- Do czego tu najlepiej porównać Baszkirię? - zastanawia się pan Piotr. - Może do Zakopanego. W Baszkirii jest mnóstwo sanatoriów. Piękne lasy, góry, ogromne "jaskinie, które mówią", na skałach rysunki sprzed 25 tysięcy lat przedstawiające mamuty. Urocze wschody i zachody słońca. Mnóstwo koni. Na wsi drewniane domy. Kolorowe stroje narodowe z charakterystyczną czapką z lisa z długą kitą. Tradycyjne "sabantu", czyli wspinaczki na słupy (kto pierwszy, ten do domu wraca z prezentem). Wielkie świętowanie po wyskubaniu gęsi z piór. Ponadmilionowa stolica Ufa i dwadzieścia mniejszych miast. W miastach mnóstwo pomników i fabryk, huty miedzi, ekscytowanie się sportem żużlowym. Przeszłość i tradycja miesza z nowoczesnością.
Nie tęsknię
- To jest rozwinięta kraina. Nie taka cofnięta, jak się wydaje - pani Alfia jednak za nią nie tęskni. - Nie mam czasu na tęsknotę. Mam dwójkę dzieci. Pranie, sprzątanie, gotowanie, odrabianie lekcji, książki. Stara się raz na miesiąc zadzwonić do rodziny. Być może kiedyś wybiorą się w jej rodzinne strony. To tylko trzy dni pociągiem z przesiadką w Moskwie.
Pan Piotr poznał swą obecną małżonkę w jednym z baszkirskich sanatoriów. On spędzał tam jeden z wolnych weekendów. Ona pracowała w kuchni. Przypadli sobie do gustu. Nie musiał jej długo namawiać, by opuściła swe rodzinne strony. - Teścia musiałem przekonywać. Jabu na niego mówię, bo wygląda identycznie jak bohater o tym imieniu w filmie "Szogun". Nie chciał mi dać córki. W końcu się zgodził. Z teściową nie mógł się porozumieć, bo ta nie mówiła po rosyjsku. Należała do nielicznych co jeszcze mówią po baszkirsku. Alfia była tłumaczem. Baszkirskiego ślubu, który tam nazywają "iziap" nie mieli. Pan Piotr był wcześniej żonaty. Mułła by się nie zgodził. Zgodnie z tamtejszym zwyczajem dopiero po "iziapie" udzielonym przez mułłę para może zamieszkać razem. Ślub wzięli dopiero w Polsce.
Kuchnia polska
W kuchni państwa Kubiaków jada się to, co w całej Polsce. Tylko jedna potrawa, "opsza" (makaron gotowany w rosole, mięso i cebulka) przywędrowała do rodzinnego jadłospisu z Baszkirii. Zwłaszcza starszy syn to uwielbia. W Baszkirii "opszę" przyrządza się z mięsem kozim, baraniną, wołowiną i koniną. - Wieprzowiny u nas w Baszkirii raczej nikt nie je. Zwłaszcza mocno wierzący muzułmanin - mówi pani Alfia.
- Jestem muzułamanką, ale niepraktykującą. U mnie raczej słabo się praktykowało. Jedynie ciocia na starość mocno uwierzyła. U nas nie ma chrzcin. Przychodzi mułła, taki nasz ksiądz. Modli się, modli się, a potem w jedno ucho powie dziecku imię i w drugie ucho. Do pierwszego syna, Alana, urodzonego jeszcze w Baszkirii, mułła nie przyszedł. Rytuału dokonała praktykująca ciocia.
Gdy Alfia opuszczała Baszkirię, najbardziej martwiła się o to, co będzie czytać. - Ja ze wsi pochodzą. Świat przez książki poznawałam. Uwielbiam czytać - mówi Alfia, a jej mąż dodaje: - To mol książkowy. Polskiego nauczyła się z polskich książek. Ma dobry kontakt z Polakami, ale jest bardzo ciekawa świata.
Ma nadzieję, że wkrótce pojedzie dalej zwiedzać Europę. Wielkie nadzieje wiąże ze wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej. - Większa szansa na pracę. Łatwiej podróżować. A to przecież lubi najbardziej. Z Polski łatwiej wyruszyć w świat, niż z baszkirskiej wioski. Stamtąd zabrał ją mąż. Dalej pojadą razem.
Państwo Kubiakowie bardzo dziękują za przychylność pani dyrektor Katarzynie Wesołowskiej z wydziału ds. kontaktów z cudzoziemcami Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy.
Bliżej świata
Dariusz Nawrocki

Alfia i Piotr Kubiakowie wraz z synami - Marianem i Alanem.
Pan Piotr Kubiak wcześniej o Baszkirii nie słyszał. Wyjechał na kontrakt pod Ural i nie dosyć, że o mieszkańcach tej przepięknej krainy w Rosji wie już znacznie więcej, to od pięciu lat mieszka w Żninie z baszkirianką o imieniu Alfia.