Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byłym pracownikom PGR-ów trzeba dać wędkę i trochę ryby

Lucyna Talaśka-Klich, [email protected], tel. 52 32 63 132
Kazimierz Ławik jest szefem Związku Byłych Pracowników Państwowych Gospodarstw Rolnych, który istnieje od 1998 roku
Kazimierz Ławik jest szefem Związku Byłych Pracowników Państwowych Gospodarstw Rolnych, który istnieje od 1998 roku Fot. Nadesłane
Rozmowa z Kazimierzem Ławikiem prezesem Związku Byłych Pracowników Państwowych Gospodarstw Rolnych

- Od dwudziestu lat nie ma pegeerów, ale w miejscowościach, gdzie kiedyś istniały takie gospodarstwa wciąż mieszka milion, a może nawet milion trzysta tysięcy ludzi. To byli pracownicy PGR-ów i ich rodziny. Jak oni są dzisiaj postrzegani?

- Często jako ofiary życiowe, które niczego nie potrafią i tułają się bez zajęcia.
Bywa oczywiście i tak, choć zdecydowana większość sobie poradziła.

Szacujemy jednak, że nawet do 600 tysięcy mieszkańców popegeerowskich wsi w Polsce nie dało sobie rady w nowych warunkach. To się teraz nazywa wykluczeniem społecznym.

- Jednak nie radzą sobie także ci, którzy urodzili się już po likwidacji państwowych gospodarstw. Z czego to wynika?

- Odziedziczyli biedę i pewne zachowania po rodzicach, którzy pracowali w Państwowych Gospodarstwach Rolnych, a po ich likwidacji zostali bezrobotni.

W PGR-ach znacząca część załóg była słabo wykształcona. Kadra techniczna stanowiła zaledwie kilka, najwyżej kilkanaście procent. Reszta nie musiała kończyć szkół wyższych, by pracować choćby w oborze, czy jako operator sprzętu rolniczego.

Po tym jak dokonała się rewolucja dziejowa, ich umiejętności przestały być pożądane na rynku pracy i wielu osobom świat się zawalił.

- Niektórzy jednak potrafili otrząsnąć się i znaleźć pracę gdzie indziej.

- Pół biedy, jeśli PGR leżał niedaleko takiego miasta jak Bydgoszcz, gdzie łatwiej o pracę. Albo jak kogoś było stać, żeby kupić chociaż stary samochód na dojazdy do pracy.

Najczęściej jednak było tak, że wraz z likwidacją państwowych gospodarstw, ustawała też komunikacja z przysiółkami.

I ludzie zostawali w zapadłej dziurze, odcięci od reszty świata. Bez pracy i perspektyw. W województwie kujawsko-pomorskim też takich miejsc jest sporo.

- Jak można im pomóc?

- Po pierwsze potrzebne są duże pieniądze na infrastrukturę. Na przykład na przebudowę kotłowni, rurociągów przesyłających ciepło i wielu innych rzeczy, które kiedyś robiono na miarę dużych firm i często byle jak. Mieszkańców nie będzie nigdy stać na utrzymanie takich instalacji.

Trzeba też znaleźć pieniądze na kupno mieszkań zastępczych dla byłych pracowników PGR-ów, którzy wciąż mieszkają w pałacach i innych zabytkowych budynkach. Przecież oni nie będą inwestować w remont czegoś, co nigdy nie będzie ich własnością, więc zabytki popadają w ruinę.

Gdyby kupić im tanie mieszkania w małych miejscowościach, to państwo jeszcze by na tym zyskało. Bo pałac bez lokatorów łatwiej sprzedać.

- Państwo kupi im mieszkania i co dalej? Z czego je utrzymają? Z zapomóg?

- Nie, bo tym ludziom trzeba dać przede wszystkim wędki.

Cały wywiad będzie można przeczytać w papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej". Zamieścimy go 10 listopada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska