Pretensji wiele od lat
Poszło o wodę. Ale też o prąd, o podatki. I właściwie o wszystko. Piętrowy dom we wsi Biele od dawnego budynku gospodarczego dzieli podwórze. Dzieli dosłownie i w przenośni, choć nikt granic nie wytyczał.
W domu mieszka Tadeusz Kosmalski, 72 - letni właściciel posesji z synem Sławomirem, jego kobietą i jej dzieckiem. W dawnym budynku gospodarczym, przerobionym na mieszkanie, rezyduje najstarszy syn Roman z żoną i trojgiem dzieci. Gdy przed laty doprowadzano wodę do posesji, w piwnicy piętrówki zamontowano liczniki i zawór. Od nich pociągnięto linię do mieszkania w dawnym budynku gospodarczym. W gminnych papierach jest zapisane, że za zgodą właściciela posesji.
- Niech mi pokażą, że na piśmie się na to zgodziłem - mówi starszy pan. To on odciął dostęp do wody najstarszemu synowi. - Chcieliby wszystko mieć za darmo. Tak być nie może - mówi.
Problem w tym, że za darmo nie jest, bo syn i synowa płacą podatki, płacą za wodę i za prąd. Mają rachunki, pokazują. - Mamy swoje liczniki, tyle że ten od wody jest w piwnicy ojca, a od prądu na jego budynku - tłumaczy Roman Kosmalski, który akurat jest w domu, bo tak w ogóle pracuje jako hydraulik w Norwegii. Żona dorabia jako sprzątaczka w pobliskiej szkole.
- Ojciec ma niewielką rentę, brat pracuje dorywczo, jego kobieta i jej córka nic nie robią, więc chcieliby pieniędzy od nas - uważa starszy syn. - Kiedyś dawaliśmy pieniądze ojcu na podatki, ale okazało się, że nie płacił. Więc teraz sami płacimy, choć posesja należy do ojca. Na rachunku jest zaznaczone, kto wpłacał - tłumaczy. Wody nie mają od czterech tygodni.
Dobrego słowa o zonie nie powie
Pomagają sąsiedzi
Nie wiadomo, co by poczęli, gdyby nie sąsiedzi zza drogi. Pozwalają brać wodę w baniakach i wiadrach od siebie.
- Ciężko jest, bo jest nas pięcioro, a woda potrzebna do jedzenia, mycia, prania, toalety - wzdycha synowa. - Skoro nie mamy dostępu do wodociągu, gmina powinna nas jakoś zaopatrzyć w wodę - uważa jej mąż.
- Rozmawiałem z właścicielem posesji. Proponowałem, by młodzi pociągnęli sobie wodę z wodociągu gminnego, który jest w drodze - nie ukrywa wójt Janusz Zaremba. - Nawet zaproponowałem, że podeślę naszego pracownika, by pomógł. Byle tylko zapłacili za materiały.
- Problem w tym, że trzeba ten wodociąg ciągnąć po gruncie ojca, a on zgody na to nie da - mówi najstarszy syn.
- Musieliby zapłacić, bo ja za przyłącze płaciłem trzy tysiące - nie ukrywa Tadeusz Kosmalski.
Wiadomości z Aleksandrowi Kujawskiego
Między słowa o wodzie jakby same wciskają się zdania o wieloletniej rodzinnej waśni, o braku szacunku dla starego człowieka, o nieczułym ojcu i dziadku. O tym, że syna i synową nie interesowała ciężka choroba Tadeusza i o tym, że synowa choremu teściowi nosiła jedzenie, ale pewnego dnia przestał ją do domu wpuszczać. I o policji, co ją Roman wzywa na ojca, i o groźbach Tadeusza, że synową wykończy. Jedna i druga strona sypie przykładami.
- To trudny człowiek - mówi o starszym panu sąsiadka, Teresa Sateja. - Znam go dobrze, bo jego zmarła żona i ja byłyśmy krewniaczkami.
Jej mąż Henryk, dodaje, że młodzi Kosmalscy nie tylko wodę od nich biorą. - Samochody u nas na podwórzu stawiali, gdy stary im bramę zamykał i nie chciał wpuścić - mówi. - Musieli zrobić sobie drogę za płotem posesji.
- Problem wody można rozwiązać szybko, ale musi być jakieś porozumienie między ojcem a synem. Jeśli nie uda się z oddzielnym przyłączem, wskażemy im miejsce, skąd będą pobierać wodę, ale muszą ją sobie sami dowozić. Innego wyjścia nie ma - mówi wójt.
Czytaj e-wydanie »