W Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy zakończył się proces, w którym na ławie oskarżonych znaleźli się Jarosław G., były szef spółki deweloperskiej Dom M4, Aleksandra G. i Roman D.
Strony wygłosiły mowy końcowe w postępowaniu. Według prokuratora utrzymane zostały wszystkie wskazanie w akcie oskarżenia zarzuty. Zażądał łącznie 10 lat pozbawienia wolności wobec Jarosława G., a dla jego wspólnika Romana D. roku i 8 miesięcy więzienia. Wobec córki oskarżonego, Aleksandry G. - półtora roku pozbawienia wolności.
Proces rozpoczął się w 2023 roku. Wcześniej prokuratura informowała, że G. "sprzeniewierzał środki finansowe, które miały być przeznaczone na budowę osiedla". Zarzucono mu oszustwa na szkodę reprezentowanych przez siebie spółek, do których miało dojść, m.in. podczas sprzedaży nieruchomości, na kwotę ponad 1,5 mln. zł.
- Innym sposobem działania Jarosława G. było przywłaszczanie pieniędzy zarządzanych przez siebie spółek poprzez dokonywanie przelewów z rachunku bankowego pod pozorem ich kierowania do kontrahentów, podczas gdy w rzeczywistości pieniądze te wpływały na konta Aleksandry G. W ten sposób sprzeniewierzono środki w łącznej kwocie ponad 500 tys. zł - podkreśla rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy, prok. Agnieszka Adamska-Okońska w komunikacie w tej sprawie.
Na konto córki
G. miał przywłaszczać pieniądze uzyskane w formie gotówki od klientów, nie przekazując ich kasy spółki. Łącznie miało to być ponad 120 tys. zł. Miał też przeprowadzić na koszt spółki prywatne transakcje o wartości ponad 220 tys. zł. Śledczy zarzucają mu również, że dopuszczał się innych nadużyć finansowych, a także podrobił znaczną liczbę dokumentów.

Okiem Kielara odc. 15
- Pieniądze pochodzące z przestępstw były następnie przelewane na rachunki bankowe Aleksandry G. - podkreśla prokurator.
Oprócz postępowań karnych w toku była również sprawa upadłości spółki Dom M4. Część zarzutów formułowanych w sprawie karnej, w której właśnie proces w bydgoskim sądzie zakończył się wygłoszeniem mów końcowych, odnosiła się do budowy miniosiedla w Fordonie. Pierwsi klienci, chcący zamieszkać na Osiedlu Bydgoskich Olimpijczyków, wpłacali już pieniądze na nowe mieszkania w roku 2014, a do tej pory kilkudziesięciu z nich nie dostało kluczy do swoich lokali.
Jarosław G. w 2024 roku w innym procesie usłyszał wyrok 4 lat pozbawienia wolności. Chodziło, m.in. o wprowadzenie w błąd notariusza w sprawie transakcji zbycia trzech nieruchomości na południu Polski. Spółka deweloperska prowadzona, która działała między innymi w Bydgoszczy, z tego tytułu miała ponieść stratę w wysokości 12 mln zł.
Oskarżony "to nie banalny człowiek, jak my wszyscy"
W środę 29 maja obrońca Jarosława G. w swoim wystąpieniu przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy przekonywał, że sprawa w ogóle nie powinna być przedmiotem procesu karnego. W jego rozumieniu spółka Dom M4 i inne podmioty, między którymi następowały przepływy pieniędzy, tworzyły rodzinne konsorcjum firm, w którym ostatecznie nikt nie był poszkodowany.
Zaznaczył również, że jego klient, Jarosław G. zmaga się z "chorobą dwubiegunową".
- To nie jest banalny człowiek, jak my wszyscy - podkreślał adwokat. Dodał, że jego klient wymaga w związku z tym innego podejścia, bo "inaczej patrzy na świat". - Czy od razu, kiedy nie oddam pieniędzy, jestem oszustem? - pytał prawnik.
Z kolei mecenas Krzysztof Ogrodowicz, który reprezentował Aleksandrę G. podkreślał, że oskarżenie jego klientki o to, iż "przyjmowała" pieniądze wyprowadzane ze spółki Dom M4, jest z gruntu chybione.
- Wysoki sądzie, prokuratura wykorzystała relacje ojciec-córka, między innymi stosując groźbę aresztowania mojej klientki - mówił mec. Ogrodowicz. - Aleksandra G. nie miała świadomości, co to za środki wpływają na konta założone przez nią. Stąd też całkowicie nieuzasadnione jest określenie "przyjmowała" środki.
Człowiek z przeszłością
Mecenas Piotr Kardas, który bronił Romana D., podkreślał, że nieuzasadniony jest zarzut udziału w "oszustwie sądowym" sformułowany wobec jego klienta. Zaznaczał, że jego klient nie mógłby "wymyślić" tak skomplikowanego działania, polegającego na wprowadzeniu sądu w błąd, co do należności wobec jednej ze spółek.
Apelował również do sądu o to by ten nie brał pod uwagę jego "karty karnej". Roman D. lata temu został bowiem skazany za udział w zorganizowanej grupie przestępczej. - Ona ma też potrzebę niesienia pomocy. Próbuje żyć uczciwie. Być może po prostu chce na końcu móc mieć podniesioną głowę - podkreślał adw. Kardas. - Dajmy szansę temu człowiekowi, nie zamykajmy go w więzieniu.
Wszyscy obrońcy wnosili o uniewinnienie swoich klientów. Wyrok zapadnie 10 czerwca.