- Los lubi płatać figle. W styczniu zaatakowały mnie zatoki i na 3 tygodnie byłam wyłączona z treningów. Kiedy w maju nadrobiłam zaległości, to kłopoty zdrowotne dotknęły moją partnerkę Anetę Konieczną. Nie czuję się w tej sytuacji komfortowo mając przed sobą start w mistrzostwach Europy, a później igrzyskach olimpijskich.
- W rozpoczynających się w piątek mistrzostwach Europy wystartujesz w dwójce na olimpijskiej "pięćsetce" i na dystansie dwukrotnie dłuższym. Partnerką będzie jednak Karolina Naja.
- Aneta, po zabiegu, powoli wraca do zdrowia (przed kilkoma dniami otrzymała zdolność do uprawiania sportu - red.) i w tej sytuacji, aby nie tracić zaplanowanego cyklu, trener Tomasz Kryk zaproponował start z Karoliną, z którą płynęłam już w PŚ w Duisburgu. Tam, choć byłyśmy tylko po dwóch wspólnych treningach, zajęłyśmy doskonałe 3. miejsce, za Niemkami i Węgierkami.
- W środowisku krążyła opinia, że Mikołajczyk może w dwójce spełniać jedynie rolę szlakowej. W Duisburgu zadałaś temu kłam. Czy w Zagrzebiu będzie podobnie?
- Trzeba łamać stereotypy. Okazuje się, że nieźle sobie również radzę w roli tzw. "dopalacza". Postanowiliśmy kontynuować ten układ i na treningach wygląda to nieźle. Mam nadzieję, że sprawdzi się w Zagrzebiu.
- A po mistrzostwach Europy wrócisz na szlak?
- Na razie o tym nie myślę, skupiam się na tym starcie.
- Ten jednak nie jest najważniejszy. Przed tobą igrzyska. Z Anetą nie ukrywałyście, że celujecie w złoty medal.
- Takie miałyśmy aspiracje i nadal z nich nie rezygnujemy, choć zdaję sobie sprawę, że po tym co się ostatnio wydarzyło mocno je skomplikowało. Nie wiem nawet z kim tam wystartuję, czy w ogóle wystartuję.
- To znaczy?
- Wszystko wskazuje, że do ostatniej chwili będziemy w trójkę rywalizować o dwa miejsca w osadzie. I to w różnych konfiguracjach. Tak potrzebnego spokoju zatem nie będzie, w tej sytuacji boję się o końcowy wynik w Londynie.