Mieszkańców wsi kole w oczy idąca w górę budowa schroniska turystycznego w Biskupinie (inwestorką jest Katarzyna Sobolewska).
Nie mogąc przejść obok tego faktu obojętnie, sąsiadujący ze spornym obiektem po raz kolejny spotkali się na zebraniu. Ucieszyli się, że przyjechał starosta. Załamali, że nie ma wójta.
- Pan wójt musiał wiedzieć o planowanym urlopie. Wystawił nas do wiatru - skomentowali.
Zamiast Zdzisława Kuczmy był gąsawski urzędnik. Była też radna Maria Warda. A po drugiej stronie liczna (jak poprzednio) grupa mieszkańców oraz - jakby inaczej - towarzysko pan Jacek Sobolewski (mąż inwestorki - pani Katarzyny, który już wcześniej zaznaczył, że wypowiadać się nie może, bo inwestorem nie jest; zapytany, po co przyszedł, odpowiedział, że towarzysko, dla rozrywki...)
Starosta Jaszczuk streścił (z datami) historię przepływu urzędniczych dokumentów, które doprowadziły do wydania pozwolenia na budowę spornego schroniska w Biskupinie.
O co ta wojna?
Przypomnijmy: wojna toczy się o to m.in., że strona (sąsiad Z. Gaczkowski) przy wydawaniu decyzji o warunkach zabudowy (dok. dot. gminy Gąsawa) nie został o zamiarze podjęcia tak dużej inwestycji poinformowany; dodatkowo inwestycja została źle wkreślona na mapce (kam. graniczne); doszło do tego, że część budowli wchodzi na działkę sąsiada.
Przy okazji "rozbierania" tematu na części wyszło jeszcze, że jedna ze stron (sąsiadka), czyli pani Henryka Szymankiewicz, wcale - jak twierdzi - nie otrzymała decyzji o warunkach zabudowy (mimo że przez gminę za stronę została uznana). - No o tym to ja tu od was dopiero teraz słyszę - skomentował starosta. - Ale to i tak nie leży w zakresie obowiązków mojego urzędu. To sprawa gminy Gąsawa. I gmina powinna zrobić porządek.
Kto stroną, a kto nie?
Starosta przyjechał do Biskupina, żeby - jak podkreślał kilka razy - przekazać mieszkańcom, iż dla niego stroną jest jedynie inwestorka. A pozwolenie na budowę zostało wydane, bo było w zgodzie z uwarunkowaniami technicznymi (rozporządzenia ministra infrastruktury z 12 kwietnia 2002 roku w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie). Wcześniej oczywiście zgromadzono też inną niezbędną dokumentację, m.in. z gminy Gąsawa i z WUOZ z Bydgoszczy (opinia pozytywna).
- I na tej podstawie - zrozumcie - mówił Jaszczuk - ja nie mogę tej budowy wstrzymać, wzruszyć, zmienić.
- Nic tu się nie da. Ta budowa jest legalna. Jeżeli natomiast nastąpi zmiana w decyzji o warunkach zabudowy, wtedy dopiero mogę działać. Są tu jednak trzy drogi: albo wójt uzna decyzję za prawidłową, albo zmieni ją w części, albo uchyla i zmienia w całości. Jeśli w części, to pozostaje pytanie: zależy co zmieni. Jeśli w całości - to ja uchylam pozwolenie na budowę.
I znów niewypał!
- A wójt mówił, że pan też może zablokować decyzję, że on też musi na pana czekać! - padło z sali. - Wójt tak powiedział? - zapytał starosta.
A ludzie na to: - No i nie ma pana wójta i znów jest niewypał. Bo gdyby był, to byście sobie to wyjaśnili. I nam też.
- Ja też jestem na urlopie. Ale przyjechałem. Bo wiem, jak tu u was wygląda - skomentował Jaszczuk.
- Stronom została odebrana szansa oprotestowania tej decyzji. Tak szybko zostało wydane pozwolenie na budowę - wtrącił obecny na zebraniu Wiesław Zajączkowski, dyrektor MA w Biskupinie.
- Nieprawda - odciął starosta. - Z dokumentów wynika inaczej. Poza tym u mnie stroną była pani Sobolewska.
- Ale pana dobrą wolą winno być, żeby tę budowę wstrzymać. Dla dobra ogółu. Do czasu wyjaśnienia sprawy - stwierdziła M. Kaszyńska.
- Nie mam żadnych podstaw prawnych. To wasz ukochany wójt musi wydać decyzję po wznowieniu postępowania w sprawie warunków zabudowy dla tego budynku pani Sobolewskiej.
- I jeszcze jedno: dziwię się Tobie, Wiesiu (chodzi o W. Zajączkowskiego), że od swojej koleżanki z branży nic nie wiedziałeś. Powinieneś mieć też do niej pretensje (chodzi o opinię pozytywną dot. inwestycji wydaną przez Iwonę Brzozowską - szefa bydgoskiej Delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków).
Na co Zajączkowski: - Niestety zawiodłem się i na władzach gminy, i na koleżance Brzozowskiej. I jasno to dziś mówię.
A teraz prokurator?
- Ale pana służby też winny w sposób merytoryczny ocenić projekt - dodał dyrektor muzeum, komentując dalej: - Nazbierało się... Łącznie z tym, że pani Szymankiewicz (jako strona, sąsiadka) nie otrzymała decyzji o warunkach zabudowy. Ja nie wiem, co jeszcze można wykombinować w gminie... To jest samowola budowlana! Jaszczuk: - Nie jest. To jest legalna budowa. Zajączkowski: - Ale na podstawie nieważnych dokumentów (chodzi np. o uprawomocnienie decyzji o warunkach zabudowy - dokument gminy).
Z sali padło: - To co? Pozostaje prokurator?!
Do rozmowy wtrąciła się radna Maria Warda: - Panie starosto! My liczymy, że pan mądrością i wiedzą pomoże rozwiązać problem.
- Ale musi być decyzja wójta - stwierdził starosta.
- No tak. A wójt jest na urlopie...
Na to starosta: - Ktoś z kimś rozmawiał na temat przeprojektowania budynku, a ściślej jego góry.
- Ale my go wcale nie chcemy! Takiego molocha w środku wsi. Który nam zabiera ciszę. I jest budowany bez poszanowania naszego zdania i przepisów - skomentowała Małgorzata Kaszyńska, siostra Z. Gaczkowskiego, którego dom sąsiaduje z inwestycją.
A radna Warda: - Może lepiej, żeby przeprojektowali? Bo inaczej nie dacie rady...
Jedno jest pewne: mieszkańcy czekają na decyzję wójta. Wtedy - mają nadzieję - coś drgnie.
Co ciekawe: staroście na wychodne klaskali. Że przyszedł.