Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoszczanin trenuje reprezentacyjnych kajakarzy Portugalii. W kraju mu podziękowano

Kazimierz Fiut [email protected]
Na pracę w Portugalii rodzina się zgodziła, ale Brazylia to dla Ewy i Ryszarda zdecydowanie za daleko.
Na pracę w Portugalii rodzina się zgodziła, ale Brazylia to dla Ewy i Ryszarda zdecydowanie za daleko. Archiwum prywatne
Nieobecność w domu 250 w dni roku. Innej drogi do sukcesu w naszej dyscyplinie jednak nie ma - podkreśla Ryszard Hoppe, były trener polskiej reprezentacji, od 9 lat z powodzeniem pracujący z kajakarską kadrą Portugalii.

Kiedy Ryszard poznał Ewę, właśnie rozpoczynał swoją trenerską przygodę z kajakami. Razem spędzili już 43 lata, choć nie do końca.

W kajakarstwie, jeżeli marzysz o wywalczeniu medalu mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich - nie możesz sobie pozwolić na chwilę wytchnienia. Sezon zaczyna się w listopadzie, a kończy we wrześniu. - Zgrupowania, konsultacje, badania, zawody, znowu zgrupowania i tak bez końca. Nieobecność w domu 250 w dni roku. Innej drogi do sukcesu w naszej dyscyplinie jednak nie ma - podkreśla Ryszard Hoppe, były trener polskiej reprezentacji, od 9 lat z powodzeniem pracujący z kajakarską kadrą Portugalii.

- Wiedziałam, w co się pakuję, wiedziałam, że wiążę się ze "sportowym wariatem" - wspomina początki ich znajomości Ewa, jego żona. - Kiedy się poznaliśmy, "na dzień dobry" zabrał mnie na klubowe zgrupowanie do Chomiąży Szlacheckiej. Tam dostałem pierwszą sportową szkołę życia. Zaakceptowałam to. Brałam udział w kolejnych eskapadach. Gdy w 1977 roku pojawiły się córki: bliźniaczki Magda i Beata, nasza spacerowa trasa wiodła z bydgoskich Wyżyn na przystań Astorii przy Królowej Jadwigi, skąd razem wracaliśmy do domu.

Skazana na sport

To był jednak dopiero początek zmagań Ewy ze sportem. Podobnie jak mąż ukończyła Technikum Obuwnicze przy nie istniejącej już "Kobrze" (bydgoska fabryka obuwia - przy. red.). On wybrał sport, ona została w swoim zakładzie instruktorem praktycznej nauki zawodu.

Córki poszły w ślady taty.- W ogóle się temu nie dziwię. Spędzały przecież wiele godzin na przystani, brały udział w zgrupowaniach - zauważa Ryszard.

- Na szczęście nie wybrały kajaków, a sport bardziej kobiecy - siatkówkę - śmieje się Ewa. - W tej sytuacji zmieniła się nasza marszruta: brałyśmy azymut na sportową szkołę przy Karłowicza i halę sportową Pałacu Młodzieży przy Jagiellońskiej. Byłam naocznym świadkiem ich siatkarskiego dorastania. Nie mogło mnie zabraknąć na żadnym meczu, stałam się wiernym kibicem zespołu. Gdy tylko było to możliwe, zabierałam ze sobą też męża spędzającego całe dnie na przystani.

Odważna decyzja

W Polsce klubowy trener kajakarstwa nie jest finansowym krezusem. Zagraniczny kontrakt może wydatnie podreperować rodzinny budżet. W 1994 roku właśnie taką propozycję Hoppe otrzymał z Portugalii. Skorzystał z niej, choć było sporo wątpliwości.

- To była nasza wspólna decyzja. Zaakceptowały ją żona i dorastające córki - podkreśla szkoleniowiec, który najbardziej obawiał się nieznajomości języka.

Pomógł mu w tym jego wychowanek Zdzisław Szubski pracujący wtedy już w tym kraju. Nauczył go podstawowych zwrotów oraz kilku specjalistycznych dotyczących kajakarstwa. Z takim bagażem Hoppe wyruszył z optymizmem na południe Europy.

- Bariera językowa doskwierała najbardziej, gdy dzwonił telefon. Bałem się odebrać. Z czasem było jednak coraz lepiej. Po 18 miesiącach, gdy po raz pierwszy obejmowałem przed igrzyskami w Atlancie portugalską kadrę, dałem się nawet namówić na krótki wywiad do tamtejszej telewizji. Dzisiaj z mediami mogę rozmawiać godzinami.

Propozycja

Pierwsza przygoda z Portugalią zakończyła się po dwóch latach. Dostał z kraju propozycję nie do odrzucenia: praca razem z Michałem Brzuchalskim z reprezentacją naszego kraju. - Nie zmieniło to naszego rodzinnego stylu życia. Nadal mąż spędzał blisko 250 dni poza domem, a ciężar wychowania córek spoczywał na moich barkach. Nie osłabiło to jednak naszego związku opartego na wzajemnym zaufaniu - podkreśla Ewa.

Magda i Beata po ukończeniu szkoły średniej zdecydowały się na kontynuowanie sportowej kariery oraz nauki w Poznaniu. Na tamtejszej Akademii Wychowania Fizycznego. - Tam to one przychodziły na tor regatowy na Malcie, by dopingować naszych reprezentantów - dodaje Ryszard, który po nieudanych dla Polski mistrzostwach świata, właśnie w Poznaniu, objął w 2001 roku samodzielnie biało-czerwoną kadrę.

- Mocno trzymałyśmy z córkami za niego kciuki. To przecież było wielkie wyróżnienie i prestiż, prowadzenie narodowej reprezentacji. Wierzyłyśmy, że odniesie w igrzyskach w Atenach sukces, że kajakarze sięgną po medale - wspomina małżonka.

Nie udało się. Związek nie dał szansy na korektę. Dymisja. - Nie wiedziałem, co dalej z sobą począć. Szans na pracę w szkole jako nauczyciel wychowania fizycznego bądź biologii nie miałem żadnych, w klubach też nie było zbyt dużego popytu na trenerów.

Cierpliwi Portugalczycy

Pamiętali o nim jednak Portugalczycy. Zaproponowali powrót. I znowu odbyło się rodzinne zebranie. Do żony i córek doszli zięciowie, a także wnuki. W tym Wiktorek, u którego stwierdzono rzadką chorobę - miopatię miotubularną, czyli jeden z rodzajów zaniku mięśni. - Finanse były jednym z argumentów na ponowne opuszczenie domu. Choć to była kropla w morzu potrzeb, to tylko w ten sposób mogłem pomóc córce w leczeniu i rehabilitacji Wiktorka. Ewa zaangażowała się na co dzień.

- Kiedy przed 7 laty przeszłam na emeryturę, właściwie większość czasu spędzam w Poznaniu, u córek z wnukami.

A mają czwórkę wnucząt: 11-letni Wiktorek, synek Magdy, ma o rok młodszego brata Mikołaja, zaś 7-letnia Dominika i 6-letni Mateusz to dzieci Beaty. - Choć Wiktorek skupia na sobie najwięcej uwagi, to wszystkie wnuki otaczamy troskliwą opieką - zapewniają Ewa i Ryszard.

- Gdy po raz drugi wyjechałem do Portugalii, ustaliliśmy pewne zasady i staramy się je przestrzegać: święta Bożego Narodzenia i sylwestra spędzamy razem w Polsce. Na Wielkanoc żona przyjeżdża do mnie, a latem dołączają do niej córki z wnukami. Po zakończonym sezonie zwiedzamy różne zakątki naszego kraju - wylicza Hoppe, najlepszy trener w Portugalii 2012 roku.

Działacze portugalskiej federacji wykazali się większą cierpliwością od polskich i zebrali całkiem pokaźne żniwo. Hoppe przez 9 lat zbudował solidną piramidę szkoleniową, a przede wszystkim jego kajakarze zdobyli 44 medale mistrzostw świata i Europy we wszystkich kategoriach wiekowych. Tylko w tym sezonie fetował kolejne 7 krążków do kolekcji. Docenili to fachowcy w kraju, w którym króluje futbol - kajakarzowi przyznano tytuł trenera roku.

- Mąż spełnił swoje marzenie. Jego zawodnicy zdobyli srebrny medal olimpijski. Szkoda, że nie dla Polski, a pierwszy dla Portugalii - mówi z dumą Ewa, która jego nieobecność w domu rekompensuje sobie podróżami po przepięknych zakątkach tego kraju.

Rekompensata za rozłąkę

- Za każdym razem udajemy się do Fatimy, do sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej. Przepiękna jest stara część Lizbony stolicy Portugalii oraz Porto położone nad rzeką Duoro. Warto udać się na południowy brzeg tej rzeki, mostem zaprojektowanym przez słynnego Eiffela, do Vila Nova de Gaia, gdzie składowane jest najsłynniejsze na świecie wino Porto czy też do leżącego na południu kraju Algarve z niezliczoną liczbą plaż. Bardzo chciałabym jeszcze zobaczyć Maderę - wylicza Ewa.

- A gdy zgłodniejemy obowiązkowo idziemy na bacalhau, czyli solonego, suszonego dorsza. Podobno można go przyrządzać w 1000 sposobów - dodaje.

Ryszard: - Są i inne niezliczone potrawy z ryb i owoców morza. W Porto obok wina, które podaje się właściwie przy każdej okazji, można też spróbować flaczki smakujące jednak nieco inaczej aniżeli nasze polskie.

Jak długo Hoppe pozostanie jeszcze w Portugalii? - Mam zgodę od rodziny do igrzysk olimpijskich w Rio do Janerio, a potem już emerytura i powrót do Polski. Czy taki będzie scenariusz - trudno przewidzieć, rezygnację złożył dotychczasowy prezes federacji, z którym współpraca układała mi się wzorowo. Nowy zostanie wybrany 7 grudnia i to w głównej mierze od niego będą uzależnione moje dalsze losy. Na pewno nie skorzystam z oferty złożonej mi przez federację brazylijską.

- Nie zgodziliśmy się ze względu na odległość. To znacznie by ograniczyło nasze kontakty. Telefon i skype to za mało - tłumaczy Ewa. Gdyby kontrakt w Portugalii został przedwcześnie rozwiązany, niech wraca do domu. Mam jednak nadzieję, że za 2,5 roku ponownie będzie świętował olimpijski medal swoich zawodników. A my, jak zwykle będziemy z niego bardzo dumni.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska