkowego. W zależności od oferty banku może on wynosić nawet 57 dni. Oznacza to, że za korzystanie z kredytu w tym czasie bank nie nalicza odsetek. Dopiero później zaczynają się schody, bo naliczane są odsetki karne - wynoszą do 22 proc. w skali roku.
To jeszcze nie koniec. Transakcje kartą są różnie oprocentowane. Jeśli płacimy nią np. w sklepie, bank nie zedrze pieniędzy, ale gdy bierzemy gotówkę z bankomatu, trzeba jeszcze doliczyć prowizję za wypłatę, najczęściej to 4 proc. pobieranej kwoty.
Dla banków karta kredytowa to prawdziwa żyła złota.
Chociaż w reklamach podkreślają, że z nieoprocentowanego kredytu można korzystać nawet 57 dni, to w rzeczywistości po cichu liczą, że klienci będą się na kartach stale zadłużać. I o to chodzi w tym biznesie! - Jeśli ktoś da się naciągnąć na kartę kredytową, a jej nie chce, powinien natychmiast skontaktować się z bankiem, który ją przesłał. Poinformować go, że nie ma zamiaru dokonywać żadnych transakcji. Karta zostanie anulowana. To bank zdecyduje, co z nią zrobić: czy np. pociąć i odesłać z powrotem lub pociąć i wyrzucić - radzi Krzysztof Tomczak, miejski rzecznik konsumentów w Bydgoszczy.
