MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bogaci, niezamożni

Rozmawiał Adam Willma
Rozmowa z MICHAŁEM SIEWKOWSKIM, poetą, autorem tomiku "Zbieraczowi martwych natur"

     - To już pana siódmy tomik poetycki. Najbardziej dojrzały?
     - Zarówno "Salon jesienny", jak i sztuka patrzenia były etapami w dochodzeniu do najnowszej książki. Tytuł "Zbieraczowi martwych natur" też jest nieprzypadkowy - jest to okres związany z podsumowaniem, zamknięciem pewnego etapu, powrót do miejsc, które wyglądają dziś inaczej, do ludzi, których już nie ma. Chciałem podsumować okres tych 25, w trakcie których zajmowałem się pisaniem.
     - Zwykle dwa zjawiska przykuwają uwagę poetów: miłość i śmierć. W ostatnim pana tomiku wahadło inspiracji przesunęło się w tym drugim kierunku. Poezja jest dla pana rodzajem autoterapii?
     - Najsilniejsze emocje związane z przemijaniem zamknąłem w tomie "Ogrody i ogrójce". Przez ubieranie doznań w słowa na pewno nie jest mi łatwiej. To są przeżycia tak głębokie, nie sposób wyleczyć je wierszem, ale muszą znaleźć w wierszach swoje odbicie.
     - Mieszka pan w niewielkiej wsi, z dala od literackiego krwiobiegu. To chyba niezbyt komfortowa sytuacja dla twórcy?
     - Owszem, mieszkam z dala od redakcji, wydawnictw i układów związanych z wydawaniem i promowaniem, więc skazany na borykanie się z regułami gry, które nie zawsze są dla mnie jasne. Ale za to moja Suchatówka pozwala mi na nabranie dystansu. I to działa ozdrowieńczo. Mieszkam jednocześnie blisko Torunia, co pozwala mi spotykać się z ludźmi i utrzymywać kontakty. Często zaglądam też do Warszawy, ale im częściej stykam się z jej architektonicznym chaosem, który przenosi się na ludzką mentalność, tym bardziej cenię swoją Suchatówkę. Odnoszę wrażenie, że powtarza nam się sytuacja sprzed wojny, kiedy na prowincji działy się rzeczy ogromnie ważne. Z tą różnicą, że w tamtych czasach możliwość przebicia była większa. Dziś kultura została niemal całkowicie zdominowana przez Warszawę. Ludzie w Warszawie wychodzą z założenia, że wszystko co potrzebne, mają w swoim ukochanym mieście.
     - A może te niejasne reguły gry wynikają z tego, że nie ma już wiodących, prestiżowych pism literackich?
     - Brakuje tygodnika literackiego, są natomiast miesięczniki lub kwartalniki przypominające opasłe tomy powieści, które nie zawsze przyciągają. Te periodyki zamykają się we własnych środowiskach i drukują na okrągło zestaw swoich autorów. Tymczasem to właśnie tygodniki z właściwą sobie szybkością dostrzegania nowych zjawisk były niegdyś prawdziwym krwiobiegiem literatury. To tygodniki pozwalały zaistnieć w świecie literatury. Najlepszym przykładem był "Radar", w którym debiutowało wielu znakomitych poetów.
     - Nie kusiło pana, żeby uniezależnić się publikując w Internecie?
     - Słyszałem, że istnieje tam drugi nurt życia literackiego, że funkcjonuje tam krytyka literacka. Jest to medium dla mnie obce. Nie twierdzę jednak, że pozostanę nieugięty.
     - Co znaczy być poetą w dobie wolnego rynku?
     - Coraz częściej zauważam, że ludzie nie chcą, aby określać ich "poetami". Wstydzą się poezji. Może dlatego, że poeta bywa życiowym bankrutem, a tacy nie mają dziś wzięcia. Poeta jest człowiekiem bardzo bogatym, ale mało zamożnym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska