Wszyscy wiemy, co to jest fastfood. Od pewnego czasu pojawiło się jednak określenie slowfood. Nie chodzi bynajmniej o to, że długo czekamy na zamówione potrawy tylko o to, abyśmy w spokoju dali sobie czas na jego konsumpcję. Ma to niebagatelny wpływ na nasze zdrowie i co za tym idzie kondycję psychiczną.
Mały lokalik na pięć stolików mieści się przy ulicy Łaziennej w Toruniu. Prowadzą go dwie siostry. Właścicielką jest Krystyna Zaleska a szefową kuchni Agnieszka Borkowska, która wcześniej pracowała jako nauczycielka i agent ubezpieczeniowy. Gotowanie to ich tradycja rodzinna. Była to już pasja ich dziadka oraz ojca. Specjalizują się w bardzo pracochłonnych potrawach mącznych opierając się na starych, wyciągniętych z szuflady przepisach. Menu oprócz stałych pozycji obejmuje także potrawy sezonowe i takie, które pojawiają się w zależności od fantazji szefowych. Dania główne to przede wszystkim trzy rodzaje pierogów: ruskie, z mięsem oraz z kapustą i grzybami. Panie przyjmują również zamówienia na święta. Największą wśród klientów popularnością cieszą się tzw. szare kluski ziemniaczane robione z surowych ziemniaków. Podawane są z kruszonym twarogiem i polewane skwarkami z boczku wędzonego. Kilka dań mięsnych kuchni staropolskiej urozmaica kartę. W Piątej Klepce nie używa się żadnych półproduktów ani gotowych przypraw. Wszystko przygotowywane jest na miejscu. Można zamówić małą lub dużą porcję co jest istotne zarówno dla głodomorów, jak i dla nielubiących się przejadać.
Klasyczny zestaw zup obejmuje siedem pozycji. Wśród nich pomidorowa ze świeżych pomidorów, a także barszcz z buraków, a nie z torebki. Ja zaś skusiłbym się na żurek na zakwasie z lanymi kluseczkami. Oprócz tego znajdziemy tam kilka potraw na bazie mięs tradycyjnych. Personel liczy sześć osób co pozwala codziennie na własnoręczne przyrządzenie wystarczającej ilości specjałów. Takie desery jak ciasta pojawiają się okazjonalnie i pieczone są przez właścicielkę.
Ogromna konkurencja sprawiła, że trudno było przetrwać pierwsze pół roku działalności tym bardziej, że z założenia Piąta Klepka nie była reklamowana w mediach. Mimo to jest to przykład jak dzięki ciężkiej pracy oraz pasji zdobyć przychylność klientów. Bez wątpienia pomogła poczta pantoflowa. Ja sam o istnieniu tej restauracyjki dowiedziałem się od właścicielki innych restauracji w Toruniu. Stołuje się ona tam z całą rodziną z braku czasu i ochoty na gotowanie w domu. Jak to mówią szewc bez butów chodzi. W czasach, gdy duże restauracje w tygodniu narzekają na brak konsumentów, te małe, przez niektórych skazane na zagładę, pękają w szwach. To dobrze. Daje to nam klientom możliwość wyboru, a właścicielom zapał do pracy. No i kapitał zostaje w naszym mieście, a nie jest wywożony do Francji czy na Ukrainę. Naszym odwiecznym przyjaciłom z Włocławka czy Bydgoszczy życzymy, aby Piąta Klepka i tam otworzyła swoje filie.
A oto jak się robi specjalność zakładu, czyli pieczeń zakrawaną inaczej huzarską:
Podłużny kawałek wołowiny zrazowej nacinamy w cienkie pasy ale nie do końca. Nacieramy przyprawami, cytryną, curry, sosem sojowym i odrobiną oliwy. Musi ona spędzić całą noc w lodówce. Drobno siekaną cebulkę podsmażamy na maśle i sypiemy do niej suchy, starty chleb razowy na zakwasie. Dodajemy żółtka i przyprawiamy. Tak otrzymany farsz wkładamy w co drugie nacięcie naszego mięsa. Całość spinamy i wkładamy na około dwadzieścia minut do bardzo gorącego piekarnika. Następnie zmniejszamy temperaturę do 180 stopni Celsjusza. Dodajemy surową cebulę, podlewamy wodą, zakrywamy brytfannę i pieczemy 1 -1,5 godziny. Dzielimy tak, aby każda porcja zawierała dwa plastry i farsz pomiędzy nimi. Dodatki i surówki wedle gustu. Po obiadku zalecam 20 minut leżakowania w całkowitej bezczynności. Leżaki niestety przynosimy ze sobą!