Brak miejsc w żłobkach. Ratunkiem są babcie i nianie

W ubiegłym roku na liście rezerwowej było 47 rodziców. Odeszli z kwitkiem, bo jak ktoś dostanie miejsce w żłobku, raczej go nie odstępuje. W miejskim żłobku są tylko 52 miejsca dla maluchów. I nie ma zmiłuj.

Jak mówi dyrektorka Ludmiła Szultka, miejsc nie przybywa, a zainteresowanie od kilku lat jest na bardzo wysokim poziomie. Jak będzie w tym roku? Rodzice mają jeszcze tydzień na składanie podań, lista szkrabów, które trafią do żłobka, zamknięta będzie w maju.

Więcej informacji z Chojnic i okolic szukaj tutaj

Rodzice nie mają wyboru, muszą cierpliwie czekać i liczyć na łut szczęścia. Zasady są jednak sztywne i dla wielu stanowią barierę nie do pokonania. Kryteria przyjmowania maluchów do żłobka określa statut placówki. Pierwszeństwo mają dzieci samotnych rodziców, z rodzin zastępczych czy wskazanych przez MOPS. - Premiujemy też dzieci niepełnosprawne, choć nie ze wszystkimi rodzajami niepełnosprawności - mówi Szultka.

Zgodnie z ustawą do żłobka mogą trafiać dzieci w 20. tygodniu życia. - Najmłodsze miały pięć miesięcy, już podrosły - śmieje się Szultka.

Brakiem miejsc w żłobku zainteresowali się członkowie komisji rewizyjnej. Zauważyli, że w żłobku dwie sale zajmuje Przedszkole nr 9. Gdyby je opuściło, można by tam zaadaptować dwa dodatkowe pomieszczenia: salę zabaw i sypialnię. Efekt: możliwość przyjęcia nawet 25 dodatkowych maluchów.

Burmistrz Arseniusz Finster jest przeciwny temu rozwiązaniu. Na ostatniej sesji zauważył, że w myśl nowej ustawy można liczyć na to, że powstawać będą punkty żłobkowe. - Nie róbmy konkurencji nowym podmiotom - zaapelował do radnych. - Poczekajmy. Jako miasto powinniśmy zainteresować się tematem. Tyle że na końcu, a nie zaraz na początku.

W tym roku w budżecie miasta na pewno nie znajdą się też pieniądze na przeszklenie tarasu, który znajduje się w budynku żłobka. Szkoda, bo dzięki zamontowaniu takiej ściany, dzieci mogłyby tam spędzać więcej czasu.