https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cały strach świata

Rozmawiała Małgorzata Święchowicz
KRZYSZTOF MROZIEWICZ - dziennikarz, kiedyś  korespondent wojenny w Azji, doradca ministra  spraw zagranicznych, ambasador RP w Indiach,  Sri Lance i Nepalu. Właśnie wydał "Moc,  niemoc, przemoc" - książkę o ewolucji  terroryzmu.
KRZYSZTOF MROZIEWICZ - dziennikarz, kiedyś korespondent wojenny w Azji, doradca ministra spraw zagranicznych, ambasador RP w Indiach, Sri Lance i Nepalu. Właśnie wydał "Moc, niemoc, przemoc" - książkę o ewolucji terroryzmu. Jarosław Pruss
Rozmowa z KRZYSZTOFEM MROZIEWICZEM

     - Nosiciel z głowicą nuklearną na plecach siada sobie w kawiarni, zamawia espresso i odpala ładunek. Ten opis w pana książce o terroryzmie przyprawia o ciarki.
     - To znany scenariusz, opisał go wcześniej Yossef Bodansky (ten sam, który przewidział atak na Manhattan - dop. red.), ale wtedy amerykański wywiad to zlekceważył.
     - Możliwe, że terroryści mają broń nuklearną z Rosji?
     - To pewne. Jest potwierdzenie wywiadu Emiratów Arabskich. Od 7 do 21 głowic zginęło generałowi Lebiediowi. On sam nie był pewien, ile. Jak tylko powiedział, że mu zginęły głowice...
     - Sam też zginął.
     - Zginął w katastrofie helikoptera, który jest bezpieczniejszy od samochodu. O tym się jednak nie mówi.
     - Tak, jak nie mówi się, że na drodze do Peszawaru można kupić kobietę, która za 500 dolarów da się obwiązać ładunkami wybuchowymi i posłać na śmierć w dowolnym miejscu świata.
     - Kupcy już o tym mówią, wiedzą, że taka jest cena. Kobiety próbują ratować swoich bliskich, w ten sposób wyciągają rodzinę z biedy, podtrzymują życie męskiej części rodu.
     - To wszystko idzie w jakąś straszną stronę. Co robić?
     - Nad tym muszą zastanowić się sztaby armii krajów średniej wielkości. Bo sztaby wielkich krajów sobie z tym na pewno nie poradzą. To nie jest robota dla Stanów Zjednoczonych czy Chin. To robota dla Izraela, dla Polski... Supermocarstwa są tak wielkie, że przez tę swoją wielkość nieudolne. Czasami bezradne, 11 września to pokazał.
     - Pan twierdzi, że wtedy Amerykanów wykończyło niepodręcznikowe działanie terrorystów. Jakich jeszcze niepodręcznikowych działań możemy się spodziewać?
     - To może sobie wyobrazić tylko Stanisław Lem. Ja aż takiej wyobraźni nie mam. Wspominam tylko o inżynierii genetycznej. Może kiedyś ludzie ibn Ladena, gdzieś na farmie w Sudanie, zaczną klonować ludzi gotowych na wszystko, fanatycznych wyznawców islamu.
     - W swojej książce wspomina pan także o terroryzmie internetowym. Także o generatorach poddźwiękowych, które mogą rozproszyć tłumy powodując masową utratę kontroli nad jelitami. Także o substancjach, które rozlane na lotniskach i drogach sparaliżują życie ludzi powodując brak tarcia...
     - Wtedy żaden samolot nie mógłby wystartować ani wylądować. Ludzie nie mogliby ani jeździć, ani chodzić.
     - To możliwe?
     - Takie substancje są już znane. Na razie nie są w posiadaniu terrorystów, ale przy pieniądzach, jakimi dysponuje ibn Laden, to kwestia czasu. Na wolnym rynku wszystko przecież można kupić, nie trzeba nawet tworzyć własnych laboratoriów.
     - Do niedawna mogło nam się wydawać, że terroryzm, to nie nasza sprawa. Gdzieś daleko ktoś o coś walczy, wysadza się w powietrze...
     - Nie, nie, nie. To już nieaktualne. My jesteśmy na celowniku.
     - Wystawiliśmy się lądując w Iraku?
     - I bardzo dobrze, że tam wylądowaliśmy. Wiem, że to opinia niepopularna. Mam z tego powodu kłopoty w domu. Moja córka, studentka wydziału prawa, uważa, że jestem kretynem popierając naszą obecność w Iraku.
     - Większość Polaków jest po stronie pana córki.
     - Moi studenci z Uniwersytetu Warszawskiego zrobili mi awanturę, gdy starałem się uzasadnić sens obecności Polski w Iraku. Nadal uważam, że to dobra decyzja. My nie jesteśmy rozgrywającym w NATO. Jesteśmy nowym członkiem, krajem, który powinien pokazać sojusznikom, że jest wiarygodny. I to była dla nas szansa. Poza tym też najlepszy sposób przekształcenia armii amatorskiej - w łapciach, z kotami i całą tą falą - w armię zawodową. Bez zawodowej armii nie ma sensu nasze uczestnictwo w NATO. Sprawni, dobrze wyszkoleni żołnierze są nam potrzebni także ze względu na sąsiedztwo. Polska graniczy przecież nie tylko z Rosją, ale i Niemcami. Nie można mieć pewności, czy w Europie Środkowej nie nastąpi jakiś rodzaj destabilizacji. Wystarczy, że w Niemczech załamie się gospodarka, która już i tak ledwo dyszy. I niech się zacznie coś dziać.
     - Co wtedy?
     - Dopóki kraje są powiązane sojuszami, jeden drugiemu nie może nic zrobić, ale przecież czy dużo trzeba, żeby doszło do konfliktu? Awantury w świecie szybko się rozpowszechniają. Widać to po Bałkanach. Są bitwy o miedzę, rewindykacje... A żeby demokracja europejska nie zawaliła się, jak domek z kart, potrzebne są trzy filary: poszanowanie granic, poszanowanie praw człowieka i poszanowanie mniejszości. Wystarczy, że runie choć jeden z tych filarów i wszystko runie razem z nim. Europa zamieni się w Azję.
     Jaką mamy sytuację teraz? Niemcy i Francuzi wyganiają stąd Amerykanów. I ci w końcu mogą powiedzieć: pomagajcie sobie sami, my i tak mamy co robić, pół Azji do nas należy. Wy tu w Europie, jak chcecie, kłóćcie się dalej, róbcie sobie unijną konstytucję, uchwalajcie budżety, definiujcie przez 30 lat długość banana. Wasza sprawa. Unia Europejska, supermocarstwo gospodarcze, które ma broń jądrową, w sytuacji zagrożenia będzie praktycznie nieczynna. Terroryści bardzo chętnie z tego skorzystają. To nie są prymitywni ludzie. Terroryści zawsze byli bardzo dobrze wykształceni, i zawsze byli bardzo bogaci. To nie oszołomy, jakby się mogło niektórym wydawać. Oczywiście, terroryzm skrajnie prawicowy to bandytyzm. Ale terroryzm jako taki, to bardzo wysublimowana dyscyplina.
     - Dlaczego tak wysublimowanych, wykształconych ludzi zajmuje zabijanie innych?
     - Tu nie chodzi o zabijanie. Chodzi o manipulację cudzym lękiem.
     - Ale skuteczniej się manipuluje, jeżeli wcześniej kogoś się zabije. Można wtedy pokazać tym, którzy przeżyli: zobaczcie, co was czeka.
     - Zagrożenie śmiercią, to jest to. Ludzie mają się bać, że ktoś wsypie botulinę do akweduktu, ktoś odpali ładunek nuklearny. Chodzi właśnie o ten strach. O to, żeby pani się bała.
     - Po 11 września zaczęłam się bać.
     - Ile osób wtedy zginęło?
     - Za dużo.
     - W Madrycie?
     - Za dużo.
     - Na Bali?
     - Za dużo.
     - Prawda, o każdego człowieka za dużo...
     - Dlatego właśnie mówię o zabijaniu. Mam wrażenie, że wciąż ktoś musi ginąć, żebyśmy przypadkiem nie pozbyli się strachu. Granica podnosi się niebezpiecznie. Gdy w Iraku Al Zarkawi ściął pierwszą głowę, cały świat tym żył, z przerażeniem oglądał egzekucję - film można było kupić na irackim rynku za równowartość banana. I kiedy wszyscy się już napatrzyli, jedna obcięta głowa przestała robić wrażenie. Dla terrorystów to jasne, że trzeba więcej głów, żeby nie zejść z czołówek gazet świata.
     - Terroryści zawsze znajdą dojście do mediów. Żadna stacja telewizyjna, żadna gazeta nie odmówi przekazania informacji od terrorystów, bo redaktorzy myślą: jeśli ja tego nie podam, to poda konkurencja. Mamy więc coraz więcej informacji. I coraz więcej krwi. Krew leje się z ekranów, widać kawałki ludzkich ciał. Ale czy można coś z tym zrobić? W Związku Radzieckim, kiedy był monopol na informacje, można było wstrzymać publikację, W Korei Północnej można nie publikować, w Chinach też. Ale w świecie wolnych mediów, co można zrobić?
     - Poddać się tej masakrze? Mam wrażenie, że wszyscy już jesteśmy pokaleczeni. Nie trzeba zginąć z rąk terrorysty, żeby czuć się...
     - ...zabijanym? Nie ma od tego ucieczki. Trzeba w sobie wyrobić pewną odporność. Ale nie można myśleć kategoriami: skoro nie mogę tego zmienić, muszę polubić. Tego nie wolno polubić!
     - Ale dobrze byłoby choć coś z tego rozumieć. A to wojna bez reguł. Nie bierze się jeńców. W Iraku przeciwnika się wybija (jak Irakijczycy Amerykanów) albo się go śmiertelnie upokarza (jak Amerykanie Irakijczyków)...
     - Cóż to byłaby za wojna, gdyby panowie stanęli naprzeciwko siebie w białych rękawiczkach i skrzyżowali szpady? Nie chodzi o to, żeby walka była ładnym spektaklem. W historii żadna wojna nie była elegancka, bo tu nie elegancja się liczy, a rezultat.
     - Jaki będzie rezultat w Iraku? Amerykanie wchodząc tam, zakładali, że przyniosą Irakijczykom demokrację. Naiwni?
     - To był błąd w założeniu. Taki sam, jaki popełnił kiedyś Breżniew sądząc, że uda mu się wprowadzić komunizm w Afganistanie. W Azji nie ma ani jednego kraju, w którym można byłoby zainstalować przywieziony na czołgach ustrój.
     Demokracja, jak mówiłem opiera się na trzech wartościach: poszanowaniu granic, praw człowieka i praw mniejszości. System wartości w Azji jest zupełnie inny. Tam najważniejsze jest poszanowanie głowy rodziny i poszanowanie państwa. Jeśli ktoś mówi, że w Iraku można wprowadzić demokrację, to każdego, kto choć trochę zna Azję, musi rozśmieszyć do łez.
     Breżniew też myślał, że kiedy jego wojska wejdą do Afganistanu, uciskana klasa robotnicza poczuje się wolna, rzuci się na szyję, kwiatów nawrzuca do luf. A jak było, wszyscy wiemy. To samo w Iraku. Amerykanom wydawało się, że tylu tam uciskanych demokratów, wystarczy tylko wejść, wesprzeć i zaraz będą kwiaty w lufach.
     - Nie ma kwiatów, są wybuchy.
     - Amerykanie już na początku popełnili straszny błąd. Rozwiązali wszystkie struktury, które stworzył Saddam Husajn. A trzeba było zostawić armię i niektóre formacje policji. Wystarczyło tylko powyjmować z tych struktur niektórych ludzi, komendantów, najbardziej zasłużonych za Saddama, najbardziej znienawidzonych. Irakijczycy sami by takich wskazali. Nie trzeba było wszystkich upokarzać, rozbierać do gaci, powodować, żeby się rozpierzchli.
     - Irakijczycy nie chcieli w swoim kraju rewolucji?
     - Mówi się, że rewolucja niesie wolność. Jaką wolność? Hasło rewolucji francuskiej brzmiało: Wolność, Równość, Braterstwo... Ale było tam coś jeszcze, pamięta pani, jak to szło?
     - Nie.
     - Nikt nie pamięta pełnego hasła. A brzmiało: Wolność, Równość, Braterstwo albo ŚMIERĆ. Jeśli nie chcesz tego, co ci niesiemy, giń.
     - I w Iraku wciąż ktoś ginie. My wysyłamy tam ostatnią zmianę żołnierzy. A co zrobią Amerykanie?
     - Zależy im na likwidacji reżimów w Arabii Saudyjskiej i w Iranie. Liczą, że może sama ich obecność w Iraku wywrze wpływ na sąsiadów, Iran przestanie majstrować przy bombie jądrowej, a w Arabii Saudyjskiej zmniejszy się rola wahabitów. Wahabici są bardzo wpływowi na dworze saudyjskim. I wiadomo, że finansują terrorystów w Azji Środkowej, na obszarze byłych republik Związku Radzieckiego, w których odżywa islam.
     - Amerykanie jeszcze długo zostaną w Iraku?
     - Nie mają wyjścia. Jeśli Bush dziś opuści Irak, to już jutro jest tam Putin. Będzie chciał skorzystać z szansy zwiększenia strefy wpływów. Trzeba było o tym pomyśleć, kiedy się wchodziło.
     - Czy to jakaś niekończąca się historia? Amerykanie nie opuszczą Iraku. I terroryści go nie opuszczą. Będą zabijać zdrajców idących na współpracę z wrogiem. W tradycji arabskiej tego nie puszcza się płazem, ginie zdrajca i brat zdrajcy...
     - W świecie islamu ten, kto zginie w słusznej sprawie, idzie po nagrodę do nieba. Ma dziewczyny, za które teraz groziłoby mu ukamienowanie. Ma wino, za które tutaj dostałby może z 80 batów. To co mu szkodzi? Po co mu się dłużej męczyć w tym irackim, ziemskim piekle?
     - Zabić kogoś i zginąć w Iraku, to pokusa dla ludzi z różnych stron świata...
     - Tak, to holding. Międzynarodówka Al Kaida.
     - Ta międzynarodówka obejmuje już z połowę krajów na Ziemi. W Europie ma komórki w Niemczech, Beneluksie, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Francji, Bośni, Kosowie... Europejska grupa grożąca Polsce działa prawdopodobnie w Hamburgu i nazywa się Tauhid. Dlaczego dotąd nic się o Tauhid nie mówiło?
     - Wywiad, jeżeli coś wie, nie powinien za dużo mówić.
     - Jeśli to ma być tajemnica, to pan się już wygadał w swojej książce.
     - Co miałem zrobić? Nie napisać tego, co wiem? Czy iść z tym do szefa wywiadu, żeby mi założył teczkę, a później, żeby mi ktoś tą teczką machał?
     - Skoro tak blisko mamy terrorystów, to może powinniśmy przestać wsadzać kij w ich mrowiska? Co prawda z Iraku chcemy się wycofać, ale za to zwiększymy kontyngent w Afganistanie. A tam też gorąco. Ostatnio Talibowie zdobyli miasteczko Miau Misziu, wywieźli urzędników, a jeszcze wcześniej w innych miastach atakowali wojskowe garnizony i komendy policji. Amerykanie, gdy odkryli ich obóz, wybrali się bombowcami. Zginęło 150 osób. To największe walki od czterech lat. Nikt się nie spodziewał, że Talibowie mogą się jeszcze tak zorganizować.
     - Przyszli z Pakistanu, dostali w kość, na chwilę znikną w Pakistanie, odrodzą się i znów wrócą. Generał Musharraf obiecał, że zamknie granicę z Afganistanem, ale nie ma takiego generała, który zdołałby to zrobić. Amerykanie wchodząc do Afganistanu powinni wejść też do Pakistanu.
     - To kolejny ich błąd? A teraz my, tam, na to wszystko?
     - Afganistan jest bezpieczniejszy dla polskich żołnierzy niż Irak. W Iraku jesteśmy najeźdźcami, w Afganistanie wykonujemy mandat NATO. I tam nas lubią, bo tak jak oni buntowaliśmy się przeciwko Związkowi Radzieckiemu.
     - Niech będzie, że nas lubią. A ibn Laden żyje czy nie żyje?
     - Nikt nie widział wiarygodnego świadectwa zgonu. Ale moim zdaniem zginął w jaskini Tora-Bora. Został rozerwany przez bombę, która absorbuje tlen. Ale żeby mieć pewność, że nie żyje, trzeba by zeskrobać warstwy ścian tunelu o 10-kilometrowej długości i zrobić analizę DNA.
     - Ludziom się wydaje, że wystarczy zabić ibn Ladena i będzie spokój. Tak, jak wcześniej wydawało się, że wystarczy ująć Saddama Husajna, a w Iraku zaraz zapanuje szczęście.
     - To myślenie Amerykanów i ludzi, których fascynują westerny. Tylko oni mogli sądzić, że jak złapią Husajna, to złapią całe irackie zło. A jak złapią ibn Ladena, to nie będzie już Al Kaidy i nie będzie terroryzmu.
     Co z tego, że nie będzie ibn Ladena, skoro dookoła zostanie sto tysięcy takich samych, jak on? Zawsze znajdzie się ktoś na jego miejsce.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska