Tak, jak to było we wrześniu 1939 roku w Sokolu Kuźnicy.
Kawalkada samochodów, łodzie, sprzęt do nurkowania i aparat do robienia zdjęć pod wodą - tak zaczęła się wyprawa w poszukiwaniu zbudowanego dwa dni przed wybuchem II wojny światowej przez Polaków mostu na Brdzie, który posłużył Niemcom do przedostania się w Bory Tucholskie.
Mostu, który powstał z dopiero co ściętych drzew, nie dało się podpalić. Był jak otwarta brama, bo broniący go kolarze nie mieli szans z pancernymi Heinza Guderiana. I od imienia generała ochrzcili go miejscowi, a później poszukiwacze śladów przeszłości z Tucholi.
Czytajmy pamiętniki
Ta historia zaczęła się tak naprawdę 1 września 1939 r. Guderian osobiście dowodził natarciem, które szło od Witkowa. Po serdecznym przyjęciu w ostatniej kwaterze w miejscowości Debrzno Wieś 1 września ruszyła ofensywa i jeśli wierzyć pamiętnikom generała, to mało brakowało, żeby losy wojny potoczyły się innym torem - Guderian trafił pod ostrzał własnego wojska i o mały włos nie stracił życia.
Kiedy dotarł na front, główne czoło natarcia wyszło nad Brdę, ale dowódca pułku nie widział możliwości przeprawy i zabierał się do organizowania odpo-czynku, choć zgodnie z rozka-zami sforsowanie Brdy miało nastąpić w pierwszym dniu ataku.
I tu właśnie okazało się, że historią rządzi przypadek. Do Guderiana przybiegł czarny od dymu młody porucznik. - Panie generale, przybywam znad Brdy. Brzeg rzeki jest słabo osadzony, Polacy podpalili most, ale ja sam zgasiłem ogień - pisze we "Wspomnieniach żołnierza" Guderian. - Przez most można przejechać, a jeśli nie posuwamy się do przodu, to tylko dlatego, że nie ma komu dowodzić.
Losy wojny
I tak młody porucznik zmienił losy kampanii w Borach, bo Guderian ruszył objąć dowodzenie, motocykliści przeprawili się przez rzekę i wzięli do niewoli broniącą mostu kompanię kolarzy.
Przyczółek został zdobyty, armia niemiecka rozlała się w kierunku Pruszcza, Klonowa, Tucholi, Bysławia i Świekatowa. A Guderian udał się do Trzcian, gdzie było stanowisko dowodzenia korpusu.
Tej historii nie poznamy z podręcznika, zresztą mostu też już nie ma - nie tylko w podręcznikach, ale i fizycznie, bo został zniszczony podczas budowy Zalewu Koronowskiego. I właśnie jego szczątki postanowili odnaleźć członkowie rejestrującego się właśnie stowarzyszenia "Historia i Pamięć".
- Chcemy poszukiwać przeszłości nie niszcząc jej śladów - mówi Mariusz Fryckowski z Tucholi. - Z przerażeniem patrzymy na łupieżców, którzy biegają z wykrywaczami metalu i wydłubują z ziemi artefakty przeszłości. To plaga. Naszym celem jest informować i katalogować, a przede wszystkim wciągnąć w badanie przeszłości młodzież.
Wertowali mapy
A samo poszukiwanie zaczęło się tak naprawdę prawie trzy lata temu, bo zanim ustalono, że to właśnie ten brzeg i to miejsce, trzeba było przewertować stare mapy. - Udało nam się ustalić przebieg mostu dzięki satelicie - zdradza Kazimierz Woźniak z Tucholi. - Zaczęliśmy też szukać w archiwach. W Berlinie odnalazłem informację, że właśnie na tym moście zginął brat byłego burmistrza Berlina - Henrich Weizsacker. Został przewieziony do Klonowa, gdzie jest pochowany.
Po wyprawie wiadomo, że szczątki mostu są widoczne na dnie. - Tak naprawdę zostały tylko resztki pali, ale ślady na pewno są - mówili wynurzający się płetwonurkowie, którzy przy okazji wyczyścili brzeg z wiadra i taczki.
To jest historia
- Wydarzenia, które miały miejsce w naszej okolicy, są cząstką tej wielkiej, podręcznikowej historii. I my właśnie mieliśmy okazję dotknąć jej śladów - mówi Woźniak. - Taką wiedzę chcemy przekazywać młodzieży - najpierw zainteresować tym, co było tu, obok nas, u nas. A później wielkim światem.
"Historia i Pamięć" plany ma sprecyzowane - rekonstrukcje przeszłości, wciągnięcie na historyczne tropy młodzieży i kolejne wyprawy. - W szkole chętnie chodziłem na kółko historyczne - wspomina Woźniak. - Porządkowaliśmy cmentarze, chodziliśmy poznawać historię na zewnątrz, nie w budynku. Z własnego doświadczenia wiem, że młodzież niechętnie przyjdzie do szkoły, ale na takie swobodne spotkania, czemu nie?
Podczas pisania tekstu skorzystałam z pamiętników "Wspomnienia żołnierza" Heinza Guderiana