Pan Zbigniew zaplanował sobie, że obejrzy w telewizji mecz piłkarski. Zamiast tego cały wieczór spędził w szpitalu, gdzie opatrywano mu rany.
- To było około godziny dwudziestej - opowiada mężczyzna. - Odprowadziłem samochód do garażu i wracałem ulicą Żeromskiego do domu. Planowałem obejrzeć mecz piłkarski. Zapowiadał się miły i spokojny wieczór. Niestety, jak się okazało, nie dla mnie...
W pewnym momencie na pustawej już o tej porze ulicy mężczyzna zauważył dwoje młodych ludzi, kobietę i mężczyznę. Kobieta prowadziła na smyczy dużego psa. Był bez kagańca. W momencie, kiedy para mijała się z mężczyzną, pies rzucił się na starszego człowieka.
- Pod ciężarem psa przewróciłem się na chodnik. Pies zaczął mnie gryźć. Zanim kobieta odciągnęła go, rozcharatał mi ramię, łokieć, mam też rany klatce piersiowej... - opowiada zdenerwowany mężczyzna. Pan Zbigniew poprosił towarzyszącego kobiecie mężczyznę, by wezwał pomoc, bo mocno krwawił. - Odmówił mi - twierdzi nasz Czytelnik. - Sam nie mogłem tego zrobić, bo swoją komórkę zostawiłem w domu, wiedząc, że tylko odprowadzam auto do garażu. Skierowałem się na ulicę Wiejską, na pobliski postój taksówek, gdzie poprosiłem o pomoc. Taksówkarz, któremu chciałbym w tym miejscu podziękować, zadzwonił po pogotowie. Tym sposobem znalazłem się w szpitalu, gdzie mnie zaopatrzono.
W szpitalu nasz Czytelnik został przesłuchany przez policję. - Opisałem to zdarzenie. Prosiłem, żeby policja dotarła do właścicielki psa, która tuż po zdarzeniu, wraz z psem, gdzieś zniknęła - mówi pan Zbigniew. W szpitalu dostał zastrzyk przeciwtężcowy. Poinformowano go również, że jeśli pies nie odnajdzie się, a właściciel nie udokumentuje, że jest szczepiony przeciwko wściekliźnie, czeka go seria zastrzyków. - Dziś jeden z tej serii zastrzyków mam już za sobą - opowiada mężczyzna. Jak wynika z informacji, które uzyskaliśmy u Arkadiusza Majewskiego, zastępcy naczelnika Wydziału Prewencji Komendy Miejskiej Policji, funkcjonariusze z dzielnicy, w której mieszka pan Zbigniew, wyjaśniają tę sprawę. - Wiemy, kto jest właścicielem psa, to tylko kwestia czasu, kiedy będziemy z nim rozmawiać - mówi Arkadiusz Majewski.
- Jak to możliwe, żeby człowiek dwa kroki od domu nie był bezpieczny - oburza się pan Zbigniew. - Przecież jest obowiązek noszenia kagańca, tym bardziej w środku miasta i przez duże psy. - Apeluję do ich właścicieli, aby respektowali ten obowiązek! - mówi Czytelnik. W przeciwnym wypadku nigdy nie będziemy się czuli bezpieczni.
Był dwa kroki od domu, kiedy rzucił się na niego pies
Renata Kudeł
Włocławianin apeluje do właścicieli psów: - Zakładajcie swoim pupilom kagańce!
Podaj powód zgłoszenia
s
A co w ogóle robi Straż Miejska ,z wyjątkiem pod siebie?
O
Kaganiec pieskowi? też coś!? Najlepiej i najbezpieczniej założyć właścicielowi a nuż nakrzyczy i wyzwie...nie mówiąc o pogryzieniu. Tak nawiasem, kogo obchodzi pies z wlaścicielem? chyba najmniej straż miejską.