Kto późno przychodzi, sam sobie szkodzi. Znaczenie tego hasła poznali wczoraj bydgoszczanie, którzy zjawili się w Wydziale Zdrowia, Świadczeń i Polityki Społecznej ratusza przy ul. Grudziądzkiej w Bydgoszczy.
Przyszli złożyć wnioski o świadczenia rodzinne i z funduszu alimentacyjnego. Mogą je mieć, jeśli dochód na osobę nie przekracza 539 złotych na rękę albo 623 w przypadku, gdy występuje niepełnosprawność.
Na brzdąca do 5. roku życia można dostać 77 złotych co miesiąc. Rodzice dzieci w wieku 5-18 lat mają szansę na 106 złotych. Na te od 18 do 24 lat, urząd wypłaca po 115 złotych.
Czas nagli. Jeśli dokumenty dostarczą do końca września, a zasiłek zostanie im przyznany, pierwszą wypłatę dostaną w listopadzie. Gdy nie wyrobią się w tym miesiącu, pieniądze otrzymają dopiero w grudniu.
11 kartek
Formularz na zasiłek rodzinny ma 11 stron. Ich wypisanie i załatwienie załączników zazwyczaj trwa krócej niż składanie dokumentów. Trzeba czekać nawet 3 godziny. Gdyby przybyli na początku miesiąca, czekaliby połowę krócej. Gdyby...
Godz. 9 wczoraj. W kolejce stoi ponad 100 osób. Samotne matki z dziećmi albo bez dzieci. Osoby poruszające się o kulach. Ojcowie. Babcie, które przyszły zająć miejsce w kolejce. Jedni w welurowych dresach i adidasach sprzed paru sezonów. Inni - eleganccy, jakby z biura wyszli. Ogonek długi, że zakręca na placu otoczonym przez inne budynki magistratu.
Grupka dzieci, które przyszły tu z rodzicami, bawi się pod ścianą urzędu. Pochmurno, ale miny mają wesołe. No, może niewyspane są.
Nie ma się co dziwić. Urzędnicy zaczynają pracę o 8, a pierwsi wnioskodawcy czekają już pod drzwiami z 1,5-godzinnym wyprzedzeniem.
- Przyjechałam o 6.20, a byłam piąta - mówi jedna z kobiet. - Warto było, bo pieniądze dostanę. Ponad 100 złotych co miesiąc więcej to dla mnie spora różnica.
Zaczepiam matkę z dzieckiem w wózku stojącą z tyłu: - Nie wpuszczą pani bez kolejki?
- A gdzie tam! Nawet nie pytam - odpowiada kobieta w wieku około 20 lat. - W zeszłym roku zapytałam, to takie krzyki podnieśli, że wolę odczekać swoje. Zresztą: mały na razie śpi.
Za nią stoi pani Aneta. Pracuje jako szwaczka w kilkuosobowej firmie. Sama wychowuje dwoje dzieci. - To moje drugie podejście, żeby złożyć dokumenty - mówiła wczoraj. Przedwczoraj też byłam, zaraz po pracy. Około 14.30. Ludzi było tyle, że zrezygnowałam. Dziś wzięłam sobie wolne, żeby wszystko załatwić.
Przeczytaj także: Ma 30 dzieci z 11 kobietami i nie chce płacić alimentów
Żona w domu
Pan Krzysztof też stał. Żona w zaawansowanej ciąży została w domu z 3-letnim synkiem. Tylko tata (zatrudniony jako murarz) utrzymuje rodzinę. Żyją za około 1700 złotych miesięcznie. Wczoraj mężczyzna się spóźnił do pracy, ale szef wiedział, z jakiego powodu.
Kolejka na Grudziądzkiej się wydłuża, a urzędnicy... Co robią? Czytaj dziś (28.09.2012) w papierowej "Pomorskiej".
Czytaj e-wydanie »