Henryk M. został postrzelony 6 marca 2000 roku przed swoim blokiem przy ulicy Traugutta. Wracał wtedy z własnego ślubu. Kula dosięgła go, kiedy próbował wejść do klatki schodowej. Jedynym świadkiem, który widział zamachowców była kobieta z sąsiedztwa M. Zauważyła ona czterech mężczyzn, wysiadających z pickupa. Mieli kombinezony robocze, futerał z jakimś długim przedmiotem i drabinę.
- Musimy długotrwale zawiesić postępowanie w tej sprawie - powiedział "Pomorskiej"sędzia Lech Magnuszewski, rzecznik prasowy Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, który badał sprawę oskarżonych o zamach na Henryka M., ps. Lewatywa.
Przypomnijmy, że śledztwo w tej sprawie wznowiła po kilku latach Prokuratura Apelacyjna w Lublinie, którą na trop domniemanych zamachowców skierowali świadkowie koronni i anonimowi. Ich zdaniem na życie Henryka M. dybali czterej jego byli współpracownicy:Stefan Ch., ps. Stif, Tadeusz Sz., ps. "Warszawiak" (zamieszany także w udział w łódzkiej ośmiornicy), Robert M., ps. "Sałata" i Jacek W., ps. "Szafir".
Henryk M. na przełomie lat dziewięćdziesiątych i nowego milenium kierował jedną z bydgoskich grup przestępczych. Gangsterzy trudnili się wymuszeniami i oszustwami na dużą skalę. Jak twierdził Marek W., któremu podobno proponowanie "odstrzelenie"bossa z Bydgoszczy, wspólnicy "Lewatywy" mieli mu za złe, że brał dla siebie lwią część zysków, a reszcie dawał ochłapy. Zamach miał być próbą przejęcia kontroli nad interesami grupy i zemstą za złe traktowanie "żołnierzy".
Wspomniany Marek W., egzekutor łódzkiej ośmiornicy, zeznał, że jeden z oskarżonych zaprowadził go nawet na dach bloku przy ulicy Powstańców Wielkopolskich, skąd mógłby zastrzelić Henryka M. w czasie kiedy przebywał on na trybunie dla VIP-ów podczas meczu żużlowego. Nie zgodził się przyjąć zlecenia, ale rozmowę pamiętał. Ostatecznie W. wycofał swoje zeznania i przerwał negocjacje z prokuraturą.
Oskarżonych uniewinniono. Sąd uznał, że nie ma jednoznacznych dowodów na ich winę. Apelację wniosła prokuratura. Od ponad roku sprawa nie może znaleźć swojego finału.
- Poprosiliśmy policję o odnalezienie świadka anonimowego, który zmienił miejsce zamieszkania. Musimy czekać - dodaje sędzia Magnuszewski.