Dyrektor Bioetanolu: - Dziękuję "Pomorskiej", od początku była z nami. Wspólnie wygraliśmy tę walkę. Złożenie broni oznacza to, że zakład wraca do pracy.
- Stanie się to w tym, a najpóźniej przyszłym tygodniu. Mamy wreszcie zgodę na produkcję częściowo skażonego alkoholu etylowego z przeznaczeniem na wyroby chemiczne, na której zależało nam najbardziej. Wszystkie decyzje w naszej sprawie zostały umorzone - cieszy się Krzysztof Grabowski, dyrektor finansowy chełmżyńskiego zakładu.
Byli zdeterminowani. Wyszli na ulicę
"Obecnie nie toczą się żadne postępowania wobec spółki Bioetanol AEG dotyczące składu podatkowego zlokalizowanego na terenie Chełmży" - potwierdza w korespondencji do "Gazety Pomorskiej" Wojciech Baranowski, dyrektor Izby Celnej w Toruniu. - "Naczelnik urzędu celnego umorzył wszystkie wszczęte wobec niej postępowania w sprawie określenia wysokości zobowiązania podatkowego w podatku akcyzowym. Zatwierdził również akta weryfikacyjne, dzięki czemu możliwa jest produkcja i funkcjonowanie firmy" .
Przypomnijmy, pierwszy raz opisaliśmy problemy chełmżyńskiej gorzelni zaraz po tym, jak w lutym tego roku celnicy cofnęli jej pozwolenie na prowadzenie składu podatkowego, czyli innymi słowy: zakazali produkcji alkoholu etylowego.
Urzędnicy uznali, że z wyrobu Bioetanolu da się wyprodukować alkohol do spożycia, choć opinie biegłych wskazywały, że to nie jest możliwe. Celnicy nakazali firmie zapłacić zaległą milionową akcyzę, z której wcześniej była formalnie zwolniona. Zakład stanął. Komornik zajął majątek i konto spółki.
Kilkadziesiąt zatrudnionych osób zadrżało o swoje miejsca pracy, tym bardziej że w Chełmży panuje duże bezrobocie.
Ludzie byli zdeterminowani i nie dali za wygraną. Podjęli trudną walkę o swój zakład.
- Wiedzieliśmy, że z urzędnikami łatwo nie pójdzie, ale nie poddawaliśmy się, planowaliśmy nawet strajk głodowy przed izbą celną - wspomina Eugeniusz Kałamarski, emerytowany pracownik Bioetanolu, który uczestniczył we wszystkich protestach w obronie firmy.
Po raz pierwszy pracownicy wyszli na ulicę w marcu tego roku, wtedy protestowali przed Urzędem Wojewódzkim w Bydgoszczy. W kwietniu manifestowali przed Izbą Celną w Toruniu. Niedługo później zablokowali drogę krajową nr 91 w Kończewicach. W czerwcu znowu stanęli przed oknami dyrektora celników. Zawsze towarzyszyły im takie hasła typu: "My chcemy pracy", "Uruchomić Bioetanol" czy "Dyrektor, rozstrzygnij sprawę".
O swoich problemach pisali do polityków różnych partii, Ministerstwa Finansów, premiera, a nawet prezydenta.
Czy już wreszcie można powiedzieć o definitywnym końcu kłopotów Bioetanolu?
- Mam nadzieję, że tak, choć majątek zakładu nadal jest zajęty przez komornika. Jednak teraz, po umorzeniu wszystkich postępowań, zapewne to już jedynie formalność, by został odblokowany - uważa Grabowski. - Mamy problem z innym naszym zakładem, w Nowej Wsi Wielkiej, ponieważ z powodu zobowiązań wymówiono nam umowę dzierżawy. Liczę jednak, że w tej sytuacji właściciel obiektu zmieni zdanie. Trzeba również pamiętać, że pod koniec sierpnia kończy się nam pozwolenie na prowadzenie składu podatkowego, które jest wydawane na 2 lata i po tym czasie trzeba je odnawiać. Wierzę, że dostaniemy tę zgodę, że celnicy już nie zechcą dalej utrudniać nam prowadzenia biznesu.
Zakład stał, ale ZUS i podatki płacił
Firma jest w upadłości układowej, więc ma szansę dogadać się z wierzycielami:
- Prosimy trzymać za nas kciuki, ponieważ przez ostatnie kilka miesięcy, gdy zakład stał, ponieśliśmy straty w wysokości 2,3 mln zł. Przecież w tym czasie normalnie płaciliśmy pensje, ZUS, podatki, rachunki za wodę i prąd. Cały czas ponosimy też spore koszty związane z obsługą prawną. Liczę jednak, że nam się uda - podsumowuje dyrektor Bioetanolu.
